Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
W podstawówce pasjonował się geografią, a mapy były jego pasją. W trzeciej klasie został nawet kierownikiem pomieszczenia z mapami. Dostał klucz i mógł je wydawać. Już wtedy marzył o tym, aby zwiedzać Polskę, chociaż nie myślał o podróżach na jednośladzie.
„Składaczek” na rozruszanie
Pan Mieczysław Parczyński odbył wiele podróży, chociaż zawodowo zajmował się retuszowaniem fotografii. Siedzący tryb życia coraz wyraźniej dawał się odczuwać w kościach i mięśniach. Zaczęło się od rutynowej kontroli u lekarza. To wtedy usłyszał: „Niech pan sobie kupi rowerek i troszeczkę rozrusza nogi” - mówił pan Mieczysław w rozmowie z Radiem Gdańsk.
Na 50-te urodziny ukochana żona kupiła mu „składaczka”. Na nim potrafił przejechać trasę z Gdańska do Żarnowca i z powrotem.
W jednym z wywiadów mężczyzna przyznał, że żona nie była zwolenniczką jego rowerowych eskapad. Obawiała się o jego bezpieczeństwo na drodze. Z uwagą jednak obserwowała, że wojaże po całym kraju sprawiały mężowi coraz większą frajdę. Kupiła mu więc kolejny rower, tym razem z większymi kołami. Jednoślad pozwalał na pokonywanie tysięcy kilometrów. Trzeci rower, „Gazelę” pan Mieczysław kupił sobie sam.
„Ona szła do pracy, a ja wyjeżdżałem. Ona wracała i mówi: - Ty cyganie stary! Taki czerwoniutki jesteś! Wiem gdzie byłeś. A ja: To po co pytasz, jak wiesz” – opowiadał Parczyński w materiale tvn24.pl. Dziennie potrafił przejechać 150, a nawet ponad 200 kilometrów.
Prawie 6 tys. km dla ukochanej żony
W 1984 roku Parczyński przeszedł na emeryturę, dwa lata później zmarła jego kochana żona – Jadzia.
„Los mnie dotknął tym wdowieństwem, dzieci mieszkały osobno, ja osobno – zadręczyłbym się, siedziałbym w domu, i co? Brzuszek tylko rósłby mi przed telewizorem, chodziłbym od tapczanu do fotela. Rok po odejściu żony pojechałem dookoła Polski, wyprawa trwała prawie trzy miesiące. Gdy żona umarła miałem „na liczniku” pierwszy obwód Ziemi, dziś mam ponad pięć” – mówił pan Mieczysław w rozmowie z serwisem „Rowertour” w 2009 roku.
Powiedział, że to właśnie na pogrzebie żony przyszedł mu do głowy pomysł, aby uczcić jej pamięć w szczególny sposób. Obiecał, że Jadzia będzie miała specjalny pomnik – rajd rowerowy w hołdzie dla niej.
Mężczyzna na mapie Polski napisał imię „Jadzia”, rozplanował trasę, wsiadł na jednoślad i ruszył zgodnie z przygotowanym planem. Miał wówczas 65 lat.
W ciągu 94 dni przejechał 5370 km. Ułożone odcinki podróży układały się w imię ukochanej żony. „Trzy miesiące pracowałem nad planem rajdu, każda litera miała odpowiedni kształt. Zdarzało się, że jechałem wśród lasów, moczarów i bagien, bo nie było dróg” – opowiadał pan Parczyński w rozmowie z tvn24.pl.
Trasa rajdu rozpoczynała się w Koszalinie, a kończyła w Przemyślu. Podróż była podzielona na 62 etapy. Sama litera „d” miała ponad tysiąc kilometrów.
„Nie wiem, czy ona to widziała, ale była ciągle w moich myślach” – tłumaczył.
Pan Mieczysław dodał, że rower uratował go od przygnębienia. „Dopiero rozpędziłem się po śmierci żony. Bardzo ją kochałem” – wspominał.
Wesołe życie staruszka
W rowerowe eskapady pan Mieczysław zabierał ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy: komplety bielizny, zapasowe ubranie, buty, garnuszek, grzałkę, apteczkę, komplet map, notes i aparat fotograficzny.
Miał swój ulubiony przewodnik, gdzie czerwonymi kropkami oznaczał miejsca, w których był, czarnymi, których jeszcze nie odwiedził. W jego prywatnych zbiorach znajdował się także przewodnik po sanktuariach maryjnych „Z dawna Polski tyś Królową”, z dedykacją autorek.
„Mieczysław Pierwszy Rowerowy”
Mężczyzna jeździł głównie po Polsce. Swoje podróże szczegółowo dokumentował. „Przez pół roku podróżuję, przez następne pół spisuję relację” – mówił. Wrażenia z wojaży opisał w czternastu tomach rękopisów, które w sumie ważą ponad 70 kilogramów.
Pan Mieczysław Parczyński został laureatem prestiżowej nagrody „Kolosy”, czyli ogólnopolskich spotkań podróżników, żeglarzy i alpinistów (edycja 2004).
Marek Mazur, fotograf i przyjaciel pana Mieczysława, wspominał go jako człowieka niespotykanych zasad. „On studiuje na swoistym uniwersytecie, który sam założył. Nie żyje życiem telewizyjno-kanapowym. Nie narzeka, nie zrzędzi. Zawsze pełen werwy. Ma swój stały rygor. Codziennie wstaje o piątej. Gimnastykuje się, a potem jedzie na poranną mszę. Ja mu ciągle powtarzam: Ty jesteś jak święty. Ciebie powinno się oprawić w ramki” - opowiadał portalowi warszawa.naszemiasto.pl.
Pan Mieczysław Parczyński nazywany był Mieczysławem Pierwszym Rowerowym. Zmarł w 2019 roku. Miał 95 lat.
Źródła: rowertour.pl; tvn24.pl; natemat.pl; trojmiasto.pl; warszawa.naszemiasto.pl