Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jeśli dzieci wzrastają „pod okiem rodziców”, to znaczy, że ogromnie wiele zależy od tego, jak to „oko” na nie spogląda. Co i kogo widzimy, gdy patrzymy na nasze dzieci? Nasze oczy są dla nich lustrem, bo przecież od nas potrzebują dowiedzieć się, kim są. Czy kimś ważnym, czy niewidzialnym. Kimś wartościowym i godnym zaufania – czy raczej zlepkiem wad. Czy mogą siebie pokazać światu, czy lepiej, żeby „zeszły nam z oczu”.
Rodzice, którzy nie widzą
Pisałam tydzień temu o psychowzroczności, czyli zdolności zauważania życia psychicznego: własnego i innych ludzi. Owa „wzroczność” bardzo jest nam potrzebna, jeśli jesteśmy rodzicami. Gdyby bowiem posłuchać rozmów dzieci z ich rówieśnikami, mogłoby się okazać, że wiele z nich ma poczucie, iż mieszkają z ludźmi niewidomymi. I w rezultacie – że nikt ich nie widzi.
Te deficyty rodzicielskiego wzroku mogą się różnie objawiać. Istnieje na przykład taki sposób patrzenia na dzieci, który bierze pod uwagę jedynie ich potrzeby fizjologiczne, obcinając cały wewnętrzny świat. Rodziców interesuje jedynie, czy dziecko zjadło i czy się nie przeziębi. Najczęściej źródłem tej wiedzy są także rodzice, a nie dzieci. Czyli to mama wie, ile kotletów potrzebuje zjeść jej syn, by zaspokoić głód. I to mama wie, czy córce potrzebny jest drugi sweter. Takie spojrzenie narusza bardzo istotne połączenie, jakie każdy człowiek ma z własnym ciałem. Od tego połączenia zależy w przyszłości kontakt naszych dzieci z własnymi granicami.
Istnieje też taki rodzaj patrzenia na dzieci, który ocenia, czy spełniają jakąś ogólnie pojętą zewnętrzną normę. Blisko spokrewniony jest z pytaniem: „Co ludzie powiedzą?”. Konkretnie – co powiedzą o mnie, jako rodzicu, gdy będą patrzeć na moje dziecko. W samym założeniu rodzic nie zauważa odrębności dziecka (czyli faktu, że jest ono oddzielnym człowiekiem), traktując je jako wizytówkę lub narzędzie zyskania społecznej aprobaty. W praktyce oznacza to, że rodzic wybiera innych, obcych ludzi, wobec których czuje jakieś zobowiązanie, by przed nimi „dobrze wypaść” i do nich przynależeć, a nie relację z własnym dzieckiem.
Jak tam w szkole?
Takie powierzchowne spojrzenie na dzieci miewa też inne odmiany. Rozpoznamy je w tematach rozmów – jeśli jedyne pytanie, jakie w domu pada, to „Jak tam w szkole?” i „Czy odrobiłeś już lekcje?”, to znowu znaczy, że jakaś kluczowa część życia dziecka pozostaje niezauważona. Ono dowiaduje się, że bardziej zależy jego rodzicom na tym, jak mu idzie nauka, niż na poznaniu jego wnętrza. Rodzice zaś, choć mają poczucie, że troszczą się i okazują miłość, tak naprawdę jedynie starają się nie stracić kontroli nad życiem swojego dziecka.
Owo powierzchowne patrzenie na dzieci owocuje równie powierzchownymi relacjami. Dzieci wiedzą, że ich życie, przemyślenia i uczucia nieszczególnie interesują ich rodziców. Łączy się z tym cierpienie wynikające z poczucia osamotnienia i braku w ich życiu osoby, której zależy na nich naprawdę. Która ma w głowie otwartą przestrzeń na zaciekawianie się, kim są i czego potrzebują.
Jak się czujesz?
Tę potrzebę bycia do głębi widzianymi bardzo trudno jest dzieciom zaspokoić, gdy w relacji z rodzicami nie jest to możliwe. I choć dorastając, mogą robić wiele, by zwrócić na siebie uwagę otoczenia, bez możliwości odsłonięcia przed kimś swojego wrażliwego, kruchego i potrzebującego miłości „ja” – odczuwają wewnętrzną pustkę.
Jak więc patrzeć na dzieci inaczej niż „pustym wzrokiem”? Nie ma na to innego sposobu, niż otwarcie się na świat uczuć i potrzeb – najpierw swój własny, a wraz z nim przyjdzie lepsze zrozumienie świata dzieci. Jeśli sami najczęściej nie mamy pojęcia, co czujemy, karzemy siebie za smutek i nie umiemy ogarnąć własnej złości, świat dziecięcych przeżyć będzie dla nas obcy. Pomóc nam może powolna nauka zauważania uczuć, witania się z nimi i słuchania, co chcą nam powiedzieć.
Wtedy częściej będziemy zaglądać do dzieci z pytaniem: „Jak się czujesz?” albo „Co czujesz?”. A jeśli dzieci za szczerą odpowiedź nie spotka ocena, ujawnią nam o sobie coraz więcej i zbudujemy z nimi więź, która przetrwa niejedno wyzwanie.