Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ojciec i syn z reportażu Emigracja to fotografia wykonana w porcie w A Coruñi w północno-zachodniej Hiszpanii w 1957 r. Przedstawia ona migrantów wypływających do Buenos Aires na transatlantyku Juan de Garay.
Wydaje mi się istotne, żeby to zdjęcie trafiło do Jego Świątobliwości. Stanowi ono ważny element przywracania pamięci o historii emigrantów – powiedziała Aletei Patricia Ferrol, córka reportera. Z pewnością prezent ten poruszy serce pierwszego papieża z Ameryki Południowej. On sam jest synem włoskich emigrantów, przybyłych na statku z Piemontu do Argentyny.
70 fotografii – portretów wykonanych przez Ferrola w cyklu Emigracja stanowi żywe świadectwo tego, że ludzkość została ukształtowana przez emigrację. Drzewo genealogiczne bardzo wielu osób dowodzi, iż babcia, pradziadek czy też odległy krewny, musieli opuścić ojczystą ziemię i szukać lepszej przyszłości.
Ojciec i syn
Rozdzielone rodziny, biedni Europejczycy, mężczyźni i kobiety, emigrowali do Ameryki. Ojciec i syn to symbol ostatniej fazy hiszpańskiej emigracji o silnym charakterze rodzinnym.
Fotografia ta, powstała 27 listopada 1957 r., stała się ikoną. Przemawia ona również w naszych czasach, ukazując najbardziej uniwersalne uczucia związane z emigracją – tłumaczy Aletei Patricia Ferrol.
Na wręczonym papieżowi zdjęciu widoczni są ojciec i dziecko, którzy żegnają się z resztą rodziny. Łzy samotności zalewają oczy obu bohaterów. W dramacie tym ukryty jest jeszcze jeden dramat: babcia chłopca zmarła, zanim dopłynęli do celu – opowiada Patricia.
Wiele lat później ta rodzina połączyła się, ale na bardzo krótką chwilę. Jednak i tym razem ojciec z synem, z powodu biedy, musieli szukać lepszej przyszłości – dodaje kobieta. Później już nigdy nie mieszkali oni razem w jednym miejscu. Ojciec wraz z synem szukali szczęścia w innym europejskim kraju, a pozostała część rodziny osiadła w Ameryce.
Świadectwo chłopca z fotografii
Chłopiec ze zdjęcia mojego ojca żyje, ma 72 lata, jest marynarzem. Od śmierci ojca prowadzi skromne, proste życie – wspomina Patricia Ferrol.
Patricia odwiedziła Juana Caló, nazywanego przez bliskich „Chanquete” (czyli... "sardynka"), w jego rodzinnej Galicji. Według jej relacji mężczyzna ma nostalgiczne spojrzenie, potężne bruzdy zmarszczek wokół oczu i silne ręce, poruszające się ze zręcznością typową dla rybaka wiążącego sieci. Chłopiec ze zdjęcia, dzisiaj już starszy mężczyzna, wspominał w rozmowie z nią ów dzień, który zadecydował o jego życiu.
Bardzo płakałem, bo zostawaliśmy sami – wyznał po 64 latach Patricii Juan Caló. Bo przecież płacze nie tylko ten, kto odjeżdża, ale także ten, kto zostaje, zostaje zupełnie pusty.
Rodziny przybywały do A Coruñi z różnych miast kraju i zatrzymywały się w okolicznych hotelikach. Port wypełniały tłumy ludzi, było to miejsce oczekiwania, niewygody i zamieszania.
Chłopiec z fotografii, Juan Caló, powiedział Patricii, że tego dnia, gdy wykonano mu zdjęcie, zgubił się w tłumie. Po wielogodzinnym poszukiwaniu zrozpaczony ojciec odnalazł go i mocno złapał za rękę. To właśnie w tym momencie wybrzmiała syrena statku. Wtedy nasi bohaterowie zdali sobie sprawę, że nadszedł moment pożegnania.
Mężczyzna przytulił chłopca. Z perspektywy statku wydawali się oni maleńcy, odlegli, znów zagubieni, mimo iż przed chwilą odnalezieni. Patrzyli w stronę morskiego horyzontu. W stronę nieznanego.
Fotografia przedstawiająca spowiedź
Tamtego dnia mój ojciec nie zabrał reporterskiego aparatu fotograficznego Leica, którego zawsze używał. Trzeba go było bowiem przystawiać do oka, co mogłoby wystraszyć ludzi. Zamiast tego użył Rolleiflexa, bo w nim patrzyło się z góry i pod kątem prostym, a aparat mógł pozostawać w ukryciu – tłumaczy Patricia Ferrol.
Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Rozmówczyni Aletei pamięta, że ojciec opowiadał, iż pomogło mu to uchwycić dramatyzm portowych wydarzeń.
W swojej autobiografii fotograf wspominał również zdjęcie przedstawiające spowiedź. Mówi się, że spowiedź przygotowuje na przejście do innego świata, a ci ludzie przecież jechali do innego świata – tłumaczył.
Inne znane zdjęcie ukazuje ziewającą kobietę. Ludzie ci przybyli poprzedniego dnia i od dłuższego czasu nie spali. Byli przepełnieni emocjami, smutkiem i stali w niekończącej się kolejce do wypełnienia podróżnych dokumentów – wyjaśniał Ferrol.
Manuel Ferrol wykonał powyższe fotografie na zlecenie hiszpańskiej Katolickiej Komisji ds. Migracji. Pragnęła ona, aby zdjęcia stały się świadectwem demaskującym sposób, w jaki byli traktowani emigranci. Kościół odgrywał ważną rolę w ukazywaniu prawdziwej sytuacji emigrujących wówczas osób.
„Fotograf emigracji”
Manuel Ferrol wystawiał swoje prace razem z Robertem Capą, Davidem Seymourem, Ernstem Haasem, Wernerem Bishofem czy Joanem Colomem. Jego fotografie były eksponowane w najbardziej prestiżowych salach wystawowych na całym świecie. Jednak pomimo tak bogatego doświadczenia zawodowego, Manuel Ferrol zapisał się w pamięci jako „fotograf emigracji”.
Ojciec chciał umrzeć z aparatem fotograficznym w dłoniach. To jego pragnienie zawsze pojawiało się w naszych rozmowach – opowiada Patricia. Mawiał, że będzie się cieszyć z czasu, który Bóg mu jeszcze da. Miał świadomość, że jego zawód można dobrze wykonywać pomimo upływu lat.
Oczywiście Ferrol wiedział, że wraz z upływem lat pojawiają się ograniczenia. Jego stała maksyma brzmiała: „Należy każdego dnia wychodzić z domu z nastawieniem, jakby dopiero co się zaczynało coś tworzyć”.
Anioł-reporter
Autor Ojca i syna zmarł 27 lutego 2003 r. Jego córka wspomina, że był człowiekiem, który nigdy nie zatracił prostoty i przeszedł przez życie w zgodzie ze swoimi zasadami, tworząc transcendentne dzieło. W czasach, gdy inni fotografowie z uporem określali się mianem „artystów”, on wolał nazywać się „reporterem”.
Zgodnie z jego wolą jego ciało zostało spalone, a prochy rozrzucone z latarni morskiej na Przylądku Vilano, gdzie się urodził.
Mój ojciec był chyba aniołem. Nigdy nic nie zarobił na "Ojcu i synu”. Był głęboko wierzący. Zupełnie niezwykła osoba. Myślę, że dlatego jego prace charakteryzowała taka uniwersalna transcendencja – wspomina Patricia w rozmowie z Aleteią.
Jego prace nie były demaskatorskie ani apologetyczne, były uczciwe i szczere. Ale też emocjonujące, bez szukania efektu formalnej perfekcyjności – dodaje kobieta.
Manuel Ferrol (1923–2003)
Manuel Ferrol urodził się w 1923 r. w latarni morskiej na Przylądku Vilano, w prowincji A Coruña (Galicja). W 1948 r. wyjechał do A Coruñi, aby uczyć się żeglarstwa.
W 1954 r. Ferrol zatrudnił się w branży filmowej, przez pewien czas pracował również jako reporter lotniczy. W 1958 roku przeniósł się do Niemiec, aby studiować w Hamburger Photo Schule. Po ukończeniu studiów wrócił do Hiszpanii. Należał do grupy pierwszych korespondentów hiszpańskiej telewizji. W latach 1965-1975 pracował w No-Do jako operator kamery.
Prace Manuela Ferrola znajdują się w Historii Fotografii Beaumonta Newhalla – to jedyny hiszpański fotograf reprezentowany w tym dziele. Reporter wziął też udział w wystawie „Europa po potopie: Sztuka w okresie powojennym”, zorganizowanej z okazji pięćdziesięciolecia zakończenia II wojny światowej. Wystawa ta przez niemal rok "wędrowała" od Barcelony po Wiedeń.
Zdjęcie Ferrola Ojciec i syn stało się swoistą ikoną i niemal obrosło kultem. Dziś stało się również prezentem, który otrzymał papież Franciszek i który pomoże innym pamiętać.