Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Odkąd rozpoczęła się moja stopniowa wewnętrzna przemiana, moje nawrócenie, na wiele rzeczy patrzę inaczej niż kiedyś. Zastanawiam się nad wszelkimi aspektami mojego życia i dokonuję zupełnie innych wyborów niż w przeszłości – wyborów niemal absurdalnych, które nie byłyby możliwe, gdybym nie spotkała Jezusa.
Chodzę do kościoła: czuję się jak kosmitka
A przyczyną tego wszystkiego jest On. Od samego początku miałam kłopot z opowiedzeniem ludziom o tym, co odkrywałam. Czułam się jak kosmitka.
Ja i mój mąż rozmawiamy ze sobą po włosku, ale od czasu do czasu, dla żartu, rzucam coś w dialekcie weneckim. Jedno z tych wyrażeń to „credeghe ai UFO”, które mój mąż przekłada na swój angielski jako „believe in the UFO” ("uwierz w UFO").
Znaczenia nietrudno się domyśleć… Nie żebym dawniej czuła się jakoś mocno zintegrowana społecznie, może z pewnymi osobami nieco bardziej, niemniej zawsze starałam się przynależeć do jakiejś grupy. W tym celu zachowywałam się nie całkiem tak, jak bym chciała…
Zawsze więc czułam, że mój głos odstaje od chóru, ale nie miałam powodu, by zaśpiewać coś innego.
Znalazłam ten głos dopiero wtedy, kiedy spotkałam Jezusa. Odtąd staram się posługiwać kreatywnym językiem, by mówić ludziom, jak cudownie jest żyć z Jezusem. I uspokajać, że wszystko jest z nami w porządku.
Wyszłam za mąż w wieku 23 lat i często chodzę na mszę
Już samo to, że wyszłam za mąż w wieku 23 lat dla wielu było niemałym szokiem… Nadal nie mogę się pozbyć wrażenia, że jestem kosmitką, bo już prawie nikt, przynajmniej z mojego pokolenia i w moim otoczeniu, nie wierzy w Jezusa, a tym bardziej w Kościół. Czasem wydaje mi się, że cały świat rzuca mi kłody pod nogi.
Chodzę na mszę w tygodniu lub w sobotę wieczorem z załogą uroczych staruszek (i kilkoma staruszkami), nie ulega więc wątpliwości, że jestem kosmitką.
Ale jednocześnie nie macie pojęcia, jak mnie to kręci! Czuję się bohaterką katastroficznego filmu, w którym, kiedy już wszystko wydaje się stracone, Jezus, Maryja i całe Niebo ratują świat (ostatnio oglądam Star Trek, co pewnie nie bez znaczenia…).
No i zabieram na mszę wszystkich, których znam z liceum, gimnazjum, podstawówki, przedszkola, ze studiów, wszystkie przyjaciółki, które mam i które miałam, rodzinę, krewnych, znajomych, tych, którzy do mnie piszą na Instagramie i YouTubie… Zabieram ich tam ze sobą i proszę Boga, żeby wszedł do ich serc i żeby oni potrafili odpowiedzieć „tak”, choćby w ostatniej chwili i żebyśmy któregoś dnia wszyscy spotkali się w niebie zjednoczeni z Bogiem "for the eternity" ("na wieczność").
Autorką tego wpisu jest Włoszka Anita, a tekst został opublikowany na blogu MIENMIUAIF – MIA MOGLIE ED IO.