Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Piękna Pauka, przystojny mąż i szóstka kolorowo ubranych dzieciaków – robicie dobrą reklamę rodzinie katolickiej! To przyciąga i woła: „fajnie jest mieć dużo dzieci!”. Dbanie o siebie to twój sposób na ewangelizację?
Pauka Chmielewska: Jeśli już, to niezamierzony! Wręcz przeciwnie, często wydaje mi się, że jesteśmy nieogarnięci – może czasem się fajnie ubierzemy, ale innym razem wychodzimy do kościoła, a widzę, że dzieciaki już zdążyły się pobrudzić… Na pewno zderzyłam się nieraz ze stereotypem bezbarwnej chrześcijańskiej matki i to mi nie pasuje. Mój kontakt z Bogiem, moja wiara nie polegają na tym, że muszę kogoś udawać, coś w sobie zmieniać. Myślę, że Pan Bóg nas akceptuje takimi, jakimi jesteśmy. I to jest spoko, że jeśli nas na to stać, możemy sobie kupić torebkę, która się nam podoba albo fajne ciuchy i nie musimy z tego zawsze rezygnować.
Szóstka dzieci – tyle właśnie chciałaś mieć?
Nie zaplanowałam sobie takiej liczby. Pochodzę z wielodzietnej rodziny – jestem druga z dziewięciorga – lubiłam ją, nigdy się jej nie wstydziłam. Ale wychodząc za mąż, wiedziałam, że sama tego nie czuję i się do tego nie nadaję, że nawet nie za bardzo lubię zajmować się dziećmi…
Otwartość na kolejne ciąże przyszła z czasem, dostałam ją w Kościele. Macierzyństwo zaczęło mi dawać radość, widziałam, że Pan Bóg rzeczywiście w nim jest i z każdym dzieckiem błogosławi. Jest w tym coś ekscytującego, że dajemy Bogu zgodę na Jego wolę i pozwalamy Mu decydować, co się będzie działo w naszym życiu. W tej chwili jest mi dobrze z taką rodziną, jaką mamy, cieszę się, że mogę realizować się w pasji, która stała się moją pracą, ale jeśli będziemy mieli jeszcze dziecko, to mnie to nie zdołuje.
Niejednej mamie trudno cokolwiek zrobić z jednym lub dwoma maluchami. A ty przy szóstce otwierasz pracownię i szyjesz autorskie sukienki. Masz jakieś patenty na organizację?
Nie jestem typem dobrej organizatorki. Gdybym mogła, to późno bym wstawała, mam bardzo wolny rozruch… Po tym, jak funkcjonuję i jakim jestem typem widać, że cała ta historia to łaska Boża! Ostatnio wypracowałam sobie jakiś system, ale to raczej podporządkowanie się do pór spania najmłodszej Franki… Myślę, że nikt w tej branży nie funkcjonuje tak jak ja (śmiech).
Jak zaczynałam szyć sukienki, nie myślałam o tym, żeby zakładać firmę. Miałam do tego totalny luz – i działo się samo. Zgłaszały się osoby, które chciały dla mnie szyć, inni pomagali mi w formalnościach… Nie miałam budżetu na rozkręcenie, a mój przyjaciel zaproponował, że zrobi mi oprawę graficzną i logo. Czasem wypuszczam projekt bardzo późno albo zarabiam na nim połowę tego, co mogłabym zarobić, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Wystarczy mi to, co mam. Pracownia się rozrasta, a ja czuję się niesiona na skrzydłach.
Pauka Chmielewska: Nie da się w pojedynkę
Jak znajdujesz równowagę między projektami, zleceniami, Instagramem a domowym życiem z dziećmi?
Najtrudniejsze jest właśnie bycie na Instagramie – odczytywanie wiadomości, wrzucanie zdjęć – to zajmuje dużo czasu. Aktualnie próbuję robić to tylko wtedy, gdy dzieci są w szkole, a potem już odstawiać. Bo przychodzi dziecko, coś ode mnie chce, a ja mówię: „za chwilę, za chwilę”… i tak mija dzień. Chciałabym mieć dla nich tę uważność, a nie jednym okiem patrzeć na dziecko, a drugim w ekran telefonu.
Poza tym, bardzo ważne: cokolwiek się robi, mając rodzinę, a już szczególnie wielodzietną, trzeba sobie uświadomić, że mąż pełni olbrzymią rolę. Nie wyobrażam sobie takiego życia, że ja jestem mamą, więc muszę ogarnąć większość obowiązków w domu i wokół dzieci, a mąż po pracy robi pięć czy dziesięć procent. U nas to tak funkcjonuje, że jak ja z czymś nie daję rady, robi to Tomek i na odwrót. Nie da się w pojedynkę, te siły muszą być rozłożone równomiernie.
W jaki sposób przekazujecie dzieciom wiarę?
Przede wszystkim należymy do wspólnoty neokatechumenalnej, w której dzieci mają kontakt ze słowem Bożym, mogą poczuć, że są ważne w Kościele. Codziennie wieczorem modlimy się krótko całą rodziną. Od niedawna przyjęliśmy też taką misję, że odmawiamy wspólnie dziesiątkę różańca w intencji pokoju na świecie. A w niedzielę modlimy się jutrznią: czytamy psalmy, Ewangelię i rozmawiamy o nich z dziećmi. Oczywiście, jak były młodsze, to była masakra, bo nie chciały siedzieć, uciekały. Teraz jest w miarę dobrze, mamy taki patent, że młodsze lub nadpobudliwe dzieci rysują – drukujemy nowe kolorowanki i to pomaga.
Na twoim instagramowym profilu otwarcie przyznajesz się do bycia w Kościele. Nie boisz się, że przez to stracisz klientki?
Nie boję się, bo na Instagramie codziennie ktoś przychodzi, inny odchodzi. Jak wrzucam moje spontaniczne tańce, to też nie każdemu się to podoba. Na pewno patrząc od strony marketingu, lepiej by było o mojej wierze nie wspominać – powinnam być neutralna światopoglądowo i wolnościowa. Ale moje podejście nie jest czysto biznesowe i sama się często zastanawiam, jak to się kręci…
Sukienki do latania… przy dzieciach
Zaczynałaś od sukienki dla siebie?
Zawsze interesowałam się modą i szyciem, a jak zostałam mamą, potrzebowałam czegoś do latania, wygodnego, ale też w moim stylu. A koleżanki się pytały, czy im też uszyję taką kieckę. Było coraz więcej chętnych, więc pojawiła się myśl o współpracy ze szwalnią. Zaczęłam od jednej belki materiału – kilkanaście sukienek, które sprzedały się błyskawicznie.
Kto nosi sukienki Pauki Chmielewskiej?
Kobiety w naprawdę różnym wieku. Sukienki mają dziewczęce kroje, trochę czerpią ze stylu vintage, więc podobają się młodym dziewczynom. Na pewno lubią je mamy – bo wyglądają fajnie, a są praktyczne – mają guziczki, kieszenie, można w nich karmić, nosić w ciąży.
Wcześniej prowadziłam na Instagramie akcję #cochcenosze i dużo rozmawiałam z kobietami na temat tego, czego się obawiają albo wstydzą nosić. Okazało się, że wiele z nich ma problem z sukienkami. A przecież sukienka to nie tylko strój na wielkie wyjście, może być wygodna, noszona nawet przez mamę, która musi się ciągle schylać.
Kobiety nie cierpią też rajstop…
Dlatego ja polecam w moich sukienkach chodzić w getrach albo w gołych nogach!