Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Hélène Machelon to dynamiczna i sympatyczna 40-latka, dekoratorka w branży eventowej. Wraz z mężem Gillesem mieszkała już na całym świecie. Po licznych podróżach osiedlili się we Francji. Wcześniej, w Algierii, Meksyku i Wietnamie, adoptowali trójkę dzieci: Paula (17 l.), Capucine (13 l.) i Oliwię (6 l.). Jednak mówiąc o tej rodzinie nie możemy nie wspomnieć Jeanne, ich małej córeczki, która zmarła 18 lat temu, nie przeżywszy nawet roku.
Hélène opowiedziała historię Jeanne, dziecka z ciężkim zespołem niedoboru odporności, we wzruszającej książce Envolée, wydanej w języku francuskim. Aleteia spotkała się z Hélène, która szczerze opowiada o bólu utraty dziecka i wiary, a także o swoim stopniowym powrocie do pełni życia i do Boga.
„Czuliśmy, że jak najbardziej zasługujmy na uzdrowienie”
Hélène i Gilles są nosicielami anomalii genetycznej, która sprawia, że mają 25 procent szans na urodzenie dziecka z niemal zerowym systemem odpornościowym. Ich pierwsza córeczka, Jeanne, urodzona dziewięć miesięcy po ślubie, przez prawie rok walczyła z tą chorobą. Nie zdołały jej uratować żadne zabiegi – chemioterapia, przeszczep szpiku kostnego, sterylne warunki. Także modlitwy rodziców nie wydawały się skuteczne, co było w tamtym czasie szczególnie wstrząsającym doświadczeniem dla Hélène.
Jako osoba wierząca, Hélène pamięta wiele modlitw kierowanych do Boga, aby uratował ich córkę. Przypomina sobie nawet, że leżała krzyżem w kaplicy, błagając Pana o miłosierdzie. Po całym świecie organizowano łańcuszki modlitewne i ona sama była absolutnie pewna, że cud się wydarzy. Przekonywała samą siebie, że w pełni na taki cud zasłużyli. Byłby przecież nagrodą za ich wiarę i niezłomną nadzieję. „Modląc się na różańcu, odmawiając litanie do świętych i oddając się żarliwej adoracji, czuliśmy, że jak najbardziej zasługujmy na uzdrowienie” – pisze w swojej książce.
Jednak cud się nie wydarzył. Jak mówi Hélène: „W tym samym dniu straciłam Jeanne i wiarę”.
Adopcja
Oprócz bólu matczyne serce ogarnął niesłabnący gniew. Przestała się modlić i kiedy jej rodzina szła na nabożeństwo, nie wchodziła do kościoła. Mimo wszystko jednak, choć podczas długiego okresu oschłości odrzuciła wiarę, nie zatraciła jej bezpowrotnie.
Pewnego ranka Hélène obudziła się z poczuciem, że jest jej lżej na duszy. Pozwoliła sobie znów się śmiać, cieszyć się z dobrych wiadomości od bliskich. Osoby z jej otoczenia również mogły znów swobodniej oddychać.
Proces adopcji i pojawienie się dzieci pomogły jej pojednać się z Bogiem. „Mieliśmy szansę adoptować trójkę dzieci. To był cud! Dzięki tej nowej płodności odnaleźliśmy nasze miejsce, naszą misję i przyjęliśmy adopcję jako coś normalnego”.
„Jeanne nie została stworzona do tego życia”
Hélène pogodziła się ze śmiercią Jeanne, gdy przebywała w Meksyku. Jak mówi, „Meksykanie mają zupełnie inny stosunek do śmierci niż my. Na przykład w dniu Wszystkich Świętych, następuje swoista desakralizacja cmentarzy. Ludzie wnoszą kolory, śpiewają, tańczą i modlą się do białego rana”.
Cmentarz był miejscem, do którego odwiedzin zmusiła się, choć jej ból był wciąż silny. „W przenośni zabraliśmy Jeanne z cmentarza, podobnie jak Meksykanie. Oni stawiają w swoich domach małe ołtarzyki z portretami zmarłych. To trochę tak, jakby mieć niebo w pokoju gościnnym”. To pocieszający, pokrzepiający gest.
Jeanne pozostała obecna w rodzinie. Hélène ma wrażenie, że córka cały czas siedzi jej na ramionach. Mówi do niej krótkimi zdaniami i dzieli się swoimi przemyśleniami. Ich dzieci są szczególnie aktywne w robieniu miejsca dla Jeanne i przyjmowaniu do wiadomości, że jest jeszcze jedno dziecko, które jest częścią rodziny. Po okresie cierpienia i gniewu Hélène stopniowo osiągnęła stan akceptacji. Jak teraz konstatuje, „Jeanne nie została stworzona do tego życia”.
W ostatnich akapitach swojej książki Hélène wspaniale opisuje, że miłość nigdy nie przestaje być przekazywana poprzez komunię świętych i wyobraża sobie, jak jej córka mówi: „Kołysałaś mnie. Troszczyłaś się o mnie. Uczyniłaś moje życie pięknym. Jesteś mi wierna. Kochasz mnie miłością bezwarunkową i wieczną. Nie wątp, że jestem z tobą na każdym twoim kroku”.