Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Abba Matoes – pustelnik z IV wieku, z wczesnego pokolenia. Był związany ze Sketis, być może tam spędził młodość; później mieszkał raczej na Synaju i w ogóle nad brzegami Morza Czerwonego. Był kapłanem, ale to jest jeden z tych przypadków, w których, jak już wspominaliśmy, wyświęcono kogoś przez zaskoczenie.
„Miłujcie utrapienie bardziej niż spokój”
Opowiadał abba Matoes, że raz trzej starcy przyszli do abba Pafnucego zwanego Głowaczem, aby go prosić o słowo. I zapytał ich starzec: Jakiego słowa chcecie ode mnie? Duchowego czy ziemskiego? Odpowiedzieli: Duchowego. Rzekł im starzec: Idźcie i miłujcie utrapienie bardziej niż spokój, zniewagę bardziej niż chwałę, dawanie bardziej niż branie.
Tu mamy bardzo wyraźne rozgraniczenie: jaki system wartości i pragnień jest ziemski, a jaki jest duchowy. A to jest bardzo trudne dla nas, którzy żyjemy wciąż w ciele, pragnąć raczej bólu niż przyjemności; raczej jakiegoś traktowania złego, niż traktowania nas dobrego; ofiary raczej niż przyjmowania, powiedzmy, cudzych ofiar.
Niemniej, jeżeli się świata nie postawi na głowie, do góry nogami, a przynajmniej na jakiejś wadze, to właściwie my nic o tym świecie nie będziemy wiedzieć. Jeżeli będziemy cały czas trzymać się tej naszej przyrodzonej skali wartości: to jest dobre, co jest przyjemne, docześnie pożyteczne itd. – to nic nie wiemy o celu istnienia wszechświata.
Jak pijane dziecko we mgle
Przecież wszechświat naprawdę nie powstał po to, żeby każdy z nas miał gdzie jakieś swoje ziemskie cele osiągać. Wszechświat ma inny cel i inny styl istnienia. A niestety tak jest: jeżeli człowiek nie zrozumie, że jego prywatna skala wartości nie jest tą skalą, którą zakładał Stworzyciel, to w gruncie rzeczy naprawdę nic o wszechświecie nie będzie wiedział i będzie się w nim błąkał, jak to się dawniej mówiło, jak pijane dziecko we mgle.
Otóż to sprawia dużo trudności. Gdyby nie ta konieczność rozregulowania naszej prywatnej skali wartości, to Pan Bóg nigdy by nie dopuszczał na nas żadnych cierpień. Dlaczego? Dlatego, że wiedzielibyśmy sami; a nie wiemy. I to wszystko, co nas uderza, co nas boli, co nam sprawia trudność – a my musimy to jakoś w miarę możności zwalczyć, tak jak się zwalcza chorobę lekarstwem, ale także zaakceptować; choćby nawet chorobę, z którą się walczy, też trzeba zaakceptować, i dopóki lekarstwo nie poskutkuje, dopóty ona boli, i trzeba zgodzić się na to – przez to wszystko nam się ujawnia, objawia inna skala wartości niż nasza.
Nikt nie mówił, że będzie przyjemnie...
Boża skala, wedle której naprawdę nie to jest najistotniejsze, czy my przeżyjemy całe życie w zadowoleniu ze świata i z samych siebie, tylko jest ważne zupełnie co innego; jest ważne, co my zrobimy z tymi warunkami, konkretami życiowymi, otoczeniem itd., które dostaliśmy. I dlatego w trosce o tę właśnie Bożą skalę wartości abba Pafnucy uczył, żeby miłować utrapienie bardziej, niż spokój; dlaczego? Czy to takie przyjemne? NIE – ale tu się Bóg odzywa. Tu Bóg daje nam poznać swoje myśli, swoją skalę wartości. Nie są myśli Moje, tak jak myśli wasze – mówi Bóg u Izajasza (55,8). A więc czegoś się tu można nauczyć; i nikt nie obiecał, że to będzie przyjemne, ale lekcja jest konieczna i podstawowa.
Fragment książki s. Małgorzaty Borkowskiej OSB pt. „Nad Księgą Starców. Komentarz do apoftegmatów”. Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl.