separateurCreated with Sketch.

Bezradność, lęk o siebie i bliskich, złość. Jak znaleźć grunt pod nogami w tym czasie?

Strach
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Wobec tego, co dzieje się obecnie w Europie, możemy czuć się jak dzieci, które weszły do morza w wietrzny dzień i przewracają je fale. Może zalewać nas bezradność, lęk o życie własne i najbliższych, poczucie winy, złość. Zarazem kiedy toniemy w tych uczuciach, może być już tylko gorzej.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Tego gruntu pod nogami nie da nam zapas benzyny do września, wlanej do zbiornika na szambo. Nie da nam go śledzenie minuta po minucie wiadomości (chyba że jesteś głową państwa albo generałem którejś z walczących armii). Nie da nam go też nakręcanie się emocjami ludzi, którzy mają katastroficzny albo paranoiczny obraz rzeczywistości – i sami toną w reakcjach stresowych, straciwszy jasność myślenia.

Uratuje cię spokojna i kochająca część w tobie

Grunt pod nogami uzyskamy najpierw w sobie samych. Dzisiaj, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek, potrzebujemy pielęgnować w sobie tę dorosłą część nas samych, która widzi, co się w nas dzieje i umie się nami zaopiekować. To część, która jest realistyczna, życzliwa, współczująca, sprawcza. Jak dobra, zaradna, kochająca i ciepła mama, która nawet w schronie potrafi zrobić kakao i zaśpiewać piosenkę pełną nadziei.

Każdy z nas ma taką część, choć bywa zepchnięta na rzecz innych – tych, które nas straszą, oceniają, dowalają. W sytuacji gdy odczuwamy zagrożenie, może być też tak, że najgłośniej odzywa się w nas dziecko, które czuje się osamotnione, porzucone, bezradne i bez pomocy (zwłaszcza gdy w naszej historii takie doświadczenia we wczesnych etapach życia miały miejsce). Ono tym bardziej potrzebuje jasności, wsparcia i siły dorosłego wewnętrznego opiekuna, który kucnie obok niego, weźmie je za rękę i powie: „Hej, boisz się bardzo, wiem! Poradzimy sobie, zaopiekuję się tobą”.

Dostęp do tej opiekuńczej części siebie samych zyskujemy, gdy zatrzymujemy się i kierujemy uwagę na to, co w nas się dzieje. Przechodzimy do obserwacji. Zaczynamy widzieć, co u nas słychać. Ta obserwująca część nas zauważa: „Zalewa mnie panika”, „Czuję ogromne zamieszanie”. I zauważa to ze współczuciem i akceptacją: „Tak, to jest bardzo trudne”.

Co ci służy?

Pomaga także zauważanie, co się dzieje z naszym ciałem. Może mamy ściśnięty żołądek. Może mięśnie są tak napięte, że trudno nam oddychać. Przywracanie kontaktu z własnym ciałem jest bardzo ważne, bo gdy zalewa nas stres, możemy odruchowo od ciała się odcinać (nie czuć, że nam zimno albo że rozkłada nas choroba, tylko lecieć przez dzień w poczuciu zajętości albo popadać w odrętwienie). Przywracamy sobie grunt pod nogami, gdy dbamy o fizjologię (jedzenie, picie, sen), komfort cieplny, wygląd (tak! Teraz to ważne, żeby dobrze się ze sobą czuć i dobrze wyglądać, bo doda to odwagi i nam, i innym).

Ta opiekuńcza część nas umie ocenić, co nam służy. Ile wiadomości jesteśmy w stanie obejrzeć, żeby potem móc zajmować się życiem albo spać. Którą rozmowę telefoniczną należy szybko zakończyć, bo kontakt sprawia, że czujemy się coraz gorzej, a nie lepiej.

Kiedy już jesteśmy przy sobie (i opiekun w nas trzyma za rękę czule przestraszone dziecko), możemy zająć się odzyskiwaniem sprawczości. Możemy to robić przez kontakt z ludźmi, którzy są wyregulowani, nie tracą nadziei, działają mądrze i potrafią żartować (humor rozładowuje napięcie). Sprawczość wraca do nas przez pomoc potrzebującym, bo wtedy zaczynamy widzieć, że nie jesteśmy bezradni, że coś możemy (z całą pokorą i realizmem w ocenie własnych możliwości). I wreszcie odzyskujemy ją, robiąc to, co do nas należy (zajmowanie się rodziną, pracą, domem).

Tu i teraz

Ważne, żebyśmy wiedzieli, że żadna ilość myślenia o katastrofie jej nie powtrzyma, gdyby miała nadejść, a każdy przebłysk nadziei, siły, miłości i sprawstwa pcha tę trudną sytuację do przodu i pomaga nam przez nią przejść. Dlatego ma ogromny sens zajmowanie się tym, co tu i teraz, wyznaczanie sobie realistycznych celów i zadań, dbanie o bliskość i ładowanie baterii przez chwile robienia tego, co lubimy. Nasze układy nerwowe bardzo potrzebują tych pauz i resetowania – i to zanim nam się wyczerpią baterie.

Jako ludzi wierzących zawsze może nas też wspierać świadomość, że Bóg zawsze będzie z nami i z wszystkimi poszkodowanymi w tej wojnie. Kochający, wierny, współczujący, leczący rany. Tu i po tamtej stronie.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.