Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Kolejna dwudziestomiesięczna róża o dobrego męża zakończona. Nie wiem nawet, która to już z kolei. Nowenny pompejańskie zmówione w tej intencji przynajmniej trzy: jedna przeze mnie, a dwie przez bliskie mi osoby. Słyszałam, że dobrze jest napisać list do świętego Józefa, określić w nim konkretnie, o co proszę i ustalić ramy czasowe. Napisałam dwa. Zostawiłam je w kaliskim sanktuarium. U Matki Bożej Świętogórskiej również. Odbyłam pielgrzymki. Prosiłam o wstawiennictwo. Zmówiłam litanie. Ofiarowałam komunie. Prosiłam, ale nie zauważyłam, żeby zostało mi dane...
„Złote” rady
Wiem, że modlitwa to nie koncert życzeń. Wiem, że Bóg wie lepiej. Wiem, że nic nie wymknęło się z Jego świętych rąk. Mimo to, głowa i wiedza to jedno, a to, co dzieje się w sercu, to już zupełnie inna historia.
Już dawno porzuciłam wieżę, zakasałam rękawy i zaczęłam pracę nad sobą, by mój książę rozpoznał we mnie prawdziwą księżniczkę. Wychodzę do ludzi, obracam się w środowisku, w którym mogę spotkać wartościowych mężczyzn, dbam o siebie, rozwijam zawodowo, mam pasje. Dlaczego więc żaden wartościowy chłopak mnie nie dostrzega? Wciąż szukam odpowiedzi.
„Przesadzasz" – słyszę. "Inni mają większe problemy. A ty? Jesteś jeszcze młoda, ładna, masz czas". Albo: "Jeśli będziesz taka wybredna, nigdy nikogo nie znajdziesz". Inni radzą: „Zacznij się inaczej ubierać. Załóż krótszą spódniczkę. Zacznij chodzić na imprezy, ale nie tylko te chrześcijańskie”. Doskonale zdaję sobie też sprawę, że powinnam przestać tak bardzo pragnąć. Nie od dziś wiadomo, że dopiero jak odpuścisz, to to na co czekasz do ciebie przychodzi.
Co ze mną nie tak?
Gdy słyszę te wszystkie złote rady, czuję ogromne poczucie winy. Zaczynam zastanawiać się, czy oby przypadkiem serio nie robię czegoś źle, a przynajmniej nie tak, jak trzeba. Może zbyt wiele oczekuję od życia? Może czas zadowolić się tym, co przeciętne?
Czy moje największe marzenie, czyli to o założeniu rodziny, w rzeczywistości nie jest dla mnie? Możliwe, że te wszystkie życzliwe osoby miały rację. Co więcej, jestem przekonana, że udzielając mi kolejnych rad, miały dobre zamiary. Problem w tym, że ja potrzebowałam tylko zrozumienia. Tego, by druga strona przyjęła moje zagubienie, niepewność oraz smutek i ból. Chciałam, by ktoś utulił te emocje, tak jak tuli się płaczące dziecko.
Teoria vs. praktyka
Często słyszałam: „Naucz się żyć pełnią, nie czekaj, aż poznasz tego jedynego”. I choć teoretycznie się z tym zgadzałam, w praktyce pojawiał się pewien problem. Jeśli w tej chwili rozeznaję, że moim powołaniem jest zostać żoną i matką, jeśli jest to największe pragnienie mojego serca, jeśli niczego bardziej na ten moment nie pragnę, to jak mogę żyć pełnią? Nie chodzi tu przecież o uzależnianie swojego szczęścia od posiadania bądź nie posiadania męża. A jedynie o niemożliwość bycia spełnioną, gdy niespełnione pozostają pragnienia serca.
Święty Augustyn pisał, że niespełnione jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu. Każdy człowiek nosi w sobie taką pustkę, którą zapełnić może tylko Bóg. I dopiero, gdy spotka Boga twarzą w twarz, osiągnie pełnię. Pełnię szczęścia i miłości. Czy w takim razie, tu na ziemi, ma wieść życie smutne i pozbawione radości? Oczywiście, że nie!
Brak męża równa się nieszczęśliwe życie?
Ludzie kochają, tworzą, poznają świat, mimo że ich serca wciąż tęsknią za Bogiem. I podobnie jest w moim przypadku. Jestem w stanie nie mieć męża i być szczęśliwa, ale nie będę wówczas wiodła szczęśliwego życia. Czy brak męża skazuje mnie na dożywotnie poczucie klęski? Nie!
Życie na ziemi nie jest życiem w raju, każdego z nas dotykają cierpienia. Ludzie umierają z głodu, inni są maltretowani, śmiertelnie chorują, oddają życie za swoje dzieci, giną w katastrofach, rodzą się z niepełnosprawnościami czy chorobami genetycznymi. To wszystko jest niezaprzeczalnie trudne. Wiadomo, że nie każdy musi spełnić marzenia i prowadzić życie, jakiego pragnie. Nie do tego zaprasza nas Bóg.
On otwiera przed nami drzwi do drogi miłości, której kres znajduje się u Jego stóp. Jest to droga wymagająca, ale On obiecał, że Jego jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie (por. Mt 11,30). Dlatego mogę nie znaleźć męża, a mimo to być szczęśliwą. Tylko ja naprawdę nie chcę już dłużej słuchać, że mam żyć pełnią, gdy widzę, że moje pragnienia wcale się nie spełniają.
Przychodzi moment, że dochodzisz do ściany
Dlaczego tyle pięknych i mądrych młodych dziewczyn żyje w samotności? Nawet nie próbuję rozwiązać tej zagadki. Chcę tylko zwrócić uwagę, że przychodzi taki moment, w którym człowiekowi ze zniechęcenia opadają już ręce. Odmówił kolejną serię modlitw, wokół wszystkie koleżanki się zaręczają, wychodzą za mąż, budują domy. Gdy na Facebooku wyświetli się zdjęcie noworodka, z którego mamą chodziło się do szkoły. Gdy znów trzeba szukać jakiegoś partnera na wesele...
"Drobnostka" – powiesz, drogi Czytelniku. Być może. W końcu, czym to wszystko jest w obliczu wieczności? Musisz jednak uwierzyć na słowo, że to bardzo boli. Nie tylko mnie, ale też setki innych kobiet.
Co zrobić w chwili zniechęcenia? Gdy brak już siły na modlitwę? Gdy nie ma już wiary w to, że marzenie o drewnianym stole, przy którym zgromadzi się cała rodzina, kiedykolwiek się ziści? Gdy skończyła się cierpliwość, żeby odpowiadać na kolejne pytania o związek? W tych wszystkich przypadkach, można… płakać.
I nie chodzi tu jedynie o puste łzy, ale o prawdziwy płacz przed Bogiem. O to, by usiąść przed Nim i wykrzyczeć w duchu: „Nie mam już siły. Boże mój, ja już nie chcę dłużej czekać! Mam dość samotności. Chcę zacząć wreszcie budować z kimś życie...”.
To chwila, w której możemy wylać przed Nim wszystkie swoje żale, a one jak potok popłyną do Jego stóp. I Bóg przechowa nasze łzy w swoim bukłaku (por. Ps 56,9). I gdy z płaczem zwiniemy się w kłębek i odwrócimy w kierunku ściany, powie: „Słyszałem twoją modlitwę, widziałem twoje łzy” (por. Iz 38,5). Ufam, że wtedy, gdy zmęczeni wtulimy się w Jego ojcowskie ramiona, On napełni nas łaską i znów uwierzymy, że ten, kto prosi, otrzyma, a kto szuka, znajdzie (por. Mt 7,8).