separateurCreated with Sketch.

Pani „dusza”, majowe kapliczki i śpiew, który niósł się przez całą wioskę

Nabożeństwo majowe pod kapliczką w jednej z polskich wsi
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
W tej majowej scenerii, mając przed sobą małą kapliczkę zawieszoną na drzewie, a w tle widok na pobliską dolinę i przeciwległe zbocze, kilkanaście osób rozpoczynało śpiewy ku czci Matki Boskiej. Rytm nadawała pani „dusza”...
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„Zapada zmrok, już świat ukołysany. Kolejny dzień odfrunął nam jak ptak”. Mam słabość do tej pieśni. Zawsze wywołuje we mnie nostalgiczne wspomnienia z czasów młodości. W maju, gdy zieleń dookoła ubiera góry swoimi przeróżnymi odcieniami, a na łąkach żółcą się maleńkie kropki mleczy, po to, by za jakiś czas zamienić się w lekkie jak piórko dmuchawce, serce i ciało aż rwą się, żeby wdychać majowe powietrze i ogrzewać się nim od środka i na zewnątrz.

„Idziemy ku kaplicy?”

W miejscu, gdzie mieszkałem z rodzicami jako nastoletni chłopak, majowe pierwsze grille i ogniska zawsze urozmaicane były niosącym się po graniach i dolinie śpiewem. Nie były to jednak smętne zawodzenia przy ognisku, gdzie atmosfera rozgrzewała się z każdą godziną coraz bardziej pod wpływem fermentujących przez zimę i dopiero co przelanych napojów. Dźwięki dochodzące spod lasu każdego majowego wieczoru były zawsze takie same i rozbrzmiewały o w miarę stałych porach.

Zawsze poprzedzone były zwoływaniem się okolicznych mieszkańców i upewnieniem się: „Idziemy ku kaplicy?”. Po czym, patrząc z lotu ptaka, można by dostrzec kilka, kilkanaście głów zmierzających ścieżkami z różnych stron w jedno miejsce: ku kaplicy. 

Kaplica to w zasadzie za dużo powiedziane. Ot, przydrożna kapliczka, gdzie figurka Matki Bożej, wysokości około 30 centymetrów, zamknięta za szybką w małym drewnianym domku spogląda na zebranych wokół niej przybyszów. A oni zawsze witali i żegnali się odpowiednio, intonując: „O Maryjo witam Cię, o Maryjo żegnam Cię…”. Zebrani zawsze poprzedzali śpiew zapaleniem świeczki i sprawdzeniem, czy aby kwiaty mają wodę i „czy się jeszcze dobrze trzymają”. Ławeczka zrobiona z kawałka deski i dwóch pniaków mieściła może kilka osób, reszta uczestników stała dookoła.

Kapliczka na drzewie w Kampinoskim Parku Narodowym

Serce każdej majówki

I w tej majowej scenerii, mając przed sobą małą kapliczkę zawieszoną na drzewie, a w tle widok na pobliską dolinę i przeciwległe zbocze, kilkanaście osób rozpoczynało śpiewy ku czci Matki Bożej. Głównym oczywiście punktem było tzw. majowe, czyli Litania loretańska odśpiewana na znaną wszystkim melodię. Odpowiedniej tonacji i właściwie wykonanego śpiewu zawsze pilnowała jedna z najstarszych uczestniczek, która była sercem każdej majówki. Bez niej albo spotkania się nie odbywały, albo nie miały w sobie tego czegoś. To ona zaczynała śpiewy, wybierała pieśni, mając na uwadze, by codziennie zaśpiewać coś innego.

Oczywiście był pewien stały schemat, w skład którego wchodziło wspomniane już przywitanie i pożegnanie oraz litania. Oprócz tego śpiewano 2 lub 3 pieśni maryjne, a jako ostatnią intonowano „Zapada zmrok…” Niejeden turysta czy pieszy przechodzący tamtą drogą popatrzył z uśmiechem na zebranych lub też z dziwną miną odwracał wzrok i przyspieszał kroku. Czasem ktoś, kto nie zdążył pokończyć przydomowych obowiązków, słysząc rozpoczynający się śpiew, reflektował się szybko i pospiesznym, spóźnionym krokiem dołączał to śpiewających.

Nabożeństwo majowe pod kapliczką w jednej z polskich wsi

Śpiew, który cichnie...

Dziś takie majówki albo się nie odbywają, albo symbolicznie raz czy dwa w ciągu całego miesiąca zostaną odśpiewane przy kapliczce. Pani „dusza”, bez której majówka nie była już nigdy taka sama, nie może brać w nich udziału z racji wieku. Ten regionalny zwyczaj, zakorzeniony na szlakach i drogach Beskidów, powoli zaczyna zamierać. Pokolenia tych, którym rytm dnia i roku wyznaczały stałe pory modlitw i zmieniające się ich rodzaje (różaniec, majówka, czerwcowe...) jeden po drugim odchodzą.

Wraz z nimi odchodzą też zwyczaje i tradycje, tak mocno wpisane w ich życie. Kolejne pokolenia już mniej chętnie kultywują takie praktyki.  A to ze względu na zmieniający się rytm życia lub na coraz bardziej widoczny proces odchodzenia od wiary młodych ludzi. Nasze babki i dziadkowie, mimo że chcieli przekazać nam swoje wartości, muszą pogodzić się ze zmieniającym się światem.

Jednak w duszach i sercach uczestników, chociażby wspomnianych majówek, została kropla lub dwie nostalgii, które wiercą się niespokojnie i tęsknią do tamtych majowych, słonecznych dni. Kropla do kropli i może kiedyś przydrożne kapliczki znów wrócą do łask, a na graniach i w dolinach zabrzmią maryjne pieśni. A i kwiaty rozkwitać będą pod małymi domkami, gdzie zza szybki spogląda na nie cicha i zamyślona Niebieska Pani. 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.