separateurCreated with Sketch.

Jezus Miłosierny w trójwymiarze. „Chciałem pokazać, że On jest źródłem światła” [wywiad]

Jezus Miłosierny - fragment współczesnego obrazu pędzla Jacka Hajnosa OP
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Beata Dązbłaż - 01.12.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Czasami moją weną jest współbrat, który przychodzi i mówi, że coś jest kiepskie i trzeba to poprawić” – śmieje się Jacek Hajnos OP. Dominikanin jest autorem jednego z obrazów Jezusa Miłosiernego, które powstały w ramach projektu „Namalować katolicyzm od nowa”.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„Namalować katolicyzm od nowa” to projekt, w ramach którego powstało kilkanaście współczesnych interpretacji obrazu Jezusa Miłosiernego. Jedną z nich wykonał Jacek Hajnos OP. „Inspiracje przychodzą w różnych momentach, np. na modlitwie czy w kontakcie z drugim człowiekiem. Najczęściej jednak dzieje się tak po prostu w czasie samej żmudnej pracy” – opowiada nam o pracy nad obrazem.

Beata Dązbłaż: Jezus Miłosierny namalowany przez brata w ramach projektu „Namalować katolicyzm od nowa” jest taki… uśmiechnięty i trójwymiarowy. Tak miało być?

Jacek Hajnos OP*: Tak, moim zamiarem było stworzenie przyjaznej postaci Jezusa. Tak, żeby osoba modląca się naprzeciwko obrazu była w obszarze tego spojrzenia pełnego przyjmującej miłości. Taki jest mój obraz Jezusa. Taką mam wiarę, że właśnie w ten sposób On na mnie patrzy, szczególnie w obszarach moich słabości.

Trójwymiar też był zamierzony. Użyłem języka realistycznego, żeby był efekt, że Jezus jest naprzeciwko. Podkreśliłem to przez użycie kolorów dopełniających, aby też zaznaczyć kontrast światłocieni z pozostałymi partiami. Dlatego ta trójwymiarowość jest widoczna. Np. jedna ręka jest bardziej z przodu, twarz zaś w cieniu. To były zamierzone efekty. Ręce mają swoją symbolikę. Ta dłoń z przodu, prześwietlona w miejscu rany, obrazuje przebóstwienie i zmartwychwstanie. Ta, która błogosławi, ma widoczny stygmat z krwią i nawiązuje do człowieczeństwa Chrystusa.

Jezus Miłosierny współcześnie

Długo brat malował ten obraz?

Miałem za zgodą przełożonego do dyspozycji soboty do późnego popołudnia. Niekiedy wykorzystywałem czas wolny na malowanie. Mniej więcej daje to trzy miesiące raz–dwa razy w tygodniu.

Czyli wena musiała pojawiać się głównie w soboty?

W pracy to tak nie działa jak na filmach, że człowiek siedzi i nagle: eureka! Natomiast jeśli ktoś poważnie zajmuje się sztuką, to inspiracje przychodzą w różnych momentach. Np. na modlitwie czy w kontakcie z drugim człowiekiem. Najczęściej jednak dzieje się tak po prostu w czasie samej żmudnej pracy. Oczywiście, pojawiają się momenty łaski, poczucia, że robi się coś nadzwyczajnego, ale w moim doświadczeniu są raczej rzadkie.

Jacek Hajnos OP

Modlitwa, praca i… wena

Zatem kolejność jest taka: najpierw praca, później wena, a nie najpierw wena, a potem praca?

Jest jeszcze inaczej. Najpierw modlitwa, potem praca i czasami podczas niej przychodzi coś, co jest interesującym rozwiązaniem formalnym danego jej etapu. Czasami moją weną jest współbrat, który przychodzi i mówi, że coś jest kiepskie i trzeba to poprawić (śmiech).

Rzadko zdarzają mi się takie momenty poczucia, że maluję coś, co przekracza moje naturalne możliwości. Wtedy rodzi się wielka wdzięczność. To nie jest jednak częste. Bardzo rzadko przeżywam przyjemność w czasie pracy twórczej, u mnie to bardziej wytrwała praca. Tylko czasami zdarzają się chwile satysfakcji, np. kiedy widać, że efekt końcowy przyprowadza ludzi do Boga. I to sprawia mi wielką radość. Zazwyczaj jednak to po prostu stanie przed płótnem i machanie siedem godzin pędzlem.

Od razu wiedział brat, jak ten obraz ma wyglądać, czy też pomysł rodził się stopniowo?

Ja mam tak, że na początku muszę mieć pomysł, ale musi też być coś więcej, jakiś dodatkowy wymiar. Nie chodzi o oryginalność, ale o inny aspekt, który chcę przekazać w obrazie. I od tego zaczynam. Oczywiście pomysł nie gwarantuje, że obraz wyjdzie. On tworzy się na modlitwie. To ma być coś, co ciągnie się przez całą pracę. A więc musi być motywujące i dające przekonanie, że to, co robisz, jest wartościowe. Inaczej to będzie wtórne. Drugim ważnym elementem jest dostosowanie formy i środków do wyrażenia tego pomysłu. To musi ze sobą współgrać. Trzeba wiedzieć, jak dobrać środki artystyczne z szerokiego wachlarza możliwości, aby uwypuklić pomysł, który wpadł do głowy.

Jacek Hajnos OP: Z malowaniem jest jak z modlitwą

Jaki był ten pomysł?

Chciałem pokazać – poza tymi kanonicznymi elementami związanymi z przekazem Pana Jezusa do Faustyny – że Jezus jest źródłem światła. Zastanawiałem się, co dodatkowo chciałbym uwypuklić, wiedząc, że obraz ma znaleźć się w świątyni, i że ludzie będą się przy nim modlić. Zrobiłem więc sesję z moim współbratem, który ma żydowskie rysy i bujną brodę, w krypcie, gdzie jest ciemno, aby wydobyć duży poziom kontrastu. To było moją inspiracją. Potem musiałem pomyśleć, jak użyć kolorów, aby był efekt rozświetlenia w postaci Jezusa. Aby jasność sprawiała wrażenie prawdziwej, a nie była tylko wklejonym elementem. Później malowałem kolejne partie obrazu. Czyli podkład i odpowiednie proporcje postaci, co zresztą poprawiałem kilka razy co do centymetra. Na końcu kreskowałem cały obraz. Użyłem techniki podobnej do malowania ikon. Klasycznie malowane są tylko podkład, tło i dolna część szaty Jezusa.

Czy były dni, kiedy totalnie nic nie szło w tej pracy?

Nie uzależniam pracy twórczej od swoich emocji, to byłoby fatalne dla twórczości. To regularna, ciężka praca, której nie można sobie odpuścić. Szczególnie jeśli chce się zdążyć na czas i uzyskać określony efekt. To tak jak z modlitwą. Jeśli uzależnialibyśmy ją od naszych stanów, to byłoby bez sensu.

To ciekawe, mnie zawsze praca twórców, szczególnie właśnie malarzy, kojarzy się z emocjami – kiedy one są, to jest właśnie ta "wena".

U tych artystów, których znam, raczej tak nie jest. Może częściej jest tak w przypadku osób hobbystycznie zajmujących się twórczością. Jeśli jest to praca zawodowa, związana z misją, to jest także spory poziom odpowiedzialności za nią. Natomiast jeśli pojawiają się jakieś iskierki, przebłyski satysfakcji, to jest super.

Jezus jak z serialu „The Chosen”

Czy wiadomo już, gdzie obraz będzie wisiał na stałe?

Tak, w budującym się kościele w diecezji warszawsko-praskiej.

Spotkał się brat z jakimiś zaskakującymi opiniami o swoim obrazie?

Krytycznymi czy pozytywnymi?

I takimi, i takimi.

Dziewięćdziesiąt procent opinii jest pozytywnych, około dziesięciu procent odbiorców obraz się nie podoba. I to jest ciekawsze. Np. niektórym nie podoba się błękit pruski, który jest dominującym kolorem w postaci Jezusa. Innym osobom nie odpowiada twarz Jezusa. To jest ryzyko realizmu, że np. twarz może kojarzyć się z jakąś nielubianą postacią, co utrudnia modlitwę. Słyszałem kilka głosów o tym, że Jezus jest podobny do tego z serialu The Chosen. To akurat dla mnie jest pozytywne, bo lubię ten serial. Ja dodałbym jeszcze swoją krytykę. Teraz użyłbym innego werniksu, czyli warstwy chroniącej. Oglądając obraz z różnych perspektyw za bardzo się świeci.

A co się podoba?

Często słyszę, że oglądający obraz czują się przyjęci w obliczu uśmiechającego się Jezusa, że przekonuje ich użyta koncepcja światła.

Jezus Miłosierny na nowo

Jakie to było doświadczenie, malować na nowo obraz Jezusa Miłosiernego?

Naprawdę dobre. Od różnych stron: duchowej, organizacyjnej, osobistego zaangażowania. Myślę, że to malowanie będzie fermentem intelektualnym. Już jest, bo ludzie rozmawiają o tym, krytykują, dyskutują. I o to chodzi. Projekt Teologii Politycznej zaplanowany jest na dwadzieścia lat. Mam nadzieję, że w przyszłości powstaną dzieła, które będą nową formą wyrazu naszej wiary, językiem, z którym będziemy się utożsamiać.

A tak osobiście?

Było to dla mnie bardzo odkrywcze. Nigdy nie malowałem tego obrazu. Musiałem spędzić trochę czasu na modlitwie z samym przesłaniem, z prośbą o prowadzenie podczas malowania. Prosiłem też innych o modlitwę. Podchodziłem do tego z pokorą, bałem się, że coś pójdzie nie tak, a wiedziałem, że obraz trafi do przestrzeni sakralnej, będzie służył modlitwie. Chciałem stworzyć obraz w czytelnym języku dla odbiorcy, a równocześnie ze smakiem i świeżością.

*Jacek Hajnos OP (ur. 1989 r.) – artysta grafik, rysownik, malarz, rzeźbiarz, działacz społeczny oraz koordynator projektów artystycznych. Pochodzi z Nowego Targu. Absolwent Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Grafiki w Krakowie oraz filozofii na Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie. Były prezes Katolickiego Centrum Kultury. Współzałożyciel ogólnopolskiej wspólnoty i stowarzyszenia Vera Icon. Obecnie jest w trakcie formacji zakonnej i studiuje teologię na VI roku w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym przy klasztorze oo. Dominikanów w Krakowie.

**Inicjatorami przedsięwzięcia „Namalować katolicyzm od nowa” są: Instytut Kultury św. Jana Pawła II z Papieskiego Uniwersytetu św. Tomasza z Akwinu (Angelicum), Fundacja Świętego Mikołaja oraz Teologia Polityczna. Do projektu zostali zaproszeni artyści: Jarosław Modzelewski, Ignacy Czwartos, Wincenty Czwartos, Jacek Dłużewski, Wojciech Głogowski, Jacek Hajnos OP, Krzysztof Klimek, Bogna Podbielska, Beata Stankiewicz i Artur Wąsowski. Wystawę współczesnych obrazów Jezusa Miłosiernego w autorskiej interpretacji polskich malarzy można oglądać do 6 stycznia 2023 r. w krużgankach klasztoru Ojców Dominikanów w Krakowie przy ul. Stolarskiej 12, potem wystawę będzie można zobaczyć w Warszawie.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.