Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Katarzyna Kamińska: Czy Jezusa można nazwać singlem? Był w końcu samotny z wyboru...
O. Paweł Pawlikowski OP: Nie zapominajmy, że Jezus miał naturę i ludzką, i boską! Był sam przede wszystkim po to, by być dla innych.
Nie da się zaprzeczyć, że fizycznie był pociągający. Przynajmniej na obrazach pokazuje się Go jako bardzo przystojnego mężczyznę. Kobiety szalały?
Ponieważ był mężczyzną, z pewnością doceniał piękno kobiet. To normalne! Za podziwem nie musi jednak iść konsumpcjonizm. Pożądanie drugiego człowieka ukierunkowane na to, by go użyć, jest grzechem. Przypominam, że Jezus przyszedł na świat z misją. Jego zadaniem było zbawienie człowieka. Mimo że miał własną wolę, robił tylko to, do czego posłał Go Ojciec. Ta świadomość misji towarzyszyła mu przez cały czas. Widać to chociażby w scenie wesela w Kanie Galilejskiej. Gdy Maryja poprosiła Jezusa o przemienienie wody w wino, powiedział że przecież Jego czas jeszcze nie nadszedł. Doskonale wiedział po co zjawił się na świecie!
A jednak... był atrakcyjny, więc mógł kogoś pociągać.
I to nie tylko fizycznie. W czasach, gdy głosił Słowo Boże, w synagogach mogli Go słuchać wyłącznie mężczyźni. Ale Jezus wychodził przecież do każdego człowieka. Głosił więc Prawdę też kobietom. To dopiero musiało być niesamowicie pociągające! Potrafił dać człowiekowi czystą miłość!
Bardzo to romantyczne...
Pamiętajmy, że miłość Boga wykracza ponad schematy, które znamy z naszego ludzkiego doświadczenia. Jezus był otwarty również na tych, których ówczesne środowisko odrzucało: celników, trędowatych czy kobiety, które dopuściły się cudzołóstwa.
I budujące…
To przypomina, że każdy człowiek jest powołany do miłości, do tego by kochać i być kochanym.
Boskość – kwintesencja piękna!
Jezus, nawet gdy umiera na krzyżu, wciąż jest piękny!
Tak naprawdę nikt do końca nie wie, jak wyglądał. Całun Turyński – dzięki współczesnej nauce i badaniom – może jedynie sugerować wygląd Jego postury. Mimo że nie wiem do końca jak wyglądał, dla mnie Jezus to samo piękno. Kwintesencja boskości!
I pewnie to wpływało też w jakiejś mierze na sposób, w jaki przedstawiali go artyści. Siostra Faustyna widziała Jego wizerunek tak, jak przekazała to potem malarzowi. A Ojciec Joachim Badeni opowiadał o wizji, w której Jezus miał brodę i triumfował, przeganiając całe zło tego świata niczym karaluchy.
Każda wizja będzie nieco inna. I to wyobrażanie Go sobie w taki, a nie inny sposób jest piękne. Jednak człowiek nie jest w stanie opisać czy nawet namalować bijącego od Niego blasku i światła.
Single, samotni czy nawet pogubieni mogą się z Nim identyfikować ze względu na Jego otwartość. On też był w swoim środowisku w pewnym sensie odmieńcem.
Nie tylko oni mogą czuć z nim jedność. Możesz być w małżeństwie, a i tak czuć się samotnym. Samotność może towarzyszyć też zakonnikowi. Ale to działa w obie strony. Możesz być szczęśliwy, będąc singlem czy rodzicem.
Miłość Boga jest dla wszystkich. Człowiek – bez względu na to czy żyjący w związku, czy w pojedynkę – od zawsze poszukiwał Bożej miłości. I tęsknił za nią… Inna sprawa, że często szuka jej po omacku, pragnąc np. sukcesu czy większych pieniędzy. I tak zawsze będzie mu czegoś brakowało.
Duchowość i... finanse
Księża też często gubią się w zarabianiu i kwestiach finansowych.
To też są ludzie. I również zdarza się im nie doświadczać Bożej miłości. Zapominają o szacunku, ale i o tym, że przychodzi do nich sam Bóg. Ktoś, kto nie ma takiej świadomości albo zbyt rzadko o tym myśli, może czuć się samotny i mieć wrażenie, że ciągle poszukuje i gubi się w rzeczach materialnych.
Prawie dwa lata uczęszczałam do kościoła ewangelickiego i wspaniałe było tam to, że na koniec każdego nabożeństwa zawsze pastor mówił: "Boże, rozjaśnij nad nami swoje oblicze". W kościele katolickim kapłan wypowiada te słowa chyba tylko raz w roku.
Mam teraz "fazę" na modlitwę o żywą wiarę, czyli, mówiąc ogólnie: czyny zamiast słów! Każdego dnia trzeba sobie przypominać, że jest się przez Niego kochanym. To zobowiązuje mnie, bym kochał nie na tyle, na ile się nauczyłem, ale znacznie mocniej. Ważne, by każdego dnia zanurzać się w Jego miłości, a potem dzielić się nią z innymi. Inaczej wiara traci sens. Uczuciem trzeba się dzielić, a nie zachowywać je tylko dla siebie.
Dość idealistyczne podejście.
Ale właśnie po to Jezus przyszedł na świat. By nas uświęcić i podnosić! Chciał, byśmy mogli dzięki temu iść dalej. Gdy coś nam nie wychodzi, często się załamujemy. I to nie pochodzi od Boga, tylko od Szatana. Gdy masz już dość tego, że jest ciągle pod górkę, przypomnij sobie, że nie jesteś sam. On jest z tobą i kocha ciebie. Przyjmuje opuchniętego od płaczu czy nieczesanego od tygodnia.
Takie momenty zdarzają się nawet w z pozoru szczęśliwych związkach. To jest największym cudem, że Jezus nie wstydzi się naszych grzechów, tylko przychodzi i mówi: "Ogarnij się człowieku i ruszaj dalej! Kocham cię i jestem z tobą...".
Szkoda, że tak rzadko słyszymy to w kościele.
Prowadzę msze święte dla dzieci i na koniec zapraszam każdego z uczestników nabożeństwa, by podszedł, bo chcę osobiście go pobłogosławić. Kiedy tylko mogę, mówię w kazaniach, by Jezus rozświetlił nasze serca i by zapanował w nich pokój Chrystusowy.
Bóg ma różne oblicza, wiele osób się Go boi, jest w nich strach, że zacznie wystawiać ich na próbę, jak Hioba.
Potrzeba nam więcej wiary. Bez wiary nie jesteśmy w stanie znieść tego wszystkiego, co może na nas spaść. Wiara pomaga, bo Jezus wziął na siebie nie tylko grzechy, ale też nasze zmagania, cierpienia, całą ciemność.
Czy zakonnik to też singiel?
Tak po ludzku, czuje się ojciec singlem?
Wybór zakonu to jest powołanie. Świadomy wybór. Kiedy masz rodzinę, to w głównej mierze właśnie jej poświęcasz swój czas. Gdybym miał żonę i dzieci, pewnie nie gadalibyśmy sobie teraz tak spokojnie, bo zaraz ktoś by czegoś ode mnie chciał (śmiech). Troska o rodzinę to jest obowiązek. Jak przychodzi do mnie ktoś i prosi o rozmowę, to mam dla niego czas. Jak potrzeba, to szybko idę do chorego czy umierającego. Jestem dla wszystkich. Tak jak mój Mistrz. Jezus. On też był dla wszystkich…
Przepraszam, że się dość brutalnie wtrącę, ale wielu kapłanów i w ogóle ludzi, którzy uważają się za wierzących, zwyczajnie o tym zapomina. Kościół jako instytucja nie jest jakoś specjalnie otwarty.
Jezus jest dla wszystkich, bo każdy z nas został stworzony na obraz Boży. Nie ma więc co marudzić, tylko trzeba się modlić, żeby każdy potrafił się na tę miłość i naukę Jezusa otworzyć. By kapłani mieli podejście żywe, a nie starodawne. Trzeba się też modlić, żeby pasterze żyli wiarą. Pamiętajmy, że oni też bywają pełni różnych lęków.
Jezus odnalazłby się we współczesnym Kościele?
Nie można uogólniać mówiąc, że wszędzie jest źle. Znam wspaniałych kapłanów, którzy chodzą w zużytej sutannie, bo wszystko, co mają, rozdają od razu potrzebującym. Wielu księży oddanych jest swojemu powołaniu. Nie przeszkadzają im w tym nawet wysokie stanowiska. Niestety tak już jest, że jak jeden biskup zawali, to obrywa się całemu Kościołowi.
Skupmy się na tym, co dobre
Odnoszę wrażenie, że papież Franciszek jest blisko ideału. Ale towarzystwa wokół to mu nie zazdroszczę.
Papież idzie swoją drogą. Mimo oporów robi, co może. To dowód na to, że zło wcale nie musi mieć na nas wpływu. Podobnie jak Franciszek mamy wolną wolę. I możemy iść mimo trudności. Tak jak robi to zresztą wielu księży i chrześcijan.
Nie warto skupiać się na tym, co złe i fałszywe. Lepiej modlić się do Ducha Świętego, by napełnił nasze serce, umysł, wnętrze, ale i całe wspólnoty – dobrem. Niech naród wyjdzie z wieczernika. Uczniowie siedzieli tam, bo się bali. A trzeba odważyć się wyjść z cienia i wołać Boga o pomoc i odnowienie.
Coraz więcej ludzi mówi, że Boga ma się w sercu. Nie potrzebujemy świątyń, a chyba bardziej księży.
Jezus jest z nami każdego dnia. Ale sakramenty są tutaj niezwykle ważne. Moment, przez który On przychodzi. Nawet jeśli robi to przez posługę słabego duchownego.
Komunia – jak głosi kościół – nie jest dla wszystkich. Co chociażby z rozwiedzionymi? Przecież Jezus był właśnie najbliżej takich osób…
Mam osobę, bardzo bliską memu sercu, która jest rozwiedziona i nie może przez to przyjąć komunii. Bardzo z tego powodu cierpi. Mi też jest w tej sytuacji bardzo przykro i na tyle, na ile mogę i potrafię, tłumaczę, że sakrament małżeństwa jest nierozerwalny. Ale… prawo kanoniczne mówi wyraźnie, że jeśli jedna ze stron była okłamywana, krzywdzona, to małżonkowie żyli w zakłamaniu. Nie byli wobec siebie szczerzy i prawdziwi, czyli w zasadzie ich związek nie był ważny. W takich sytuacjach można stwierdzić nieważność małżeństwa. Przez nie człowiek dojrzewa.
Warto powoli przeanalizować całą sytuację i pozwolić Jezusowi sobie pomóc. Otwarcie powiedzieć Mu, co się czuje. Ja nigdy nie odrzucam osób rozwiedzionych czy żyjących w związkach partnerskich. Trzeba po prostu jasno powiedzieć, gdzie jest grzech, a gdzie człowiek.
Jeśli nie mogę udzielić komuś rozgrzeszenia, rozmawiam z nim o tym, a ta osoba potem mi za to dziękuje. Zdarza się, że pierwszy raz słyszą od kogoś, dlaczego tak właśnie jest. Staram się towarzyszyć takim ludziom, dużo rozmawiać, ale i wspólnie pytać Boga: co dalej?
Przyjmuje ich Ojciec…
Nawet jak muszą pocierpieć, coś w sobie przerobić, to nie czują się przy tym odrzuceni. Wiedzą bowiem, że jest Ktoś, kto ich kocha.
Czyli?
Bóg! Czyli – tak jak wspomniałaś na początku – przystojny Jezus. (śmiech)