separateurCreated with Sketch.

Można nie mieć instynktu macierzyńskiego? Nieoczywiste pytania w powieści i filmie „Córka”

film Córka Maggie Gyllenhaal
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Joanna Operacz - 18.11.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Nie mam instynktu macierzyńskiego” – mówi bohaterka filmu „Córka”. Porzuciła swoje córki, kiedy były małe. Jak poradzić sobie z poczuciem winy z powodu popełnionych błędów?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Czy można nie mieć instynktu macierzyńskiego? Gdzie leży granica między zdrowym dbaniem o własne potrzeby a zaniedbywaniem dzieci? I jak sobie poradzić (o ile w ogóle jest to możliwe) z poczuciem winy z powodu popełnionych błędów? Te pytania stawiają książka Eleny Ferrante Córka i jej ekranizacja.

Mogę nie mieć instynktu macierzyńskiego?

„Nie mam instynktu macierzyńskiego” – mówi Leda, główna bohaterka filmu Córka. Zwierza się przypadkowo poznanej kobiecie na wakacjach. Przyznaje, że porzuciła swoje córki, kiedy miały one siedem i pięć lat.

W przebitkach z przeszłości widzimy, że Leda nie jest osobą, która staje nam przed oczami, kiedy myślimy o złej matce. Nie leży pijana w rowie, tylko kocha swoje dzieci i troszczy się o nie. Zajmuje się domem, a nawet (początkowo) dba też o relację z mężem.

Co sprawiło, że zostawiła córki? Była wycieńczona i osamotniona. Stęskniona za pracą, która dawała jej satysfakcję i na którą kompletnie nie miała czasu. Skorzystała z okazji, jaką było poznanie przystojnego, błyskotliwego i zauroczonego jej intelektem kolegi po fachu. I „odpłynęła”. Wróciła po trzech latach. Jak przyznaje, choć było jej wspaniale, to jednak tęskniła za dziećmi.

Włoska niewolnica Isaura

Sielskie wakacje w Grecji zamieniają się w bolesny powrót do przeszłości i otwieranie ran, które zadała swoim dzieciom, i które zadano jej samej. A wszystko to w atmosferze thrillera rozpętanego przez… zaginięcie lalki.

I książka, i film narobiły sporo szumu. Film w reżyserii Maggie Gyllenhaal był nominowany do Oscara w kilku kategoriach, m.in. za pierwszoplanową rolę żeńską w wykonaniu zjawiskowej Olivii Colman. Z powieścią wiążą się jeszcze ciekawsze okoliczności.

Jej autor(k)a podpisuje się jako Elena Ferrante i wydał(-a) jeszcze kilka powieści (m.in. czteroczęściową serię Genialna przyjaciółka), których popularność we Włoszech można chyba porównać do popularności serialu Niewolnica Isaura w latach 80. w Polsce. „Ferrantomanię” potęguje fakt, że Elena Ferrante to pseudonim, a osoba, która się pod nim ukrywa, skrzętnie ukrywa swoją tożsamość.

Elena Ferrante "Córka"

Powieści mają ewidentnie lewicowy wydźwięk, ale trzeba przyznać, że są wybitne. Jak to często bywa z genialnymi dziełami, nawet przy ideologicznym nachyleniu, da się w nich odnaleźć sporo prawdy.

Na przykład w Genialnej przyjaciółce, oprócz wątków trudnej przyjaźni i jeszcze trudniejszych relacjach rodzinnych, mamy zapis przejmowania rządu dusz we Włoszech przez komunizm. Możemy prześledzić, jak „nieuchronne” i „oddolne” przemiany społeczne były w rzeczywistości pracowicie generowane przez opiniotwórcze środowiska.

Film Córka – tak samo jak ekranizacja Genialnej przyjaciółki w wykonaniu HBO – bardzo wiernie naśladuje powieść. Różni się od niej jedynie drobiazgami, np. w książce Leda jest Włoszką, która zajmuje się naukowo tłumaczeniami z angielskiego, i spędza urlop na włoskim wybrzeżu, a w filmie – Amerykanką zajmującą się tłumaczeniami z włoskiego i wypoczywającą w Grecji.

Matka i zgubiona lalka

Czy film i powieść wpisują się w tak modną dzisiaj narrację, w której urodzenie i wychowywanie dzieci to najgorsze, co może się przydarzyć kobiecie? Trudno wyrokować co do motywacji twórców, ale trzeba przyznać, że ich dzieła trafiają w punkt, jeśli chodzi o pokazanie trudów, radości i rozterek macierzyństwa.

Główna bohaterka obserwuje na plaży młodą matkę, Ninę, z córeczką. Uruchamia to w niej wspomnienia z czasów, kiedy jej własne dzieci były małe. Nina początkowo wydaje się szczęśliwa. Zły humor, spowodowany przeziębieniem i zaginięciem ukochanej lalki, narasta. Coraz bardziej staje się jasne, że Nina wcale nie jest szczęśliwa.

Wrażenie uwięzienia znakomicie potęguje w filmie duszna atmosfera. Tworzą ją wścibscy, rozgadani i agresywni krewni męża Niny. Kobieta jest na nich skazana. Zdaje się, że nie tylko na wakacjach.

„Umarłam, ale mam się dobrze”

„Czy to przejdzie?” – pyta Nina, mówiąc o swoim przygnębieniu. Wiemy, że Leda jednak wróciła do córek. Dzisiaj ma z nimi dość dobre relacje. Analizuje te związki otwarcie. Nawet nieco brutalnie, choć z dużą dozą czułości. Może wcale nie brakowało jej instynktu macierzyńskiego? Zwyczajnie była przemęczona i sfrustrowana? Zabrakło jej wsparcia męża i „wioski”?

Po obejrzeniu filmu i przeczytaniu książki zdecydowanie skłoniłam się ku tej opcji. Ale film jest zdecydowanie czymś więcej niż apelem o wspieranie młodych matek.

Ostatnie zdanie powieści brzmi: „Umarłam, ale mam się dobrze”. Mówi się, że przy narodzinach dziecka rodzi się również matka. Bo kobieta staje się w tym momencie poniekąd inną osobą. Co się wtedy staje z nią dawną? Chyba częściowo umiera. Co zrobić, żeby umrzeć, ale jednak mieć się dobrze? To pytanie, które chyba każda matka powinna sobie zadać. I poszukać na nie odpowiedzi.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.