Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
A wszystko zaczęło się od tego tekstu:
Pomimo, że tak wiele osób opublikowało zdjęcia swoich wianuszków, okazuje się, że nie we wszystkich regionach Polski ta tradycja jest znana. Zgłaszaliście, że pierwszy raz o niej słyszycie. Tym bardziej cieszymy się, że mogliśmy wam ją przybliżyć.
Ci z was, dla których ten zwyczaj jest dobrze znany, wspominają, że wianki nauczyła was pleść babcia lub mama. To one uczyły was dobierać odpowiednie zioła, układać kwiaty, splatać je i wić ze sobą tak, aby powstało piękne dzieło. Pisaliście, że później wspólnie szło się do kościoła, a po poświeceniu wieszało się wianuszki w domach, np. na drzwiach wejściowych. Nieraz korzystało się z tych zasuszonych, poświęconych ziół do leczenia różnych chorób. To piękne i wzruszające wspomnienia! Dziękujemy, że się nimi podzieliliście.
Ja też chcę opowiedzieć swoje. W moim domu pleceniem zajmowała się mama. Robiła to naprawdę pięknie i kreatywnie. Zbierała najpierw cały koszyk ziół i kwiatów z pobliskich pól, z miedz rozgrzanych letnim słońcem (do dziś najbardziej pamiętam zapach macierzanki). Przygotowywała z nich kilka grubych wieńców. Później, po poświęceniu suszyły się na parterze, przypominając - szczególnie w chłodne miesiące - o rozgrzanych słońcem miedzach. Gdybyście wtedy weszli do naszego domu, przywitałby was właśnie zapach ziół.
Pamiętam szczególnie jeden wianek, w który mama wplotła czereśnie. Nie muszę chyba mówić, że owoce nie przetrwały do naszego powrotu z kościoła ;-)
A teraz chcę oddać głos kilku naszym Czytelniczkom, które wspominają podobne chwile:
Jako wisienka na torcie (lub kokardka na wianuszku) zobaczcie kilka, pięknych wianków, z naszych komentarzy:
Nie sposób zamieścić tu wszystkich wiadomości i zdjęć. Jeśli chcielibyście poczytać i zobaczyć więcej, to zachęcamy was do odwiedzenia tego posta.