Co to jest natchnienie
Dariusz Dudek: Wśród niektórych osób funkcjonuje mit, że Pismo Święte niejako spadło z nieba, od Boga. Teologia powie nam jednak, że Biblia ma dwóch równorzędnych autorów: Boga i człowieka. Czy możesz rozwinąć ten temat?
Dr Mateusz Krawczyk: Biblia ma Boskiego i ludzkiego autora i to nie są dwie osoby. W przypadku Boga to – mówiąc półżartem – Trzy Osoby, a w przypadku człowieka to wiele osób.
Nie jesteśmy w stanie policzyć, ilu ludzi zaangażowało się w pracę nad Pismem Świętym. Pisali oni w konkretnych językach, kulturze, miejscach i czasach. Ci ludzie wkładali siebie i swoją kulturę w te księgi, ale pisali pod natchnieniem Ducha Świętego. Dlatego jest w tym myśl Boga. Biblia jest uniwersalna i to, co powstało trzydzieści wieków temu, jest dla nas aktualne, bo to nie tylko słowo ludzkie, ale też Boskie.
Czym jest natchnienie? Możemy spotkać obrazy, które ukazują ewangelistę, nad którym pochyla się anioł i dyktuje mu słowa Pisma Świętego.
Jest wiele koncepcji natchnienia. I to bardzo trudne pytanie! Natchnienie na pewno nie polega na tym, że anioł dyktował poszczególne słowa. Dla nas natchniony jest sens, treść Pisma Świętego, a nie każda literka.
Natchnienie możemy zrozumieć jako postawę człowieka, który daje się prowadzić Duchowi Świętemu w tym, co pisze. Zdania, które zapisuje, posiadają nie tylko sens dosłowny, ale ponaddosłowny i w końcu duchowy, z którego nawet sam autor mógł sobie nie zdawać sprawy.
Tak. Przecież nikt z nich nie siadał do biurka z myślą: „Dziś napiszę kolejną natchnioną księgę Pisma Świętego”.
Nie możemy tak na to patrzeć, to fakt. Warto jeszcze zaznaczyć, że autorów poszczególnych ksiąg było wielu. Na przykład Ewangelia wg św. Jana została najprawdopodobniej napisana przez jego uczniów na podstawie nauczania apostoła. I tu może zrodzić się pytanie: kto był natchniony? Nauczyciel? Ci, którzy pisali? A może redaktor?
To pytanie może nas postawić na grząskim gruncie. Zamiast pytać o dokładny sposób czy proces “działania” natchnienia, lepiej przyjąć tu odpowiedź, co do której wierzymy w Kościele, że jest prawdziwa – że autorem Biblii są ludzie, którzy byli prowadzeni przez Ducha Świętego, a tekst nam przekazany jest rzeczywiście natchniony i autorytatywny.
Jest to zatem księga pisana przez wspólnotę. Jej członkowie mają relacje ze sobą nawzajem i z Bogiem.
Dlatego tak ważne jest, aby czytać Pismo Święte we wspólnocie ludzi wierzących. Jak pisał Benedykt XVI w adhortacji Verbum Domini, tylko w tej wspólnocie może być ono właściwie odczytane (por. nr 30). Oczywiście ktoś, kto nie wierzy w natchnienie, też może Biblię czytać, ale podejdzie do niej jak do dzieła literackiego. Jednak gdy otwieramy je z wiarą, we wspólnocie to odczytamy je właśnie jako Pismo Święte, a nie tylko jako pismo.
Pierwsze zdania Pisma Świętego
Kiedy powstał pierwszy fragment Pisma Świętego?
Mamy tutaj dwa podejścia: tradycyjne oraz naukowe. Tradycyjnie przyjmuje się, że autorem Pięcioksięgu był Mojżesz i wtedy datowalibyśmy te księgi na czternaście wieków przed Chrystusem. Wiemy jednak, że Mojżesz nie mógł napisać całości Pięcioksięgu, gdyż musiałby opisać własną śmierć.
Datacji nie ułatwiają nam też najstarsze zachowane manuskrypty. Najstarszy fragment Pisma to urywek z Księgi Liczb zapisany na dwóch srebrnych zwojach z ok. VII–VI wieku przed Chrystusem. To jest jednak wyjątkowy artefakt. Do najstarszych manuskryptów Starego Testamentu należą między innymi teksty znalezione w Qumran, datowane na III wiek przed Chrystusem – I wiek po Chrystusie. Często musimy zatem oprzeć się na danych wewnętrznych samych tekstów biblijnych, by określić, kiedy mogły powstać.
Długo sądzono, że najstarszym fragmentem Biblii jest tzw. Pieśń Debory z Księgi Sędziów, datowana na XII w. Jednak niektórzy uczeni są zdania, że ten tekst jest tylko archaizowany – to oczywiście hipoteza. Weźmy pod uwagę Księgę Przysłów. Źródłem dla tej księgi były m.in. przysłowia, które tworzył Salomon i ludzie z jego dworu w X wieku p.n.e. Jeśli popatrzymy na Księgę Psalmów i uznamy głos tradycji, że Dawid jest autorem przynajmniej części z nich, to znajdziemy tam utwory jeszcze starsze, bo z XI wieku p.n.e., kiedy król panował w Izraelu. Jednak sama redakcja to czasy o wiele późniejsze.
Wiele ksiąg Starego Testamentu było spisywanych lub redagowanych dopiero w czasie tzw. niewoli babilońskiej, czyli w wieku VI p.n.e., i później, po powrocie Izraelitów do Palestyny. Łatwiej określić koniec powstawania Pisma Świętego. Apokalipsa – najmłodsza księga – powstała prawdopodobnie ok. 95 roku po Chrystusie.
Oryginał i tłumaczenie Pisma Świętego
Wspomniałeś o różnych epokach, w których powstawało Pismo Święte. A co z językami, w jakich powstawała Biblia?
W Piśmie znajdziemy trzy języki: hebrajski, fragmenty po aramejsku – część Biblii była spisywana, gdy ten język zastępował hebrajski – oraz język grecki. W nim napisany jest cały Nowy Testament i kilka ksiąg Starego.
Warto zaznaczyć, że nie jest to greka, której używał Homer, ale ta, która rozpowszechniła się dzięki Aleksandrowi Macedońskiemu, czyli greka koine – wspólna. Posługiwał się nią niemal cały świat – lingua franca tamtych czasów.
A zatem Pismo Święte, a przynajmniej Nowy Testament, powstał w języku zrozumiałym dla ogółu.
Tak. To bardzo ciekawe zagadnienie. Gdyby nie Aleksander i jego podboje, a potem panowanie Rzymu, to o wiele trudniej byłoby św. Pawłowi zanieść Ewangelię na krańce znanego świata – przynajmniej w takim tempie, w jakim to zrobił. Dzięki wspólnemu językowi Apostoł Narodów mógł być zrozumiany i w Rzymie, i w Egipcie, i w Palestynie.
Dziś mamy jednak wiele różnych tłumaczeń. Czy one są natchnione?
To bardzo ciekawe pytanie, które już starożytni sobie zadawali. Jedno z pierwszych tłumaczeń Biblii to Septuaginta (LXX), czyli przekład Biblii Hebrajskiej na grekę. Różni się on od wersji oryginalnej i nie chodzi tu tylko o trudności w tłumaczeniu spraw kulturowych, ale o to, że niektóre fragmenty są dłuższe, inne krótsze. Septuaginta niejednokrotnie interpretuje tekst hebrajski, gdy go tłumaczy. Jednak to właśnie z tego przekładu korzystał Kościół pierwotny. Czy ta wersja jest zatem natchniona? Wielu powie, że tak!
A czy nasze współczesne tłumaczenia są natchnione? Nie mówimy o tym w ten sposób. Natchniony jest sensu stricto oryginał, czyli to, co zostało nam przekazane w języku hebrajskim i greckim. Tłumacz stara się przełożyć tekst na zrozumiały dla współczesnego człowieka język, co, zwłaszcza w przypadku języków semickich, jest bardzo trudne: to inna kultura, inna składnia…
Ale oczywiście tłumaczenie to też słowo, dzięki któremu zbliżamy się do Boga, formujemy się i słuchamy Jego głosu. Powraca tutaj kwestia natchnienia. Niektórzy powiedzą, że jest ono szersze niż tylko działanie Ducha Świętego podczas pisania Biblii. Każde nasze czytanie Pisma w Duchu, szczerze, w czystości serca i z pragnieniem poznania prawdy zbliża nas do Boga, bo czytamy tekst natchniony.
Wiara i modlitwa zbliżają nas do jednego z autorów Pisma – do samego Boga, a uczenie się kultury, języków w jakich powstała Biblia, zbliża nas do drugiego autora, a tym samym do głębszego zrozumienia słowa Bożego.
To nie jest tak, że weźmiemy do ręki Pismo Święte, zaczniemy czytać i wszystko od razu zrozumiemy, bo pewne zawiłości kulturowe czy też formalne – nawet poszczególne gatunki literackie – czasami pozostaną niejasne. Możemy bowiem przeczytać i przyjąć, że Jezus, Bóg i człowiek, zbawił ludzi przez życie, śmierć i zmartwychwstanie, ale dopóki nie zagłębimy się w kulturę żydowską, nie zrozumiemy nawet, kim był Jezus ani co znaczy samo słowo „mesjasz”, nie odkryjemy głębi tego, co się dokonało. Aby wgryźć się w ten tekst, trzeba poznać autora, jego kulturę, środowisko, a nawet język.