separateurCreated with Sketch.

Krawiec i mistyk, który był duchowym mistrzem Karola Wojtyły

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Asceta i kontemplatyk. Stworzył własną szkołę duchową, w której miewał i do 100 uczniów. Reprezentował nowy świat, którego dotąd nie znałem. Ujrzałem piękno duszy otwartej na oścież przez łaskę” – pisał Jan Paweł II o świeckim człowieku, którego uważał za świętego i mistyka.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„Spotkałem człowieka świeckiego, Jana Tyranowskiego, który był prawdziwym mistykiem. Człowiek ten, którego uważam osobiście za świętego, wprowadził mnie na trop wielkiej mistyki hiszpańskiej, a zwłaszcza św. Jana od Krzyża…” – pisał papież Jan Paweł II w Darze i Tajemnicy.

Człowiek Opatrznościowy

„On ukazywał Boga dużo bezpośredniej, aniżeli kazania i książki, on dowodził, że o Bogu można się nie tylko dowiadywać, że Bogiem można żyć!” – pisał w 1949 r. o Janie Tyranowskim ks. Karol Wojtyła. Czterdzieści siedem lat później, już jako papież, dodawał:

Kim był człowiek, z którego szkoły wyszło aż jedenastu kapłanów, a wśród nich papież?

Jan Tyranowski

Ks. Michał Szafarski SDB, jeden z tych jedenastu, w książce pt. Perła ewangeliczna pisze, że „Jan Tyranowski był mężem niezwykłej heroicznej cnoty. Dążył odważnie i ufnie do całkowitego wyrzeczenia się świata. W działaniu nie liczył na własne siły, ale wyłącznie na łaskę Bożą i dlatego miał tak wielki wpływ na wszystkich, z którymi się spotykał”.

Dalej dodaje śmiało: „Wydaje mi się, że Pan Bóg postawił Jana na drodze Karola Wojtyły, aby go przygotować do przyszłej misji. Mam odwagę twierdzić, że nie byłby Karol Wojtyła tym, kim jest, mężem Bożym, gdyby podstaw pracy wewnętrznej nie otrzymał w szkole Tyranowskiego”.

Cichy, łagodny, na pierwszy rzut oka nieśmiały i schowany, ale w głębi serca mocarz wiary i tytan pracy nad sobą i duszą, systematycznej i wiernej. „Podziwiałem bogactwo tej duszy. Lękałem się o jej skarby duchowe, usiłowałem je ukryć i zabezpieczyć przez pogłębienie w niej cnoty pokory. Miałem niemały szkopuł z prowadzeniem takiego alpinisty duchowego, bo on się wspinał na takie ścieżki i szczyty, których moja noga nie tknęła” – wspominał jego spowiednik, ks. Aleksander Drozd.

Łowienie ludzi

„Pewnego dnia wychodziłem z kościoła naszego i na schodach spotkałem pana Tyranowskiego. Wydawało mi się, że na mnie czekał. I wtedy powiedział do mnie: Panie Wieśku, może by się pan zapisał do Różańca? Mogę się dzisiaj śmiało przyznać, że nie miałem na to najmniejszej ochoty, ale sposób, w jaki pan Tyranowski to powiedział, był taki, że nie potrafiłem mu odmówić. Miał coś takiego w swojej powierzchowności ogromnie ujmującego, nieśmiałego, pokornego, że tym brał sobie ludzi. Czuło się na odległość, że ma się do czynienia z niezwykłym człowiekiem, o ogromnej głębi duchowej, człowiekiem, który jeszcze chodzi nogami tutaj po ziemi, ale dusza, serce i cała reszta jest gdzie indziej” – wspominał po latach ks. Wiesław Duduś, salezjanin.

„Dziwny w swojej nieustępliwości w szukaniu ludzi, w nawiązywaniu kontaktu, w uporczywości, w troszczeniu się o tych, których złapał. Dziwny jest, bo widać po nim, że przełamuje nieśmiałość, chęć bycia w cieniu, w ciszy i spokoju, na modlitwie” – pisał z kolei ks. Mieczysław Maliński, również jeden z jedenastu.

Życiorys

Jan Leopold Tyranowski był synem Jana i Apolonii. Urodził się 9 lutego 1901 r. w Krakowie, przy ul. Zwierzynieckiej 8. Zaraz po ukończeniu szkoły zapisał się do szkoły handlowej, a po jej ukończeniu zaczął pracę najpierw jako buchalter, a potem księgowy.

Miał w sobie niezwykły głód wiedzy. Uczył się języków obcych i ogrodnictwa, był zapalonym turystą górskim – uwielbiał wędrówki po Beskidach – i fotografem. Umiał robić dobre i piękne zdjęcia, co potwierdzają aż dwie nagrody w konkursach fotograficznych.

Jednak okoliczności życiowe zmusiły go do tego, aby zostawić pracę księgowego i nauczyć się kroju i szycia. Od 1930 r., razem z bratem Edwardem, pracuje pod czujnym okiem mistrza krawieckiego, jakim był ich ojciec. Po jego śmierci dziedziczy pracownię i utrzymuje nie tylko siebie, ale również mamę Apolonię.

Wybrał pracę krawca, zamiast bycia urzędnikiem, bo to mu pozwalało na głębsze życie wewnętrzne” – pisał Jan Paweł II w książce Dar i Tajemnica. Żyje skromnie, niczym się nie wyróżnia. I nic też nie zapowiada zadań, jakie niebawem podejmie.

Rewolucja

W 1935 r. siedzi w kościele św. Stanisława Kostki na Dębnikach i słucha kazania. Nagle słyszy zdanie o tym, że osiągnięcie świętości wcale nie jest trudne, że jest dostępne absolutnie dla każdego. Ta prosta prawda zapala w nim ogień, budzi jakieś nieznane dotąd pragnienie. Jan ma trzydzieści cztery lata i podejmuje decyzję: chce być świętym!

Pyta spowiednika, od czego powinien zacząć i – za jego radą – kupuje dwie książki: Teologię ascetyczną i mistyczną Adolfa Alfreda Tanquerey’a oraz dzieła św. Jana od Krzyża. Z tą ostatnią nie rozstanie się aż do śmierci.

Człowiek modlitwy i dyscypliny

Niedługo po wysłuchaniu salezjańskiego kazania składa ślub czystości. Zachowały się osobiste notatki Tyranowskiego, z których wynika, że do pracy nad swoim charakterem – a w niej widział jeden z elementów dążenia do świętości – przystąpił metodycznie.

Robił dokładny plan dnia, ofiarowywał każdą czynność Bogu, niemal codziennie uczestniczył w Eucharystii i przyjmował Komunię św. Dbał o to, aby nie trwonić czasu. Czas był według niego darem Boga, który mamy wypełniać, a nie tracić.

Zachowała się karteczka z 1941 r., na której zapisał plan dnia. To był regulamin, niemal zakonny, rygorystycznie ułożony i przestrzegany z wielką konsekwencją. Zaczynał dzień o 5 rano i do 20.30, gdy szedł spać, jego życie było wypełnione pracą i modlitwą.

Wszystkie czynności ofiarowywał Bogu, rezerwował czas na przygotowanie do mszy świętej i na odprawienie dziękczynienia po niej, dbał o czytania duchowe, a w pracowni krawieckiej, schylony nad maszyną, ćwiczył się w umartwieniu i cnotach. Dwa razy w ciągu dnia robił rachunek sumienia i przyjmował komunię duchową. Codziennie modlił się słowami ułożonego przez siebie ofiarowania:

Apostoł

Wybuch II wojny światowej niemal z dnia na dzień zmienia sytuację Kościoła. Zaczynają się aresztowania, Niemcy przychodzą też po dębnickich salezjanów, po pewnym czasie okazuje się, że nie ma rąk do pracy, zwłaszcza z młodzieżą.

Ks. Aleksander Drozd, spowiednik Tyranowskiego, prosi go, aby zajął się kierownictwem duchowym młodych mężczyzn, zwłaszcza by zaprosił ich do Żywego Różańca. Tyranowski ma trzydzieści osiem lat, prowadzi zakład krawiecki, uchodzi za nieszkodliwego dziwaka i ascetę. Ks. Drozd ma nadzieję, że Niemcom nie przyjdzie do głowy, że zajmuje się apostolatem.

Krawiec zgadza się i tak zaczyna się jego wkład w życie duchowe młodych chłopaków. Mistykę karmelitańską, którą zgłębia i żyje od kilku lat, zaczyna łączyć z salezjańskimi metodami pracy z młodzieżową.

Osoba wyjątkowa

Tyranowski zaprasza studentów do swojego mieszkania na ul. Różaną, opowiada o życiu w stanie łaski uświęcającej, czytają wspólnie Pismo Święte, modlą się różańcem. Jest w dobieraniu kandydatów rozważny, wie, że to, co robi, jest nielegalne i bardzo niebezpieczne.

„W parafii była osoba wyjątkowa: chodzi tu o Jana Tyranowskiego. Był człowiekiem niezwykle głębokiej duchowości. Księża salezjanie, którzy w tym trudnym okresie odważyli się na prowadzenie duszpasterstwa młodzieży, powierzyli mu zadanie polegające na nawiązywaniu kontaktów z młodymi ludźmi w ramach tzw. Żywego Różańca.

Jan Tyranowski wywiązywał się z tego zadania nie tylko w sensie organizacyjnym, ale także poprzez prawdziwą duchową formację, którą dawał związanym z nim młodym ludziom. Od niego nauczyłem się między innymi elementarnych metod pracy nad sobą, które wyprzedziły to, co potem znalazłem w seminarium. Tyranowski, który sam kształtował się na dziełach św. Jana od Krzyża i św. Teresy od Jezusa, wprowadził mnie po raz pierwszy w te niezwykłe, jak na mój ówczesny wiek, lektury” – wspominał papież Jan Paweł II, który znalazł się wśród „zwerbowanych” przez Tyranowskiego.

Kiedy poznał Karola Wojtyłę?

„Człowiek większego wykształcenia, oschły mimo pogody ducha, nieposiadający daru wymowy, samotnik, na pierwszy rzut oka nastawiony zbyt dewocyjnie do rzeczywistości, krawiec z wyboru, który odrzucił zawód urzędnika rachunkowego, asceta i kontemplatyk.  Człowiek ten ujmował młodzież swoją religijnością, nazywany był żartobliwie panem prezydentem i stworzył własną szkołę duchową, w której miewał i do 100 uczniów. Za pośrednictwem Tyranowskiego zostałem wprowadzony w nowy świat, o którego istnieniu w sobie przedtem nie wiedziałem” – pisał ks. Wojtyła w 1949 r.

Po raz pierwszy spotkali się w 1940 r. Jan przyglądał się młodemu Wojtyle od dawna, słuchał go na spotkaniach katechetycznych, widział jego modlitwę. W końcu do niego podszedł i zaproponował rozmowę. Zaprosił go do Żywego Różańca i od tej pory widywali się regularnie.

Miłość do Jana od Krzyża

Dużo dyskutowali. To dzięki Tyranowskiemu młody Karol poznał św. Jana od Krzyża, pierwsze egzemplarze jego dzieł otrzymał na Różanej. To wtedy odkrył, że modlitwa mistyczna jest kolejnym z etapów na modlitewnej drodze i jest szkoła, a w niej mistrzowie, którzy mogą takiej modlitwy nauczyć. Miłość do Jana od Krzyża tak młodego Wojtyłę pochłonie, że nauczy się hiszpańskiego, by móc doktora od modlitwy czytać w oryginale.

„Nie wiem, czy jemu zawdzięczam powołanie kapłańskie, ale w każdym razie ono zrodziło się w jego klimacie. Reprezentował nowy świat, którego dotąd nie znałem. Ujrzałem piękno duszy otwartej na oścież przez łaskę” – pisał po latach, już jako papież, o przełomie, który w nim się dokonał za sprawą niepozornego krawca.

Przyjaciel, powiernik i duchowy kierownik

Tyranowski był jego przyjacielem, powiernikiem i duchowym kierownikiem. Ale był także wymagającym nauczycielem. Ustalił studentowi Wojtyle plan dnia, spisał listę obowiązkowych lektur, z których potem go egzaminował. Cały dzień Karola musiał być podporządkowany wskazaniom mistrza, którego motto brzmiało: „Trzeba wykorzystywać każdą chwilę”.

Wojtyła zaczął kontrolować swój dzień i planować go w szczegółach. Dzielił czas między zajęcia na uczelni, pomoc w restauracji prowadzonej przez brata jego matki, czytanie Pisma Świętego, lekturę dzieł religijnych, modlitwę medytacją i mszę świętą.

Jan miał karteczki z wymalowanym kwiatkiem, na których wypisywał swoim podopiecznym różne zadania i ćwiczenia duchowe. Raz w miesiącu losowano zadanie i potem należało „kwiatka” przez miesiąc praktykować. Zadawał ćwiczenia z cierpliwości, męstwa, miłości bliźniego.

Ale formował nie tylko charaktery. W jego formacji chodziło nie tylko o to, w co trzeba wierzyć, ale przede wszystkim jak. Zarażał pragnieniem trwania w obecności Bożej. „Od niego nauczyłem się między innymi elementarnych metod pracy nad sobą, które wyprzedziły to, co potem znalazłem w seminarium” – powie Jan Paweł II, który był zelatorem drugiej róży w Żywym Różańcu prowadzonym przez Tyranowskiego w czasie okupacji.

Śmierć

Jedenastu kapłanów przyznało się do tego, ze ich powołanie kształtowało się pod wpływem świadectwa życia i formacji Jana Tyranowskiego. Co ciekawe, dokładnie jedenastu kapłanów straciła dębnicka parafia w czasie wojny.

Jednak w mszy prymicyjnej swojego najważniejszego ucznia, ks. Karola Wojtyły, skromny krawiec nie mógł wziąć udziału. Odezwało się źle leczone skaleczenie na ramieniu i wdało się nagłe zakażenie ręki, konieczna była amputacja.

W czasie pobytu w szpitalu zmarła mama Jana, pani Apolonia, a on nie mógł wziąć udziału w jej pogrzebie. 1 listopada 1946 r., gdy Karol Wojtyła w Pałacu Arcybiskupów Krakowskich przyjmował święcenia kapłańskie i następnego dnia, gdy w krypcie św. Leonarda na Wawelu odprawił mszę prymicyjną, jego duchowy mistrz leżał w szpitalu i – jak zanotowali świadkowie – niewyobrażalnie cierpiał, a ból ofiarował w intencji młodego kapłana.

Zmarł, tuląc krzyż, 15 marca 1947 r., o 22.45 w szpitalu przy ul. Kopernika 40 w Krakowie. Miał zaledwie 46 lat.

Podczas pogrzebu ks. Karol Wojtyła powiedział: „Dążył odważnie i ufnie do całkowitego wyrzeczenia się świata. W działaniu nie liczył na własne siły, ale wyłącznie na łaskę Bożą i dlatego miał wielki wpływ na wszystkich ludzi”.

Dekret o heroiczności cnót

W 50. rocznicę śmierci Jana Tyranowskiego kard. Franciszek Macharski powołał komisję historyczną, a 30 września 1997 r. trybunał procesowy. W wyniku prac komisji zebrano dokumentację zawierającą świadectwa osób, które znały osobiście Tyranowskiego, pamiątki osobiste po Słudze Bożym, jego zapiski.

Przesłuchano 33 świadków, wśród nich bp. Stanisława Smoleńskiego, który jako ojciec duchowny w seminarium często służył Tyranowskiemu radą w prowadzeniu grup młodzieży.

21 stycznia 2017 r. Stolica Apostolska ogłosiła dekret o heroiczności cnót krawca z Dębnik. Do beatyfikacji sługi Bożego potrzebny jest jeszcze dekret o cudzie za jego wstawiennictwem.

Artykuł powstał na podstawie książek i artykułów:
Jan Paweł II, "Dar i tajemnica";
Ks. M. Szafarski, "Perła Ewangeliczna";
C. Bernstein, M. Politi, "Jego Świątobliwość Jan Paweł II";
W. Łaszewski, "Boży szaleńcy";
K. Wojtyła, Apostoł, "Tygodnik Powszechny", 1949, nr 35;
A. Frossard, „Nie lękajcie się! Rozmowy z Janem Pawłem II"
.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.