Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Prawdą jest, że śmiech to zdrowie. Tworzy w naszych układach nerwowych szerokopasmowe trasy dla hormonów poprawiających funkcjonowanie, uruchamia przeponę (cudownie się śmiać, aż rozboli brzuch) i pogłębia oddech. Rozluźnia atmosferę, zbliża ludzi i daje im poczucie głębokiej wspólnoty w człowieczeństwie. Niestety śmiech może wywoływać również łzy i to niekoniecznie radości. Gdzie kończą się żarty, a zaczyna zabawa kosztem drugiego człowieka?
Walka na "śmieszne" docinki
Śmiech może bowiem przybierać postać zawoalowanej przemocy. Dzieje się tak, gdy to, co uważane jest za świetny dowcip, dla adresata żartu staje się przyczyną skrajnego zażenowania czy zawstydzenia. Szczególnie przejmujące są sytuacje, gdy pod pozorem żartów małżonkowie "dowalają" sobie wzajemnie jak bokserzy na ringu. Na scenę wjeżdżają osobiste tematy, krępujące szczegóły i wpadki, które druga strona wolałaby zachować dla siebie.
To może być sygnał, że w relacji nawarstwiły się duże pokłady nierozwiązanego trudu, który wylewa się pod postacią żartów. Okraszone uśmiechem historie bywają zwykłymi docinkami. Opowiadający je partner zaprasza słuchaczy do wejścia w rolę ławy przysięgłych i potwierdzenia – śmiechem oczywiście – słabości męża lub żony. Dowcipkowanie przeradza się w spektakl, w którym partner komunikuje światu, jak bardzo trudno jest mu w relacji z tą osobą.
Żartuję, bo chcę się odegrać
Żarty z bliskiej osoby to też sposób na odegranie się. Odgrywamy się zazwyczaj za to, czego nie potrafiliśmy wcześniej przegadać, zaakceptować i zrozumieć w drugim człowieku. Z bezradności wystawiamy partnera na publiczne zawstydzenie, łamiąc tym samym nasz kontrakt bliskości i wzajemnej lojalności. Podobnie mogą zachowywać się rodzice wobec dzieci. Zdarza się im przekraczać granice, gdy dziecięce zachowania stają się dla nich "świetnym" materiałem na opowiedzianą publicznie, zabawną historię. Łatwo w
takiej sytuacji naruszyć czyjeś dobro i sprawić, by poczuł się niepewnie.
Każda kropla takiego śmiechu spływa goryczą do żołądka dziecka i może zachwiać jego poczuciem wartości oraz bezpieczeństwa w relacji z rodzicami. Dziecko tworzy obraz siebie jako kogoś, kto ani nie może być traktowany poważnie, ani też nie posiada prawa do własnej prywatności. W efekcie może się potem nadmiernie liczyć ze zdaniem otoczenia i doświadczać z tego tytułu wielu trudności. W obawie przed szyderstwem może też bać się ujawnić prawdziwego siebie.
"Czy mogę o tym publicznie opowiedzieć?"
Gdy w towarzystwie opowiadamy różne historie z życia bliskich osób, uważając je za
śmieszne, naprawdę warto zwrócić uwagę na to, czy osoba, na której temat dowcipkujemy, bawi się równie dobrze jak my. Możemy zorientować się po mowie ciała. Skulone ramiona, zgarbione plecy, zapadająca się klatka piersiowa – to sygnał wycofania. Podobnie
rumieńce, które są sztandarami wstydu i zażenowania.
Jeśli chcemy opowiedzieć o czymś, co dotyczy bliskich nam ludzi, upewnijmy się w pierwszej kolejności, czy nie mają nic przeciwko poruszeniu konkretnego tematu na forum publicznym. Wystarczy jedno pytanie: „Czy mogę o tym opowiedzieć?”. Pamiętajmy, by uszanować każdą odpowiedź.
A co w sytuacji, gdy to my jesteśmy świadkami niewybrednych żartów na czyjś temat? Najczęściej współodczuwamy zażenowanie ofiary i dobrze jest iść za tym odczuciem. Możemy też – przez grzeczność – śmiać się i „przyklepywać” krzywdę, a potem wyjść z takiego spotkania na moralnym kacu.
Jak reagować?
Gdy widzimy, że ktoś został postawiony w niezręcznej sytuacji, możemy powiedzieć „Zmieńmy temat, bo chyba x nie czuje się z tym komfortowo” albo zapytać wprost: „Czy dobrze się czujesz z tymi żartami?”. Nie obawiajmy się przyłożenia ręki do drętwej atmosfery. Bardzo prawdopodobne, że takie zwrócenie uwagi pozwoli przejść od "śmieszkowania" do głębokiej i bliskiej rozmowy. Wymaga to oczywiście odwagi, ale szanujemy w ten sposób swoje i innych granice.
Do dzisiaj jestem bardzo wdzięczna naszemu przyjacielowi, u którego spędzaliśmy wakacje we Francji, za to, że – prawie 20 lat temu przy śniadaniu – powiedział nam: „Nie żartujcie tak z siebie nawzajem, bo sprawiacie sobie przykrość”. Dla początkujących małżonków, jakimi wtedy byliśmy, to była bardzo cenna uwaga. Podobnie jak wszystkie informacje zwrotne od naszych dzieci, gdy nasze żarty ich nie śmieszyły. Bo śmiech wtedy może się prawdziwie rozgościć, gdy występuje w towarzystwie empatii i wrażliwości.