Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Patryk Dobek pochodzi z Osowa, małej miejscowości na Kaszubach. Od 2015 r. mieszka w Szczecinie. Przyciągnęły go tu miłość i studia. Tutaj też śpiewa w chórze w cerkwi prawosławnej.
O swoim przywiązaniu do Boga zdecydował się opowiedzieć w audycji „Religia na fali” w Radiu Szczecin.
Piotr Kołodziejski: Jak podkreślasz, trening to nie wszystko. Jest też modlitwa.
Patryk Dobek: Modlitwa powinna być. Rozmowa z Bogiem i Jezusem Chrystusem pomaga na pewno każdemu człowiekowi, ponieważ to jest droga do spełnienia i do tego, żeby dążyć do wiecznego życia, które będzie po śmierci.
Łatwiej jest trenować i startować z Jezusem w sercu? Czy podczas samego treningu lub startu nie myśli się o sprawach duchowych?
Odbieram to tak, że bieganie to nie tyle mój zawód, ale i talent. Otrzymałem talent od Boga i staram się go pomnażać tak, jak jest o tym napisane w jednej z Ewangelii, w przypowieści. Dlatego staram się do tego spokojnie podchodzić, ponieważ różni święci ojcowie, a także niektórzy wykształceni ludzie mówią mi na temat sportu, żeby się nie wywyższać i nie nasiąknąć pokusą sławy, bo to z mojego punktu widzenia najszybsza droga do upadku, oczywiście duchowego.
Mówisz o niebezpieczeństwie, które czyha na sportowca, który odnosi sukces, ale też pewnie to niebezpieczeństwo czyha na każdego człowieka w karierze zawodowej. Jak sobie z tym radzisz? Mówisz o ojcach Kościoła, dużo czytasz tego nauczania, żeby nie popaść w taki stan, który może prowadzić do upadku?
Staram się zagłębiać w takie wiadomości. Biorę też wszystko według własnej miary. Nie mogę udźwignąć wszystkiego. Medal olimpijski to kolejna próba w moim życiu i to dla mnie kolejny sprawdzian: czy wykorzystam to w naturalny sposób, czy pójdzie to w inną stronę.
Jak wygląda praktykowanie wiary na co dzień? Masz czas na modlitwę czy czasem przychodzisz po treningu i jedyne, na co masz ochotę, to sen?
Wydaje mi się, że człowiek może się modlić w każdej chwili, prosić Boga o pomoc i rozmawiać z nim. Czy jedziemy samochodem, czy jedziemy do pracy, czy również na treningu. Oczywiście jest prawiło modlitewne, według cerkwi prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, czyli modlitwy poranne i wieczorne. Jeśli ktoś jest jednak bardzo zmęczony po treningu, to liczę na to, że Bóg to zrozumie, bo On jest Miłosierny i rozumie każdą słabość i każdego człowieka. On zawsze nam przebacza.
Czy łatwo dziś manifestować wiarę?
To jest pokazanie siebie. Poznałem prawosławie, kiedy miałem 20 lat. Kiedy byłem dojrzały, zrozumiałem, że Bóg mnie tu postawił i to jest droga, którą trzeba podążać. Wydaje mi się, że to jest sprawa indywidualna, jak ktoś pokazuje wiarę chrześcijańską.
Jak jest z praktykowaniem wiary na zgrupowaniach? Czy tam masz opiekę duchową, czy wtedy bardziej jest osobisty kontakt z Chrystusem?
To się czuje, że nie jesteś sam. Każdy, kto chce dążyć do kontaktu z Chrystusem, wie, że z Nim zawsze po jednej stronie stoi anioł stróż, który też wysłuchuje te modlitwy i opiekuje się ciałem czy duchem, żeby zawodnik był spokojny.
Zaraz po minięciu mety ucałowałeś krzyżyk. To też był jakiś znak dla świata.
Jeżeli ktoś to zauważył, to rzeczywiście. To był moment i dowód na to, że gdyby nie Jezus Chrystus, to bym tego nie osiągnął.
Po sukcesie udajesz się do miejsca kultu, żeby podziękować Bogu? Byłeś na Grabarce?
Jeszcze tam nie byłem, ale już w cerkwi czuję uspokojenie. Dziękuję w każdej chwili. Gdy zdobyłem ten medal, to może ten pocałunek krzyżyka był takiem symbolem podziękowania za wynik.
Angażujesz się więcej niż zwyczajny parafianin w cerkwi prawosławnej?
Jak mam czas, kiedy nie jestem na zgrupowaniu, to czasem wchodzę piętro wyżej i śpiewam w chórze. Muzyka i słuch z lat młodzieńczych pozostały, ponieważ wcześniej grałem w orkiestrze dętej na trąbce, po kilku latach przerzuciłem się na tubę.
Czy muzyka cerkiewna jest dla ciebie ukojeniem?
Oczywiście, że tak. Na pewno mi to pomaga, bo to jest też modlitwa, tylko na bardzo zaawansowanym etapie.
Czy w swoich rywalach na bieżni widzisz Chrystusa?
Czuję, że to jest mój bliźni. Nie mogę powiedzieć, że to jest mój wróg, ponieważ będę od razu na starcie spalony. Oczywiście to jest mój rywal, ale podchodzę do niego fair play. Szanuję go. Widzę w nim człowieka, którego stworzył Bóg. Czy to człowiek z Europy, Azji, Afryki, Ameryki.
Zostawmy na moment olimpijski krążek i sukces w Tokio. Czy na co dzień doświadczasz pomocy Boga? Czy czujesz się szczęśliwym człowiekiem?
Oczywiście, że mi pomaga. Codziennie daje mi życie, szansę na to, by się pokajać i przygotować się do odejścia.
Powiedziałeś kiedyś, że porażka może uszlachetniać. Czy twoim zdaniem zbytnia pokora w sporcie nie przeszkadza?
To kwestia podejścia. Jeśli cały czas jest się pokornym, to wcześniej czy później otrzyma się nagrodę, która jest odpowiednia dla danego człowieka.
Wiemy już o śpiewie, oczywiście bieganiu. Co jeszcze jest twoim hobby, pasją?
Teraz bardzo jestem zajęty opieką nad rodziną. Niedawno urodziła mi się córka Sofia i teraz z Anastasią mamy pociechę. To moje codzienne życie. Jak znajdę czas, to lubię poczytać książkę.
Słyszałeś, czułeś, że miałeś wsparcie z cerkwi w Szczecinie podczas startu w igrzyskach?
Parafianie i ojciec Paweł zawsze trzymali kciuki, podtrzymywali na duchu.
Podobno podarowałeś też proboszczowi buty treningowe?
Zgadza się. Mam trochę tych butów. To też moje podziękowanie za pomoc.
Czujesz, że jesteś członkiem Wunderteamu? Lekkoatleci zdobyli na igrzyskach chyba maksa tego, co mogli, jeśli chodzi o liczbę medali.
Czułem, że wszedłem w szeregi najlepszych naszych medalistów: mistrzostw świata, Europy, igrzysk olimpijskich. Odnalazłem się na nowo w lekkiej atletyce. Trenuję około 12 lat. Wcześniej trzymałem jakiś poziom, a ten medal oznacza, że wchodzę w mocny team i mam nadzieję, że będę doceniony.