Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Uwielbiam spotykać się i rozmawiać z innymi kobietami. Był jednak w moim życiu taki czas, gdy tych spotkań było zdecydowanie mniej. Małe dzieci łapiące infekcję za infekcją, próba godzenia pracy z życiem rodzinnym i obowiązkami w domu... Do tego jeszcze zmęczenie i przebodźcowanie, które już w zarodku zabijały wszystkie dodatkowe aktywności. Plus moje osobiste troski, zamykające mnie w bańce bólu, niczym w szczelnej skorupie.
Recepta idealna nie istnieje
Nie mam uniwersalnej recepty, która będzie dobra dla każdej kobiety. Myślę, że ile serc – tyle pragnień, ile historii – tyle możliwości... Zarówno w sobie, jak i w innych kobietach z mojego otoczenia, zauważam jednak obecność pewnego niezaspokojonego głodu.
Do łask wracają tzw. kręgi kobiet, które tworzone są na wzór kół gospodyń wiejskich. Wiele z nas może znaleźć taką przestrzeń chociażby w świecie wirtualnym. Jest on łatwo dostępny, praktycznie "na już", bez potrzeby wychodzenia z domu, a więc i szukania opieki nad małym albo chorującym dzieckiem.
Z drugiej strony, jak grzyby po deszczu pojawiają się też osoby, które, w zamian za odpowiednią sumę pieniędzy, oferują trening mentalny bądź empatyczną komunikację. I choć te wszystkie formy są dobre i wartościowe, istnieje ryzyko, że czegoś w nich zabraknie. Chodzi o możliwość rozwoju duchowego, bezpośredniego spotkania z Jezusem i przejrzenia się w Jego spojrzeniu, które jak nic innego potrafi przynieść ukojenie, wolność i siłę. Ale też relacje, które na ten rozwój otwierają i do niego de facto prowadzą.
Tu i teraz, a nie "kiedyś"
Gdybym miała określić macierzyństwo jednym słowem, z pewnością byłaby to ZMIANA. Przestajemy odpowiadać już tylko za siebie i swobodnie dysponować czasem. Nagle musimy wziąć pod uwagę życie drugiego, małego człowieka. Bywa, że z tego powodu zaczyna brakować przestrzeni na wspólnotę, dawne praktyki pobożnościowe czy rekolekcje wyjazdowe.
Jest taki okres, w którym dziecięcy świat staje w centrum i siłą tornada zmiata z powierzchni dotychczasowe plany, ambicje i pragnienia. Jak się w tym odnaleźć? Można nieustannie powtarzać sobie, że to kiedyś minie, że jakoś to udźwigniesz. Moja mama dała radę, więc dam radę i ja!
Sama też tak myślałam. Do czasu, gdy zobaczyłam ile kosztowało moją mamę bycie w stanie nieustannej gotowości. Macierzyństwo uczy mnie, że można czekać aż to minie latami, a i tak pojawią się kolejne nieoczekiwane problemy, które kolejny raz zburzą we mnie pragnienie „kiedyś”. Czy nie lepiej zatem czekanie (a przy okazji i tracenie tego mamy na wyciągnięcie ręki) zamienić na odnalezienie się w tym, co "tu i teraz"?
Moc kobiecych relacji
Kobieta, spotkanie i rozwój duchowy – czy to ma jakiś związek? Ano ogromny! Pamiętam, że gdy moje dzieci były jeszcze bardzo małe, w okolicy – przy jezuickiej parafii – pojawiła się opcja spotkań dla kobiet. Szansa, z której z radością zresztą skorzystałam i – do momentu pandemii – żyłam w ciągłym oczekiwaniu na kolejne spotkanie. Po to tylko, by móc obcować z kobietami o podobnych wartościach, porozmawiać z kimś w bezpiecznej atmosferze szacunku i zrozumienia, a przez konferencje i wspólną modlitwę "dmuchnąć w żagle" duchowego życia. Dopiero, gdy tych spotkań zabrakło, zauważyłam jak wiele dla mnie znaczyły. Dziś tę przestrzeń częściowo zastąpiły wirtualne znajomości i rozmowy. To jednak już nie to samo.
Kobieta kobiecie wilkiem? No cóż, zdarza się. W moim otoczeniu też są takie dziewczyny: pełne jadu, zazdrości, intryg. Są jednak i takie (i tych jest większość), które na miarę swoich możliwości starają się dawać wsparcie, otulenie i cichą obecność. Te drugie są świetnymi towarzyszkami nie tylko do tego, by wymienić się doświadczeniem macierzyństwa i związanych z nim trudów, ale też do głębokiej i szczerej rozmowy czy wspólnej modlitwy. A przecież to właśnie otwartość na ludzi otwiera też na relację z Bogiem.
Jesteś gotowa na wyzwanie?
Nawet jeśli zdecydujemy się na podjęcie treningu mentalnego, może warto poszukać wokół siebie wierzących, dojrzałych kobiet, które będą towarzyszyły nam w drodze do Jezusa? Być może w spartańskich warunkach, z chorym dzieckiem na ramieniu, ale blisko, z empatią i zrozumieniem? Zdaję sobie sprawę, że to może nie być łatwe, ale dopóki nie zaczniemy szukać takich osób i wychodzić do nich z otwartym sercem, tworząc głębokie relacje, utkniemy w zmianie, która rodzi codzienną pustkę. A tę pustkę można zamienić przecież na więzi, które niosą dobro i koją. Może warto postawić sobie taki cel na początku nowego roku? Spróbujesz?