Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Edmund Wojtyła: wyjątkowy człowiek
Marcin Przeciszewski, KAI: Ostatnio wiele się pisze o Edmundzie Wojtyle, starszym bracie Karola Wojtyły. Jakie refleksje budzi ta postać?
Ks. Sławomir Oder: To kolejny członek rodziny Wojtyłów, z którą Opatrzność mnie związała w szczególny sposób. Najpierw dzięki Janowi Pawłowi II, w którego procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym uczestniczyłem jako postulator. Później dzięki rozpoczętemu procesowi beatyfikacyjnemu jego rodziców, jak również poprzez zainteresowanie postacią Edmunda. W obszarze moich zainteresowań pojawił się on już dawno, przy procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II. Wówczas przekonałem się, że on był nie tylko postacią ważną dla św. Jana Pawła II, ale niezależnie od tego – był kimś wyjątkowym, przemawiającym do młodego człowieka także i dziś.
W jaki sposób?
Dzisiaj mamy już pewien dobrobyt i – po ludzku rzecz biorąc – nie jest wymagane bohaterstwo. Tymczasem postać Edmunda Wojtyły pokazuje, że jest wiele takich sytuacji, które wzywają, aby zdać egzamin z naszego człowieczeństwa i naszego chrześcijaństwa. Edmund Wojtyła zdał ten egzamin...
Jako wzorowy lekarz – z pewnością. Ale czy to wystarcza do uznania świętości, o której – jak rozumiem – jest ksiądz coraz bardziej przekonany?
Nie chcę się wypowiadać na temat świętości Edmunda, skoro Kościół jeszcze tego nie uczynił. Ale powiem, że jest to postać, która mnie fascynuje, która mnie inspiruje. I tak jak każdy święty jest on kimś, kto nas też zawstydza, zachęca by się nawracać i podnosić się ze słabości, by wzrastać.
Dlaczego księdza ta postać fascynuje?
Fascynuje mnie, gdyż jest to człowiek, który był bardzo odpowiedzialny, doświadczony cierpieniem, doświadczony ubóstwem, a równocześnie zdeterminowany w dążeniu do celu, który sobie stawiał. I jak wiemy, był świetnym lekarzem. Miał też świadomość, że jego wybory wymagać będą poświęcenia, wielu wyrzeczeń i ofiary. On podjął to wyzwanie. Jako młody lekarz już po roku praktyki był bardzo ceniony w środowisku medyków, był powszechnie szanowany. A to dlatego, że nie zadowolił się bylejakością.
A kiedy przyszła ta decydująca chwila, kiedy stanął wobec wyzwania ratowania życia ludzkiego, nawet narażając własne życie – on to wyzwanie podjął z całą świadomością. A podjął nie tylko ze względu na to, że był prawdziwie oddanym lekarzem, nie tylko dlatego, że takie były obowiązki wynikające z przysięgi, ale dlatego, że był bardzo głęboko wierzącym człowiekiem.
Proces beatyfikacyjny Edmunda Wojtyły?
Czy w świetle tego, co ksiądz mówi, możliwe jest rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Edmunda Wojtyły?
Uważam, że nie jest to wykluczone, a nawet, że jest to możliwe. A rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego byłoby bardzo cenne dla ukazania współczesnym tej postaci jako wzoru do naśladowania na drogach świętości. Jednak nie zapominajmy, że proces beatyfikacyjny to bardzo wymagające procedury, jakie muszą zostać wypełnione.
Ewentualny proces prowadzony drogą oblatio vitae [łac. oddanie życia], jak niektórzy sugerują w przypadku Edmunda, wymaga udowodnienia, że podjęta decyzja o ofiarowaniu życia była jednoznacznie związana z miłością do Chrystusa. To nie jest takie proste.
Może w tym miejscu warto przypomnieć, że w lipcu 2017 roku został ogłoszony list apostolski w formie motu proprio, noszący tytuł Maiorem hac dilectionem. Franciszek wskazywał w nim, że heroiczne ofiarowanie życia, podyktowane i wspierane przez miłość, jest wyrazem prawdziwego, pełnego i przykładnego naśladowania Chrystusa. A zatem zasługuje na taki sam szacunek, jakim wspólnota wiernych zazwyczaj otacza tych, którzy dobrowolnie zaakceptowali męczeństwo krwi, bądź w stopniu heroicznym praktykowali cnoty chrześcijańskie.
W ten sposób pojawiła się nowa, trzecia droga prowadząca do chwały ołtarzy. Aby ofiarowanie własnego życia było ważne do beatyfikacji, musi być dobrowolne i wynikać z miłości. Trzeba, by wiązało się rzeczywiście z przedwczesną śmiercią i z praktykowaniem cnót chrześcijańskich, przynajmniej w stopniu zwyczajnym. Winna mu towarzyszyć sława świętości, przynajmniej pośmiertna. Do beatyfikacji sługi Bożego, który ofiarował swoje życie, konieczny jest również cud przypisywany jego wstawiennictwu, jaki miał miejsce już po jego śmierci.
Fama sanctitatis
Pytanie o dokumenty wymagane do przeprowadzenia procesu beatyfikacyjnego. Jakimi dokumentami potwierdzającymi ewentualną świętość Edmunda Wojtyły dysponujemy? A jakie jeszcze możemy zdobyć?
Można powiedzieć, że swego rodzaju szczęściem jest to, że mamy do czynienia z osobą, która żyła pod zaborem austriackim. Tamtejsza administracja była bardzo skrupulatna. W wielu archiwach – czy to szkolnych, czy wojskowych, czy innych – możemy znaleźć dokumenty dotyczące samego Edmunda oraz rodziny Wojtyłów. Jest też ówczesna prasa, gdzie znajdujemy liczne świadectwa publikowane bezpośrednio po jego śmierci czy związane z pogrzebem.
Jaki więc byłby podstawowy warunek rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Edmunda Wojtyły?
Jak w każdym procesie, jest to tzw. fama sanctitatis – czyli przekonanie o świętości kandydata. Można powiedzieć, że ta opinia o świętości Edmunda towarzyszyła mu nie tylko bezpośrednio po śmierci, ale jest żywa do dziś.
Chyba jednak tylko w ograniczonych środowiskach, gdyż w sumie jego postać nie jest szerzej znana?
Z całą pewnością opinia o świętości Edmunda Wojtyły jest obecna w tych środowiskach, które są jakoś związane z Janem Pawłem II. Mam z nimi bliski kontakt. Tam bardzo często mówi się o Edmundzie w odniesieniu do świętości Jana Pawła II i do jego rodziców. Jest to całkiem naturalne, gdyż świętość Jana Pawła II stanowi niejako „szkło powiększające”, przez które można zauważyć świętość jego rodziców i brata.
Złą rzeczą byłoby, gdybyśmy przekonanie o świętości Edmunda kreowali na siłę. Tymczasem widzę, że to przekonanie jest czymś zupełnie naturalnym i oddolnym.