Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Katarzyna Szkarpetowska: Na czym polegał fenomen osobowości Jana Kobuszewskiego – aktora, artysty kabaretowego, a prywatnie pani wuja?
Hanna Faryna-Paszkiewicz*: Wuj Kobuszewski był niezwykle uważny na drugiego człowieka. Kiedy z kimś rozmawiał, to nie błądził wzrokiem i nie pozdrawiał innych przy okazji, ale był tu i teraz. Jego zainteresowanie nie było rozproszone, ale skupiało się na osobie, z którą w danym momencie prowadził dialog. Miał w sobie dużo cierpliwości i serdeczności – autentycznej, nieudawanej. Myślę, że ludziom w takich codziennych kontaktach jest to bardzo potrzebne.
Warto zwrócić uwagę również na rodzaj sztuki, jaką uprawiał. Jako artysta wcielał się w role, które rzadko kiedy były przeciwko komuś. Świetnie nawiązywał kontakt z publicznością. Potrafił mówić do widzów, patrząc im w oczy, co w sali teatralnej jest niemożliwe, a przynajmniej trudne i niewskazane, w kabarecie – wprost przeciwnie. Aktor Krzysztof Kowalewski powiedział o wuju: „Ludzie potrzebują Janka, żeby ratować własne zmęczone umysły”.
Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony
Ukazała się pani książka pt. Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony. Co panią skłoniło do jej napisania?
Poprosiła mnie o to córka wuja, a moja cioteczna siostra – Maryna. Zabrzmi nieskromnie, ale powiedziała: „Ty albo nikt”. Nie ukrywam, że miałam pewne opory.
Z czego one wynikały? Ma pani przecież doświadczenie w pisaniu książek.
Owszem, napisałam m.in. dwie biografie kobiet, które żyły w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Z ich rodziny nikt już nie żył, w związku z tym nie czułam się skrępowana, jak na to, co napiszę, zareagują ich bliscy. W przypadku książki o wuju było inaczej. Żyje jego żona – ciocia Hania, córka Maryna. Jesteśmy w bliskich, serdecznych relacjach, ale była jednak nuta niepewności, jak odbiorą tę książkę o ukochanej przecież osobie.
Jakie wspomnienia wysuwają się na pierwszy plan, kiedy myśli pani o wuju?
Wspomnień jest sporo, ale przytoczę jedno, które szczególnie zapisało się w mojej pamięci. Gdy wuj dowiedział się o śmierci mojego taty, przyjechał do nas prosto z teatru. W mieszkaniu byłam tylko z młodszym bratem i gosposią. Wuj Jan spędził wtedy z nami prawie całą noc. Opowiadał o naszym tacie, rozmawiał z nami, po prostu był. Pamiętam, że przywiózł ze sobą butelkę koniaku. Poszedł z nią do kuchni. Połowę koniaku wylał do zlewu, a resztę wypił. Ta połowa, którą wylał, była dla ojca.
Wuj Kobuszewski. Pobyty na Jasnej Górze dawały mu siłę
W książce napisała pani, że wuj „nie był gotów wyjść poza pewien zasób wiadomości o sobie”. Co było tego powodem?
Uważam, że skromność. Gdy ktoś nazywał go mistrzem, twierdził, że zna większych. Nie ukrywam, że ta jego skromność w pewnym sensie przeszkadzała mi w pracy nad książką o nim, bo wiem, że wielu rzeczy już się nie dowiemy… Chociażby takie wyjazdy do Stanów Zjednoczonych czy Australii – to były festiwale jego popularności, ale on o tym nie mówił. Stronił też od wywiadów rzek. Raz tylko zrobił wyjątek, w 2008 roku. Udzielił wówczas obszernego wywiadu paulinowi – o. Robertowi Łukaszukowi. Myślę, że zgodził się głównie ze względu na serdeczne relacje z ojcami paulinami i miejsce, w którym przeprowadzany był wywiad. Zakonnicy zaprosili go na Jasną Górę i tam, w celi klasztornej nr 33, o. Łukaszuk pytał wuja o wiarę, o miłość, o życie.
Jasna Góra była dla pana Kobuszewskiego miejscem szczególnym, mówił: „To jest najświętsze miejsce w Polsce”.
Tak, pobyty na Jasnej Górze dawały mu siłę. To tam świętował 50-lecie ślubu, 50-lecie pracy na scenie, 20-lecie cudownego uzdrowienia z choroby nowotworowej, okrągłe urodziny i inne ważne rocznice. Na Jasnej Górze wielokrotnie modlił się również z przyjaciółmi z teatru. Przypadek sprawił, że któregoś razu zespół Teatru Kwadrat spotkał się tam z zawodnikami reprezentacji Polski w siatkówce. Jakież to było przeżycie dla wuja, który miał 186 cm wzrostu! Na widok sportowców zawołał: „W końcu ktoś wyższy ode mnie!”. Pamiątką z tamtego spotkania było m.in. zdjęcie, które wuj zrobił sobie z panem Piotrem Gruszką.
Aktor miał bliską, serdeczną relację z Bogiem, ale dewotem nie był.
Nie był. W dzieciństwie bawił się w odprawianie mszy, w młodości służył jako ministrant na Saskiej Kępie. Nawet myślał o wstąpieniu do seminarium, ale to mogło wynikać z tego, że nie wiedział, co tak naprawdę chciałby w życiu robić. Miał duchowe wzloty i, może nie upadki, ale momenty przestoju. Przez około dwie dekady swego życia nie dbał zbytnio o rozwój duchowy. Przełomowym momentem okazał się rok 1986. Usłyszał wówczas od lekarzy, że czeka go operacja i że nawet, jeśli się powiedzie, to przed nim co najwyżej kilka lat życia. Przed operacją, po blisko dwudziestoletniej przerwie, postanowił pójść do spowiedzi. Przystąpił do niej na plebanii, rozmowa z księdzem trwała dwie godziny. Był tym wydarzeniem mocno przejęty.
Lubił rozmawiać z wątpiącymi. Nie przekonywał ich do swoich racji, ale dzielił się osobistym doświadczeniem wiary.
Jan Kobuszewski i ks. Popiełuszko
Pan Kobuszewski znał ks. Jerzego Popiełuszkę. Dwa tygodnie przed śmiercią kapłana widzieli się po raz ostatni.
Wujek mieszkał na Żoliborzu. Uczęszczał na msze do parafii św. Stanisława Kostki, w której posługę duszpasterską pełnił ks. Popiełuszko. Tam się poznali. Spotykali się i rozmawiali wielokrotnie. Duchowny dzielił się z wujem swoimi niepokojami. Któregoś razu powiedział: „Oni mnie kiedyś zamordują. Zobaczysz, Janku, tak będzie”. Dwa tygodnie przed śmiercią księdza spotkali się w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, gdzie wyświetlany był film Jezus z Nazaretu. Podczas projekcji kapłan mówił wujowi o tym, że jest prześladowany, zastraszany. Po filmie, gdy wszyscy zbierali się do wyjścia, pobłogosławił wuja i aktora Jana Kociniaka, który też tam wtedy był.
Jak wyglądały ostatnie tygodnie życia pana Jana?
Był otoczony troską i miłością najbliższych. Odbywał długie rozmowy z żoną. On leżał, a ona przy nim siedziała. To było niezwykłe małżeństwo, przeżyli razem 63 lata. Córka wuja, Maryna, zrobiła wszystko, co mogła, aby jak najmniej cierpiał. Prosił ją, żeby nie płakała, nie miała pretensji do Boga. Mówił, że czuje się spełniony. Odszedł świadomie, pogodzony z losem i z życiem.
*Hanna Faryna-Paszkiewicz – doktor nauk humanistycznych, historyk sztuki. Wieloletnia kierowniczka Pracowni Bibliograficznej Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk (PAN). Autorka wielu książek, m.in. „Saska Kępa w listach, opisach, wspomnieniach”, „Opium życia. Niezwykła historia Marii Morskiej”, „Polemira. Niesłusznie zapomniana” oraz najnowszej – „Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony sceny”. Siostrzenica Jana Kobuszewskiego.