separateurCreated with Sketch.

Roberto Benigni i „miłość od wiecznego wejrzenia” do żony: „Złoty Lew jest twój”

Annalisa Teggi - 04.09.21
Dziękując za nagrodę za całokształt twórczości, reżyser mówił o wiecznej miłości do żony Nicoletty Braschi: „Zawsze wszystko robiliśmy razem. Znam tylko jeden sposób mierzenia czasu: z tobą i bez ciebie”.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Najpiękniejszą kreacją na tegorocznym Festiwalu Filmowym w Wenecji była ta utkana ze słów Roberto Benignego skierowanych do żony Nicoletty Braschi. Nagrodzony za całokształt twórczości artysta przez kilka minut przemawiał tylko do niej, ponownie wyznając miłość, która łączy ich od 40 lat.

Pamiętam, że kiedy spotkałem cię po raz pierwszy, biło z ciebie takie światło, że pomyślałem, że stwarzając cię, nasz Pan chciał ozdobić niebo jeszcze jednym słońcem.

Rozpoczął się 78. Festiwal Filmowy w Wenecji. W gazetach znów króluje czerwony dywan – najpiękniejsze i najgorsze stylizacje, plotki o aktorkach i aktorach itd. Wyraźnie widać, że przemysł filmowy stara się zapomnieć o mrocznym czasie pandemii. Czy jednak impulsem do odrodzenia branży filmowej staną się parady po czerwonym dywanie? Nie wydaje się.

Powiedziała to zresztą wyraźnie reżyserka Jane Campion, wręczając Roberto Benignemu Złotego Lwa za całokształt twórczości.

W tych chwilach – trudnych dla reżyserów i dla ludzi z całego świata – Roberto Benigni jest nam potrzebny. Jest genialnym komikiem, jego serce i szczerość są ucieleśnieniem radości. Proszę was wszystkich, widzów festiwalu: bądźcie gotowi się zakochać, jeśli nie w kimś innym, to w Roberto Benignim. Jego żona Nicoletta Braschi jest jego Beatrycze, przewodniczką, pięknością, jego artystyczną parą, nieskrępowaną myślą, otwartym umysłem, głębokim poetyckim zdumieniem, jego cudem. A lew stanie się ich wspólnym domowym zwierzęciem.

Bo przecież, jak sugeruje Campion, radości nie mierzy się w cekinach, markach czy wymyślnych fryzurach. Można o niej opowiadać światu tylko w przestrzeni prawdziwego uczucia. Benigni jest swoim uśmiechem, czy raczej – swoim śmiechem. Jest gestykulującymi rękami, żywiołowym ciałem. Jest głosem, który płynnie przechodzi od pikantnych toskańskich powiedzonek do wersów Raju Dantego. To od Dantego zresztą artysta nauczył się, że życie jest komedią (czyli opowieścią z happy endem), o czym można się przekonać, traktując poważnie miłość do kobiety.

Wszedł na scenę i zrobił to, co umie najlepiej: był sobą, eksplozją radości. Przemawiał przez 8 minut, raz po raz dotykając dłonią statuetki i jak zwykle przyprawiając swoje słowa ironią, by nie uderzyć w zbyt poważny i patetyczny ton. Jest w tym mistrzem i doskonale wie, że jego rozbrajająca siła polega na tym, że potrafi śmiać się sam z siebie: „Na wieść o tej nagrodzie zacząłem tańczyć rumbę na golasa”.

I tak zostało – obnażył się także wtedy, kiedy podziękowawszy przyjaciołom i współpracownikom, pozwolił sobie na luksus (dla nas – dar) bycia zakochanym. Wprawne oko i serce reżysera wybrało właściwe ujęcie, by przenieść uwagę publiczności: reflektory oświetlały jego, ale on sprawił, że wszyscy patrzyli na jego żonę. Mówił do niej przez dwie minuty, jakby w sali poza nimi nie było nikogo:

Wszyscy mogą obejrzeć nagranie z przemowy. To dokładnie 6 min 42 s. Mówię to jako żona, która pokazała ten fragment mężowi dwa czy trzy razy. W ramach nadrabiania nieodzownych elementów romantyzmu.

Ale żarty na bok. Te słowa to coś więcej. Komentując wystąpienie, mój mąż słusznie zauważył: dzięki Bogu Benigni może sobie na to pozwolić. Chodziło mu o to, że w świecie, w którym publiczne wystąpienia na temat miłości muszą być coraz bardziej wyczyszczone z tego, co oczywiste, oto znowu jakiś mąż mówi ze sceny rzeczy, które poruszają serce każdej żony. Potrzebujemy zwykłych, starych słów o miłości, ponieważ pokazują, jak niewiele warte są najnowsze wymysły – uczucie ogólnikowe, bezpłciowe, swobodne i płynne. Czas małżeństwa mierzy się razem i choć może stwierdzenie „znam tylko jeden sposób mierzenia czasu: z tobą i bez ciebie” brzmi niezwykle poetycko, jest w nim przecież odważna hipoteza zaufania i zawierzenia.

Po przeciwnej stronie sytuuje się ten, kto kocha, mówiąc: „To jest moja przestrzeń, a to twoja”. Mój czas to my – oto wielka przygoda. Siedząca na widowni Nicoletta milczy, przytakuje. To ona gra główną rolę, bez słów.

Czy ktoś jeszcze docenia, kiedy mężczyzna robi krok wstecz? To pytanie ciśnie się na usta, kiedy czyta się niektóre wywody na temat równości płci. Na tegorocznej ceremonii wręczenia nagród pewien mąż był oklaskiwany na scenie, podczas gdy jego żona siedziała na widowni, z boku. Ale potem w swoim wystąpieniu ten sam mąż odsunął się na bok, by wszystkie światła padły na żonę. Myślę, że obie sceny mogą nie spodobać się tym, którzy krytykują zarówno mężczyzn na pierwszej linii, jak i tych, którzy wycofują się, by chwalić swoje żony.

Benigni pokazał tradycyjne, bezczelne oblicze miłości, to, które nie boi się wyolbrzymienia, śmie mówić o pięknie i wieczności, nie uciekając się do bardziej neutralnych synonimów:

Oklaski, kurtyna. Słowa wypowiadane przez aktora powinny być przemyślane, budzić żywą reakcję publiczności. Benigni doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wie, że wypowiedział publiczną pochwałę swojej ukochanej, z żarliwością, z jaką Dante pokazał całemu światu swoją Beatrycze.

Być może w domu ich miłość ubiera się w inne słowa, niezrozumiałe dla publiczności, miłe tym, którzy uczyli się ich przez lata. Ale nie o to chodzi. W tym publicznym wystąpieniu zobaczyliśmy stary, odwieczny obraz miłości mężczyzny i kobiety. Czar zakochania, codzienność dzieła, jakim jest małżeństwo i hipotezę wspólnej drogi do wieczności. Czy ten obraz nam jeszcze coś mówi?

Top 10
See More
Newsletter
Get Aleteia delivered to your inbox. Subscribe here.