Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„– Jaka piękna sukienka!”, „– A, to z lumpeksu”. Możliwe, że to właśnie ta, anegdotyczna wręcz, odpowiedź, dała początek dowcipowi, w którym jedna kobieta mówi do drugiej: „Jaki ładny żakiet! Ile ważył?”. W sumie gdyby w ten sposób stawiać sprawę, to komunikacja, w której nie ma miejsca na przyjmowanie komplementów byłaby prostsza niż usilne przekonywanie drugiego, że coś nam się naprawdę podoba.
Kultura niedostatku i walka o przetrwanie
W wielu kulturach wiadomo, że za komplement po prostu się dziękuje i że to okazja, by obie strony poczuły się dobrze: i kompletujący, i komplementowany. W naszych realiach znacznie częściej obie strony czują się zażenowane. Możliwe, że winna jest temu po części kultura niedostatku, która kształtowała poprzednie pokolenia. Brakowało wszystkiego, a jeśli ktoś już coś ładnego miał, to się wyróżniał – co z kolei nie było mile widziane, gdyż często znaczyło, że zdobył tę rzecz nielegalnie albo po znajomości. Łatwiej było znosić wieczny kryzys gospodarczy, gdy innym było „równie źle”.
Kryzys z kolei i ograniczenie wolności sprawiały, że dorośli funkcjonowali często w trybie walki o przetrwanie. Zajęci dorosłymi problemami oczekiwali, że dzieci nie będą sprawiały kłopotu. Wyraz temu dawał „zimny chów", w którym, jak wiemy, nie chodziło o niskie temperatury, ale o chłód emocjonalny i surowość w spojrzeniu na dzieci. Wielu rodziców nie miało pojęcia o istnieniu potrzeb psychicznych, w tym potrzeby uznania. Poza tym przecież „lepiej nie chwalić, bo się mu (albo jej) w głowie poprzewraca”.
"– Świetnie sobie radzisz!", "– Coś ty, tak wiele rzeczy mi nie wychodzi..."
Przekonanie, że do zachowania trzeźwego obrazu siebie potrzebne jest dostrzeganie tylko tego, czego nie mamy (albo tego, co nam nie wychodzi), do dziś siedzi zresztą mocno w niektórych ludziach. Wielu z nich, gdy słyszy komplement doświadcza tego powodu tak silnego stresu, że niemal z automatu zaczyna szukać w sobie dowodów na to, że jest inaczej, niż mówi komplementujący. Gdy ktoś stwierdza: „Świetnie radzisz sobie w pracy”, odpowiadają: „Co ty, tak wiele rzeczy jeszcze mi nie wychodzi!”.
Czasami ta lękowa reakcja wynika z pragnienia, by nie być ocenianym. Często jednak wyrasta raczej z poranionego poczucia własnej wartości, przez które trudno nam uwierzyć, że ktoś mógłby nas za coś podziwiać. Możemy się też bać, że dobre słowo zamieni się w oczekiwanie wobec nas, że zawsze i we wszystkim będziemy świetni – i będzie nas ono męczyć tak, jak męczy własny perfekcjonizm i zbyt wygórowane oczekiwania wobec samych siebie.
Negatywne skojarzenia z dzieciństwa
Jeszcze trudniej jest nam z komplementem wtedy, gdy z powodu wielu niewspierających rzeczy, jakie myślimy na własny temat, wycofujemy się ze „sceny” i wolimy pozostać niewidziani. Być może kiedyś skupiona na nas uwaga oznaczała dla nas nieuchronne kłopoty w postaci zawstydzania czy karcenia. Dzisiaj więc komplement rodzi w nas mieszane uczucia i obawę o to, czy wraz z nim nie spotka nas coś naprawdę nieprzyjemnego.
Niezależnie od doświadczeń jakie nas kształtowały, warto dać sobie szansę wydostawania się z wewnętrznego cienia (w którym ukrywamy swoje talenty i zasoby nawet przed własnymi oczami). Uwierzyć wreszcie temu, co na swój temat słyszymy. Będzie to wymagało zaufania względem człowieka, który mówi nam coś miłego. Możemy potraktować komplement jak prezent. Dar, który możemy otrzymać wyłącznie z zewnątrz, bo sami zwyczajnie nie jesteśmy w stanie niektórych rzeczy zauważyć. Przyjmując go doceniamy też osobę, która go przynosi.
Co zamiast wymigiwania się od komplementów?
Możemy zamieniać komplementy we wspólne świętowanie dobra i piękna w życiu. Ono i tak jest pełne trudów, błędów i niedoskonałości. To wspólne świętowanie – zatrzymanie się przy pięknej sukience, pysznym cieście czy jakimś aspekcie naszych życiowych umiejętności – zasili nas wzajemnie w energię. Coś przeciwnego dzieje się, gdy łączymy się we wspólnym zakłopotaniu, próbując "wymigać się" od przyjęcia komplementu. Możemy powiedzieć: „Mi też podoba się ta sukienka”, „ja też bardzo lubię to ciasto” albo „miło mi, że tak mnie widzisz; to mnie bardzo wspiera”.
Przyjmowanie dobra, jakie przychodzi od innych ludzi, może nas wewnętrznie karmić. Nie jak kanapka, którą pozostawiamy w sreberku, w które została zawinięta, „bo przecież to niemożliwe, żeby ktoś tak o nas myślał”. Komplementy, które wpuszczamy do serca – pozwalając im na dłużej się tam zatrzymać – pomagają zaspokoić wiele naszych potrzeb: uznania, szacunku, bliskości i wspólnoty. Ładują nasze akumulatory, wlewają światło, dodają życia. Przyjęte sprawiają, że chcemy również szczerze komplementować innych i ubogacać w ten sposób ich życie.