separateurCreated with Sketch.

Ustawiła krzyż na polu. Tak czekała na powrót męża z wojny

Krzyż na polu w Karszynie
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Mogę sobie dziś wyobrazić, jak w ciszy wieczoru, po ciężkiej pracy w polu, pod karszyńskim krzyżem słychać słowa modlitwy różańcowej, odmawianej wielogłosem przez rodzinę zaginionego Stanisława.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Jak kraj długi i szeroki, w każdej wsi i w każdy mieście spotkamy kapliczki lub przydrożne krzyże. Bywa, że mijamy je obojętnie, czasem potrafimy się przed nimi przeżegnać, część mężczyzn zdejmuje nakrycia głowy. Niektórzy przystają na krótką modlitwę. Ale czy zastanawiamy się co mieli w sercach ludzie, którzy kiedyś fundowali te miejsca kultu? W jakich intencjach je wznoszono? Jestem pewien, że wiele z tych miejsc ma swoje niezwykłe, czasem dramatyczne historie. Takie jak historia krzyża w Karszynie na Kresach Zachodnich, która po latach ożyła w lokalnej społeczności i… w mojej rodzinie.

Jak babcia ustawiła krzyż na polu

Moja babcia, Jadwiga, opowiadała historię krzyża w Karszynie swoim dzieciom. Lata temu, kiedy rodzina mieszkała już w wielkopolskim Zbąszyniu, opowieść słyszał wielokrotnie mój tata. Kiedy babcia zmarła w 1998 r.,rodzinny przekaz powoli zaczął pokrywać się patyną zapomnienia.

Tata, profesor nauk chemicznych na emeryturze, spędza obecnie większą część roku w swoich rodzinnych stronach. Jak każdy Wielkopolanin nie potrafi usiedzieć w miejscu i śmiejemy się często, że czas zasłużonego wypoczynku spędza aktywniej niż przed emeryturą. Ojciec jest bardzo zżyty ze społecznością, z której się wywodzi – interesuje się sprawami swojego regionu i angażuje w nie. Któregoś dnia znalazł w lokalnej prasie wzmiankę o promocji książki Tadeusza Mąkosy Karszyn we wspomnieniach i źródłach historycznych.

Autor opracowania jest z wykształcenia polonistą, długoletnim nauczycielem języka polskiego w Szkole Podstawowej w Siedlcu, a obecnie obowiązki zaangażowanego samorządowca godzi z pasją pielęgnowania lokalnej historii. Dzięki takim ludziom sylwetki niegdysiejszych mieszkańców znów nabierają życia, a my możemy zobaczyć, jak ich zwykłe-niezwykłe losy wpisują się w mozaikę wielkiej historii. A przecież, przyznajmy to szczerze, wolimy historię na naszą miarę, tę która toczyła się w małych zbiorowościach, w rodzinach, na co dzień.

I właśnie dzięki książce pana Mąkosy rodzinna historia ożyła na nowo. Tata, niewiele się namyślając, pojechał do pobliskiego Wolsztyna na spotkanie z autorem. Podczas prezentacji wydawnictwa wspomniano historię krucyfiksu z Karszyna, a mój ojciec ujawnił się jako wnuk fundatorów krzyża. Niedługo po tym historia sprzed niemal stu lat zyskała ciekawy epilog. Ale zacznijmy od początku.

Kościół pw. św. Jadwigi Śląskiej w Karszynie
Kościół pw. Jadwigi Śląskiej w Karszynie

Historia „Krzyża Brzózkowej”

Przed I wojną światową pradziadkowie Stanisław i Monika Brzózkowie prowadzili gospodarstwo w Karszynie. Nadszedł jednak sierpień 1914 r., kiedy wybuchła Wielka Wojna. Pradziadek Stanisław, jako poddany cesarza Wilhelma II Hohenzollerna został powołany do wojska, jak zresztą większość mężczyzn zdolnych do noszenia broni z jego wsi. Został wysłany na front wschodni. Niestety już w grudniu pierwszego roku wojny wszelki słuch po nim zaginął. Sprawna, pruska administracja wojskowa zazwyczaj przysyłała rodzinom zawiadomienia o śmieci żołnierza, niewoli u wroga, a także o zaginięciu.

Jednak prababcia Monika nie dostała żadnego listu z kaiserowskiej armii. Mijały wojenne lata. Monika Brzózka dzieliła los setek tysięcy polskich kobiet, które podczas powstań i wojen zostawały w domach same z dziećmi i musiały zatroszczyć się o przetrwanie rodziny. Dzielnie radziła sobie z gromadką siedmiorga dzieci, ciężko pracując na karszyńskim gospodarstwie.

Wciąż jednak żadna wiadomość o mężu nie nadchodziła. Przez 4 lata miliony mężczyzn wykrwawiały się w okopach frontu zachodniego i na bezkresnych przestrzeniach Rosji. Zginęło też wielu karszyniaków, lecz nikt nie stwierdził, że Stanisław Brzózka nie żyje. I wtedy, około roku 1917 moja prababcia zdobyła się na konkretny akt wiary.

Oddajmy teraz głos Tadeuszowi Mąkosie, który znakomicie opisał to w swojej książce: "Gdy już straciła wszelką nadzieję i pogodziła się z losem, postawiła przy drodze do Kargowej krzyż – symbol katolickiej wiary, w której z mężem wychowywali swoje dzieci, zanim zabrała go okrutna wojna. Był solidny, dębowy. Na jego ramionach przymocowany został wyrzeźbiony także z dębowego drewna Chrystus z koroną cierniową na głowie. Dobrzy ludzie pomogli domniemanej wdowie tę ciężką konstrukcję zawieźć na pole, gdzie tuż przy drodze krzyż został wkopany w ziemię" (Tadeusz Mąkosa, Karszyn we wspomnieniach i źródłach historycznych, Gminna Biblioteka Publiczna im. Eugeniusza Paukszty w Kargowej, Kargowa 2013, s. 72-73).

Krzyż na polu w Karszynie
Krzyż ustawiony na polu przez Monikę Brzózkę

Nie wiemy co tak naprawdę chowała w sercu Monika Brzózka. W relacjach rodzinnych (w co zresztą ja też wierzę) przeważa pogląd, że gospodyni z Karszyna nie straciła nadziei, a krzyż był wotum zaufania Bogu, że mąż jednak powróci z wojny.

Myślę, że kiedy Monika wraz dziećmi modliła się przy przydrożnym krzyżu, to wiara w szczęśliwy powrót Stanisława do końca u niej nie wygasła. Wojna skończyła się, a pradziadek nie wracał. Najstarsi synowie Brzózków, Hieronim i Teodor, poszli do Powstania Wielkopolskiego. Niestety obaj polegli.

Moja babcia, Jadwiga, jako kilkunastoletnia dziewczynka była powstańczą łączniczką. Dziecko przenoszące wojenne meldunki nie wzbudzało we wrogach podejrzeń,i dlatego właśnie zdecydowano się powierzyć jej to niebezpieczne zadanie.

Nastał rok 1919, kilkanaście kilometrów dalej, za nową granicą, odradzała się wolna Polska, za którą cenę krwi zapłacili również synowie Moniki Brzózkowej. Z frontów I wojny światowej zdążyli już wrócić mieszkańcy Karszyna, ale o Stanisławie żadne wiadomości nie nadchodziły.

Modlitwy pod krzyżem

Mimo to, modlitwy Moniki pod krzyżem nie ustawały. Mogę sobie dziś wyobrazić, jak w ciszy wieczoru, po ciężkiej pracy w polu, pod karszyńskim krzyżem słychać słowa modlitwy różańcowej, odmawianej wielogłosem przez rodzinę zaginionego Stanisława.

Któregoś letniego dnia we wsi powstał rumor. W Karszynie pojawił się jakiś nieznajomy w łachmanach, który koniecznie chciał rozmawiać z Moniką Brzózką. Miejscowi posłali po gospodynię pracującą w polu z dziećmi. Prababcia niechętnie pozostawiła robotę i udała się do wsi na spotkanie z przybyszem.

W zarośniętym, wychudzonym i wymizerowanym mężczyźnie Monika Brzózka rozpoznała…  swojego męża! Niewola i ciężkim powrót z Rosji tak wyniszczyły Stanisława, że swoi ze wsi go nie poznali. Ale przecież nie mogła go nie poznać żona, która z taką wiarą i nadzieją wyczekiwała jego powrotu!

Pradziadkowie zdecydowali, że krzyż będzie od teraz wotum wdzięczności za ocalenie i powrót do domu Stanisława. Brzózkowie do końca swoich dni gospodarzyli w polskim Jaromierzu, do którego przenieśli się z Karszyna – ten bowiem po I wojnie światowej pozostał w granicach Niemiec.

W rodzinnych zbiorach istnieje zdjęcie z 1955 r. – jubileusz 60-lecia małżeństwa Stanisława i Moniki Brzózków. Kilka lat po tej uroczystości pradziadkowie zakończyli swój pracowity żywot i odeszli do Pana Boga.

panorama wsi Karszyn z wieży kościelnej
Panorama współczesnego Karszyna z wieży kościelnej

Krzyż przetrwał

Stoi po dziś dzień przy wąskiej szosie, w polach zamkniętych ścianami lasów, oddalony od mojego domu o ponad 400 kilometrów.

Kiedy w latach 30. XX w. niemiecka młodzież niszczyła w okolicach Karszyna wszelkie symbole katolickiego kultu, „Krzyż Brzózkowej” ocalał.

Jest to już co prawda jego trzecia wersja, bo pierwotny dębowy pochylił się już w latach 50., wtedy też pan Antoni Prus (przybył na Ziemie Odzyskane spod Kalisza) z pomocą rodziny postawił nowy krzyż, również drewniany. Lecz w 2002 r. krzyż znowu wymagał remontu, a zlitował się nad nim pan Grzegorz Balcerak.

Kiedy, jak sam mówi, starał się wśród znajomych o materiały na renowację, jeden z nich podsumował go: ty masz albo tyle grzechów, albo jesteś tak bogaty, że krzyż stawiasz. Pan Grzegorz odparł: nie, on już tam stoi, ja go tylko remontuję!

Epilog

Niemal sto lat po ufundowaniu krzyża historia postawiła kropkę. Druga żona mojego ojca, Anna (którą poślubił po śmierci mojej mamy), wpadła na pomysł, aby pod krzyżem pojawiła się tabliczka upamiętniająca jego historię. Jesienią 2013 r. moja rodzina, pan Tadeusz Mąkosa, ostatni renowator krzyża pan Grzegorz Balcerak, a także ówczesny burmistrz pobliskiego Kargowa zebrali się, by odsłonić tabliczkę ufundowaną przez wnuka Stanisława i Moniki.

Napis na tabliczce głosi:

W tym miejscu, podczas Pierwszej Wojny Światowej,

Monika Brzózka, czekając na powrót z niewoli rosyjskiej męża Stanisława,

postawiła dębowy krzyż. Stanisław wrócił a Krzyż Brzózków,

choć nie ten sam, pozostał jako symbol wiary, nadziei i miłości.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.