Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Miałam przyjemność i zaszczyt pisać o Elżbiecie II przez wiele lat. Przeprowadziłam wiele analiz, które wymagały ode mnie czegoś więcej niż obejrzenia The Crown na Netfliksie. Pomimo dość przerysowanej dramaturgii w niektórych momentach, nie ukrywam, że serial mi się podobał. Nie o nim jednak dzisiaj będzie. Ale o tym, że im bardziej przyglądałam się życiu 96-letniej monarchini, tym bardziej ją kocham i podziwiam. Oto kilka powodów!
Babcia narodu
Jest wiele prawdy w tym, że instytucja korony to przeżytek. W końcu miliony Brytyjczyków finansują królewską rodzinę, umożliwiając jej podróżowanie po świecie, spotkania z ważnymi ludźmi i noszenie nad wyraz drogich strojów i biżuterii.
Z tej perspektywy zgodzę się, że rodzina królewska reprezentuje minioną epokę. Jednak dla mnie rola rodziny królewskiej – a już zwłaszcza królowej Elżbiety – jest nieoceniona, a jej wartość przekracza znacznie kwotę około 2 dolarów, które każdy brytyjski podatnik płaci rocznie na rzecz monarchii.
Jednej z moich babć niestety nigdy nie poznałam – zmarła przed moimi narodzinami. Druga odeszła, gdy byłam małym dzieckiem. Zresztą, dziadkowie nie radzili sobie najlepiej, w związku z czym nie mam z nimi wielu wspomnień.
Brytyjska władczyni w oczach opinii publicznej była starszą kobietą. Jej losy śledziłam niemal przez całe moje życie. Niegdyś nawet nie zdawałam sobie sprawy, że była prawdopodobnie najpopularniejszą starszą osobą w moim życiu. To samo dotyczy wielu innych Brytyjczyków, którzy jej twarz widywali na co dzień w mediach. Ba! Nawet w sklepach, gdy wyciągali z portfela pieniądze z jej podobizną.
Fenomenalna etyka pracy
O ile w młodości królowa była dla mnie tak po prostu wyjątkową postacią, o tyle już w dorosłym życiu zaczęłam w niej podziwiać bardzo konkretne rzeczy: poświęcenie i etykę pracy. To właśnie te cechy uczyniły z królowej doskonały wzór do naśladowania dla wszystkich pokoleń.
Już słyszę te wszystkie uwagi na temat tego, że podawanie ręki ludziom to żadna praca. W pierwszym odruchu może bym się z tym nawet zgodziła, ale biorąc pod uwagę, że harmonogram dnia Elżbiety II był napięty do granic możliwości, nie byłaby to uzasadniona ocena. Ilu z nas chciałoby, by w gestii ich obowiązków leżało uśmiechanie się do nieznajomych i wyrażanie zainteresowania ich życiem?
To jest coś, co głęboko podziwiałam w Elżbiecie II. Niby staram się interesować drugim człowiekiem, ale bardzo łatwo przychodzi mi zbywanie ludzi wymówkami. W dodatku robię to tylko dlatego, żeby móc zająć się czymś, co wydaje mi się w danym momencie znacznie ważniejsze.
Królowa przez cały okres swojego panowania udowadniała, że ludzie są dla niej ważni. COVID-19 mógł być doskonałym pretekstem do izolacji i spoczęcia na laurach. A monarchini nigdy nie zaprzestała kontaktu z podwładnymi – korzystała przecież z platform internetowych i rozmawiała z ludźmi oraz organizacjami charytatywnymi.
Jednak to tylko niewielki wycinek tego, co robiła. Wiecie, że Elżbieta w ciągu roku wykorzystywała tylko jeden dzień wolny od pracy? I nawet w wieku 96 lat, mając problemy z poruszaniem się, nadal zachowywała styl i nosiła starannie dobrane dodatki.
Przywódczyni doskonała
Królowa była przywódczynią (dziś głównie z nazwy) dzięki swojemu pochodzeniu. Przez wieki natomiast panowało przekonanie, że suwerena wybiera sam Bóg. Oczywiście, że w Wielkiej Brytanii w rzeczywistości rządzi parlament, jednak fakt osadzenia kogoś na tronie jedynie na mocy tradycji jest bardzo pokojowym rozwiązaniem. Patrząc na kobietę, która zasiadała na tronie od siedmiu dekad – jeśli dawać wiarę boskiemu prawu do tronu – trzeba przyznać, że Bóg wykonał naprawdę dobrą robotę!
Kiedy kogoś podziwiasz, to nie znaczy, że nie widzisz jego wad. Elżbieta II rosła w moich oczach za każdym razem, gdy widziałam, jak pokonuje swoją słabość czy ułomność. Dla mnie to jest właśnie klucz do jej sukcesu. Światowa prasa śledziła jej życie w najdrobniejszych szczegółach. Byliśmy świadkami popełnianych przez nią błędów, ale mogliśmy też zobaczyć, jak wyciąga z nich konstruktywne wnioski.
Służenie jest zaszczytem
Jednym z podstawowych dogmatów naszej wiary katolickiej jest powołanie do wzajemnej miłości. Mogłabym napisać: „A więc cóż – po prostu muszę kochać królową!”. I na tym skończyć swoje rozważania. Nie napisałabym wtedy prawdy. Nie da się ukryć, że kochanie bliźniego nie jest łatwym zadaniem.
Kiedy kogoś kochamy, to i szanujemy. W Wielkiej Brytanii jesteśmy zobowiązani do oddawania szacunku królowej, wykonując ukłon lub dygnięcie. Czy ukłoniłabym się monarchini, gdybym wcześniej spotkała ją kiedyś na ulicy? Szczerze mówiąc, pewnie byłabym trochę oszołomiona niecodziennym towarzystwem, więc kolana ugięłyby się
pode mną same.
Nie chodzi jednak o to, by oddając komuś hołd, uznawać go za lepszego i wyżej postawionego. Chodzi raczej o wyraz szacunku. Katolicy mogą wyrażać swój szacunek w każdą niedzielę, kiedy klęczą przed Bogiem podczas mszy świętej.
Podanie komuś ręki czy podziękowanie ekspedientce w sklepie – te drobne, codzienne gesty wyrażają pokorę i przypominają o naszym człowieczeństwie.
I wreszcie…
Mogłabym długo pisać o tym, dlaczego pokochałam królową Elżbietę. Gdy odeszła, cały świat był w szoku. Chyba nie było zakątku na globie, który nie znałby tej długowiecznej monarchini.
Niewielu ludzi na tej planecie dostało pracę, której wcale nie szukali, a potem – mimo to – wykonywali ją bez narzekania przez 70 lat. Elżbieta złożyła przysięgę Bogu, a jej wiara była tak silna, że nigdy nie chciała tej obietnicy złamać. Po tym wszystkim naprawdę trudno jej nie kochać!