Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Co powoduje, że rodziny uczestniczące w rekolekcjach są w stanie zrezygnować z kolorowych drinków, klimatyzowanych pokoi i błogiego nicnierobienia na rzecz codziennej adoracji w ciszy, Eucharystii i duchowej harówki?
Rodzina na rekolekcjach
Edyta i Piotrek są rodzicami trzech niepełnosprawnych synów. Andrzej i Jerzy mają spektrum autyzmu, a najmłodszy – Maksymilian – cierpi na padaczkę lekooporną. Przez wiotkie mięśnie dosłownie przelewa się przez ręce. Nie potrafi dźwigać głowy, nie mówiąc już o samodzielnym przemieszczaniu się, przez co wymaga nieprzerwanej asysty rodziców. Mimo zmęczenia i permanentnego niedoboru snu, już drugi rok z rzędu udało się im wygospodarować czas na tygodniowe rekolekcje.
– Maksik może w każdej chwili zachłysnąć się własną śliną, dlatego czuwamy przy nim na zmianę przez całą dobę. Od 3 lat nie przespaliśmy w całości ani jednej nocy – mówi Piotrek.
Mimo ciągłej „jazdy na oparach” udało się im wyrwać czas i siłę na wieczorną adorację, słuchanie konferencji i rozmowę małżeńską. A przecież już samo pójście na stołówkę i z powrotem było w ich przypadku nie małym wyzwaniem, bo wymagało pokonania kilkudziesięciu stromych schodów z ciężkim wózkiem u boku.
– Boimy się co będzie, gdy osiągniemy kres możliwości fizycznych, a styrane dźwiganiem kręgosłupy odmówią nam posłuszeństwa. Ale jeszcze trudniejsze od obaw o przyszłość, a nawet od samej opieki nad Maksikiem, jest patrzenie na jego cierpienie. I świadomość, że prawdopodobnie nigdy nie zobaczymy cienia radości ani nawet uśmiechu na jego twarzy.
Ładowanie duchowych baterii
Na rekolekcjach odpoczywają, odrywają się od codzienności, ale też ładują duchowe baterie. Spotykają tutaj grono wartościowych ludzi i słuchają konferencji, które dają do myślenia i pomagają wyznaczyć kierunek pracy nad wiarą i rodziną na kolejny rok.
– Taki wyjazd jest świetną, a czasem jedyną (!) okazją do takiej normalnej, codziennej relacji z kapłanem. W tym roku zachwyciliśmy się otwartością ks. Michała Dziedzica, który przyjechał tu do nas raptem na kilka dni. Urzekło nas, że po odprawieniu Eucharystii czy wygłoszeniu konferencji wychodzi do tych wszystkich rodzin – obcych mu przecież ludzi – z otwartymi ramionami: inicjuje rozmowy, opowiada dowcipy, sadza dzieciaki na swój motocykl. To właśnie ks. Michał powiedział nam, że lepiej odwrócić wzrok od bólu i skupić się na Jezusie. Że koncentracja na cierpieniu, jak w piosence Kazika Twój ból jest lepszy niż mój grozi przeoczeniem tego, co w życiu najważniejsze – łask Bożych i Chrystusa.
Życie w rodzinie to nie lada wyzwanie, a dzięki rekolekcjom można zmienić perspektywę patrzenia na ten cały trud i wyzwania codzienności. Choć dla Ani i Dominika opieka nad trzema żywiołowymi córkami to nie sama radość, ale i bardzo konkretny wysiłek, regularne ładowanie duchowych akumulatorów pozwala im przejść przez to wszystko z większym spokojem i miłością.
Relacje na wagę złota
Innym bogactwem wspólnoty jest dla nich różnorodność. Wiedzą, że takiego przekroju wartościowych ludzi – od świeżo nawróconych po starych formacyjnych wyjadaczy – nie spotkają w żadnym innym miejscu.
– Z wieloma rodzinami znamy się już od lat. To są ludzie, z którymi można pogadać o czymś więcej niż tylko o pogodzie. Z nimi da się zejść w głąb, podzielić swoim życiem, troskami, przeżywanymi trudnościami. Niesamowite, jak niektóre rodziny zmieniły się na przestrzeni ostatnich lat. Śledzenie ich rozwoju nam samym daje nadzieję i mobilizuje do kolejnych dobrych zmian.
Mimo to za każdym razem gdy rekolekcje za pasem, kusi ich, by zrezygnować. Bo dzieci chore, bo problemy w pracy, bo przecież można wydać te pieniądze na jakieś fajniejsze wakacje... Koniec końców ten tydzień i tak okazuje się najlepszą inwestycją. Bo w tym czasie Ktoś zasiewa w ich sercach ziarno, które przy dobrych wiatrach (czyt. ciężkiej pracy i łasce z nieba) wykiełkuje, będzie wzrastać i wydawać owoce przez okrągły rok.
Dla każdego to ziarno będzie czymś innym. W jednym małżeństwie zakiełkuje pragnienie wspólnej adoracji, w innym walka o czas dla bliskich, a w kolejnym więzy przyjaźni. Karolina i Kuba właśnie we wspólnocie doświadczyli mocy prawdziwych i głębokich relacji.
– Bycie ze sobą przez kilka dni non stop wymusza szczerość, bo przy takiej częstotliwości interakcji nie sposób już niczego udawać. Poznajemy się w różnych sytuacjach. Są chwile pełne radości, ale i zaskakujące zwroty akcji, wzruszenia i trudne rozmowy. To, co najcenniejsze, to chyba poczucie bezpieczeństwa i przekonanie, że jesteś ważny i chciany – taki jaki jesteś – mówi Karolina.
By ruszyć z miejsca
Cementowanie przyjaźni pewnie nie byłoby możliwe gdyby nie Duch Święty, który umacnia, napełnia nowymi siłami, a potem zaproszony do codzienności pomaga pewniej i prościej żyć.
Pretekst do zatrzymania, pożytecznego odpoczynku i sporządzenia osobistego bilansu zysków i strat – tak widzą czas spędzony na rekolekcjach Magda z Mateuszem. Ten tydzień był dla nich też okazją do podziękowania żonie/mężowi za dobre rzeczy i przeproszenia za te, w których zawalili lub których – mimo dobrych chęci – nie udało się im zrealizować. Takie nowe rozdanie w dziedzinie pracy nad charakterem, rodziną i wiarą. Lekko nie było, bo towarzyszył im upał, zaawansowana ciąża i dwójka energicznych, nierozłącznych z rodzicami maluchów. Mimo to nie żałują. Twierdzą wręcz, że to jedyna droga, żeby ruszyć z miejsca i zatroszczyć się o więź z Jezusem.
Weronika i Janek przyjechali z kilkumiesięczną Anią: – Z takim niemowlakiem na rekolekcje? Szczerze podziwiam! – to zdanie słyszeliśmy wielokrotnie od znajomych ze wspólnoty. I z każdym dniem coraz bardziej chciało się odpowiedzieć: To głupota z naszej strony. Naprawdę nie ma co podziwiać. W chwili kryzysu, patrząc na krzyż zdałam sobie sprawę, że rekolekcje nie zawsze muszą być „fajne”. Przecież ten tydzień co roku porządkuje nasze życie duchowe. Czasem dzieje się to w lekkim powiewie, innym razem w pocie czoła – mówi Weronika.
Przyznają, że choć wrócili potwornie zmęczeni, a w trakcie zdarzało się im odliczać dni do końca, ten tydzień po raz kolejny postawił im przed oczami Jezusa. W końcu nie ma co ukrywać, że bez Jego miłości znacznie trudniej służyć innym i trudniej prawdziwie kochać. – A że dzieci całą drogę wołały: Chcemy wracać na rekolekcje! – jak Bóg da – wrócimy. W kalendarzu już wpisane!
Na jednej z rekolekcyjnych konferencji diecezjalny duszpasterz rodzin i opiekun wspólnoty Radość Miłości ks. Robert Wielądek wspomniał uczestnikom o poruszającym świadectwie z tegorocznego Światowego Spotkania Rodzin w Rzymie. Daniel i Leila Abdallahowie dwa lata temu stracili trójkę dzieci.
Tragedia tym większa, że zginęły w wypadku samochodowym spowodowanym przez pijanego kierowcę. Po ludzku nie sposób pogodzić się z taką stratą. Po czymś takim trudno nawet normalnie żyć. A im się to udało! Mało tego, wybaczyli sprawcy... Niemożliwe? Dla człowieka pewnie tak, ale nie dla Boga. Daniel i Leila nie byliby w stanie stanąć z powrotem na nogi – a już na pewno okazać miłosierdzia winowajcy – gdyby nie przeszli przez tę tragedię za rękę z Jezusem.
I może to jest właśnie celem tego wszystkiego: tego poświęcenia, trudu formacji, duchowej harówy i niekończącej się pracy nad więzią z Jezusem. Żeby w razie nieoczekiwanych zwrotów akcji móc wyrobić się na zakrętach – tych łagodnych i tych ekstremalnie ostrych. Żeby mimo krwi, potu i łez, których przychodzi nam w życiu doświadczać, podnosić się i iść dalej, z niegasnącą nadzieją i poczuciem sensu. Aż wreszcie, żeby nawet w największych ciemnościach mówić z wiarą: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.