Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Każdy z nas jest powołany do miłości. O. Ronald Rolheiser pokazuje, że zarówno życie monastyczne jak i życie rodzinne jest szkołą miłości. W tej szkole uczymy się, że czas nie należy do nas, ale do Boga. Lekcje pozwalają na uczenie się poprzez czułość, łagodność i bezsilność. Rytm w tej szkole wyznaczają nie tyle nasze emocje i pragnienia, ale wierność zobowiązaniom.
Łatwo jest myśleć o powołaniu w kategoriach albo-albo, fundamentalnego wyboru, którego trzeba dokonać pomiędzy życiem w małżeństwie a życiem zakonnym. Takie postawienie sprawy na ostrzu noża może jednak prowadzić do podzielonego serca.
Chociaż dokonaliśmy wyboru, coś w nas tęskni za tym, co jest po drugiej stronie muru. Będąc w małżeństwie, tęskni się za długimi modlitwami, a będąc w zakonie – za bliskością jedynej kochanej osoby.
Jezus odkrywa przed nami jedno powołanie – powołanie do miłości. Carlo Caretto, mały brat Jezusa, spędził na pustyni sporą część swojego życia, szukając Boga na modlitwie i w samotności. W tym doświadczeniu mają źródło jego najpiękniejsze książki, na przykład Pustynia w mieście.
A jednak mimo to powiedział kiedyś, że jego mama, która spędziła trzydzieści lat wychowując dzieci, prowadziła o wiele bardziej kontemplacyjne życie niż on, a także mniej egoistyczne.
Ronald Rolheiser, amerykański ksiądz ze zgromadzenia oblatów, odsłania to „jedno” wspólne dla małżonków i zakonników. Jako przykład wskazuje mamę opiekującą się dzieckiem, która rzeczywiście „opuściła świat” i odsuwa się z intensywnego biegu życia, aby być ze swoim maleństwem.
Ten czas jest prawdziwym czasem pustyni. Co więcej, bycie z dzieckiem, które jest tak delikatne, zaprasza do większej łagodności. Te dwa elementy – opuszczenie świata i łagodność, Jan od Krzyża określał jako kluczowe dla dojrzałości chrześcijańskiej.
Rolheiser pisze, że taka mama nie potrzebuje godziny dziennie na modlitwę, bo jej opieka nad dzieckiem jest modlitwą. Co więcej, jej miłość jest ciągle weryfikowana. Aby doświadczyć takiego oderwania od świata i łagodności, mnisi poświęcają długie godziny na samotność i modlitwę.
Klasztor jest miejscem, w którym doświadczamy własnej bezsilności oraz tego, że czas nie należy do nas, ale do Boga. Symbolem tego jest dzwon. Gdy mnisi słyszą dźwięk dzwonu, wówczas natychmiast zostawiają to, czym się zajmują i udają się na modlitwę, posiłek odpoczynek itp.
To nagłe porzucenie zajęcia uświadamia, że czas nie należy do mnie, ale do Boga. Nasze serce rozszerza się, by dostrzec to, czego chce od nas Bóg.
Mama opiekująca się dzieckiem również bardzo często robi nie to, na co ma ochotę, ale na co przyszedł czas – karmienie, spacer, kąpiel. Gdy zasypiamy, ustawiamy budzik, aby nie zaspać do pracy. Wstajemy często bez większej ochoty i radości, ale robimy to, bo przyszedł czas. W ten sposób mnisi i świeccy odkrywają to samo: czas nie należy do nich, ale do Boga.
„Bóg jest miłością”, jak pisze św. Jan, odsyłając nas od razu do bycia z drugim człowiekiem. Możemy doświadczyć wewnętrznego życia Boga, gdy dzielimy z kimś życie. Niezależnie od tego, czy będzie to przyjaźń, rodzina czy wspólnota, możemy odkrywać wówczas własną kruchość i potrzebę bliskości.
W życiu mnichów miłość realizuje się poprzez wierność celi. „Pozostań w swojej celi, a ona nauczy cię wszystkiego”. Czasem łatwiej żyć w przekonaniu, że gdzieś indziej moglibyśmy wieść dużo ciekawsze życie.
„Cela” to inaczej nasze powołanie, obowiązki i zobowiązanie, tu i teraz. „Twoja praca jest sakramentem, Twoja rodzina jest klasztorem, a twój dom jest sanktuarium. Zostań tam, nie zdradzaj tych miejsc” – pisze o. Rolheiser. To właśnie poprzez wierność tym naszym świeckim „celom” Bóg prowadzi nas do siebie.
Gdy przybywamy do klasztoru, uderzający jest rytm, w jakim żyją mnisi. Wszystko odbywa się regularnie, w rytmie, a życie przepełnione jest rutyną. Modlitwa mnichów żywi się nie tyle emocjami, co rytmem. Naszym marzeniem może być modlitwa pełna emocji, pozytywnych doświadczeń i kreatywności. Modlitwa mnichów na tym tle jawi się dość bezbarwnie.
Jednak również w tym kontekście o. Rolheiser wskazuje na jedność powołania jakie mamy, świeccy i zakonnicy. Czy bowiem bylibyśmy w stanie codziennie być na bankiecie? Modlitwa jest podobna do posiłku. Czasem potrzebujemy uroczystej uczty, a czasem zwyczajnego posiłku, pełnego rutyny i przewidywalności.
Dlatego wierność rytmowi modlitwy, bez względu na towarzyszące jej emocje, jest tak ważna. Zresztą tak jest z każdym rodzajem miłości. Gdy postanawiamy odwiedzać mamę w domu opieki dwa razy w tygodniu – pisze o. Rolheiser – to gwarantem tego nie będą emocje, ale wierność naszemu zobowiązaniu.
Często przeciwstawiano to, co zakonne, temu, co związane z małżeństwem. W takim przeciwstawieniu jesteśmy rozdarci co do tego, gdzie można odnaleźć Boga: w kościele czy w kuchni, w klasztorze czy w rodzinie, w sanktuarium czy na stadionie?
Bóg poprzez Wcielenie pokazał, że chce być w jednym i drugim. Nawet najbardziej świeckie i zwyczajne miejsca są klawiszami pianina niezbędnymi do usłyszenia muzyki Boga.
Gdy przekraczamy napięcia w nas pomiędzy tym, co jest kontemplacją, a co działaniem, co jest rodzinne, a co monastyczne, możemy zobaczyć klasztor i rodzinę jako prawdziwą szkołę miłości.
Rodzicielstwo pozwala kochać tak, jak kocha Bóg, z czułością i troską. Bycie mamą i tatą poszerza serce. Gdy z czułością rodzic patrzy na dziecko, może doświadczać tego, jak Bóg na nas patrzy. Bóg przyjmuje nas w podobny sposób jak matka przyjmuje dziecko.
Ronald Rolheiser pokazuje, że życie monastyczne i życie rodzinne, chociaż pozornie odmienne, mają mnóstwo punktów wspólnych. Nauka miłości nie jest łatwa, ale mamy wokół siebie mnóstwo inspiracji. Nowe wspólnoty, które powstały po Soborze Watykańskim II bardzo często łączą w swoich domach życie osób żyjących w celibacie i małżeństw.
Tak jest chociażby we wspólnocie Chemin Neuf obecnej w różnych miastach w Polsce. Ta integracja różnych stylów życia pokazuje, że Bóg zaprasza nas do jednej miłości o różnych obliczach.
Korzystałem z książki Ronalda Rolheisera OMI pt. „Domestic Monastery” (Paraclete Press 2019).