separateurCreated with Sketch.

Ten opat nie chciał być namalowany. Przyjaciele wykorzystali podstęp!

bra01610
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Aliénor Goudet - 02.08.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Założyciel trapistów bardzo nie chciał znaleźć się na obrazie. Zobaczcie, jaką intrygę wymyślono w klasztorze!
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Armand Jean Le Bouthillier de Rancé (1626-1700), opat klasztoru trapistów, z pokorą odmówił namalowania swojego portretu. Książę Saint-Simon i malarz Hyacinthe Rigaud postanowili użyć podstępu, aby uwiecznić twarz mnicha.

Historia rozgrywa się w Soligny-La-Trappe, w północno-zachodniej Francji, w 1696 roku. Piękne światło oświetla gabinet opata de Rancé. Cisza, która zwykle panuje w opactwie La Trappe, zapewnia idealne warunki do skupienia. Jednak malarz Hyacinthe Rigaud jest niespokojny. Co skłoniło go do przyjęcia tej pracy?

Czołowemu europejskiemu portreciście nie brakowało klientów. Dwór i szlachta zapewniały mu wystarczająco dużo pracy. Ale oto on, przebrany za oficera, ma udawać nieznajomego, by obserwować modela, który nie ma ochoty dać się namalować.

"Proszę się nie martwić – mówi książę Saint-Simon, jego klient. – Ja zajmę się rozmową. Ty możesz się skupić na opacie de Rancé".

Rigaud musi przyznać, że opat klasztoru w Trappe go intryguje. Musi być bardzo wyjątkowy, skoro książę jest gotów użyć podstępu, by uwiecznić tego człowieka.

Malarz wie o nim tylko tyle, że był inicjatorem surowych reform zakonu cystersów. Jest to o tyle zaskakujące, że opat w młodości był zamożny i oddawał się uciechom życia dworskiego.

Jednak dzięki niemu klasztor w Trappe (z którego wywodzą się dzisiejsi trapiści) stał się niezwykłym miejscem cnoty i modlitwy. Opactwo przyciągało wielu duchownych, a o opacie de Rancé mówiło się, że jest niezrównanym teologiem.

Być może właśnie dlatego Rigaud zgodził się na spotkanie: aby mieć okazję zobaczyć tę znakomitą postać, która nigdy nie opuszcza swojego opactwa. A może chodziło o wyzwanie, jakim była konieczność malowania wyłącznie z pamięci. Jakkolwiek by nie było, nie może już się wycofać.

Drzwi w końcu się otwierają i Rigaud wstaje, wstrzymując oddech. Mnich to siedemdziesięciolatek ubrany w biały habit i kaptur. Idzie powoli, ciągnąc za sobą ciężar lat. Według księcia prawie nie opuszcza klasztornej izby chorych. Jednak jego uśmiech wyraża niezaprzeczalną pogodę ducha.

"Ojcze opacie – mówi książę – to jest ten oficer, o którym ci mówiłem". Rigaud wita się krótko z opatem, dbając o to, by wyolbrzymić swoje jąkanie. Ma to posłużyć jako alibi, aby malarz mógł obserwować opata bez konieczności mówienia i bez wzbudzania podejrzeń.

Podczas gdy książę i opat prowadzą rozmowę, Rigaud oddala się nieco, by rozpocząć obserwację. Twarz opata de Rancé zdaje się zmieniać, w miarę jak mówi. Emanuje z niej mądrość nie tylko starego człowieka, ale i filozofa. Jednak słowa opata nigdy nie odnoszą się do niego samego. Nigdy wcześniej Rigaud nie słyszał, by ktoś mówił tak dobrze, a jednocześnie tak mało mówił o sobie.

bra01610

Rysy opata doskonale harmonizują z jego słowami. W jego uśmiechu widać zadowolenie z dobrze przeżytego życia. Z drugiej strony – jego zmarszczki pokazują cierpienia i pokuty, które przeszedł w ciągu swojego życia. W jego żywych oczach błyszczy inteligencja i obecność pięknej duszy. Rigaud już wie, że będą one najtrudniejsze do odtworzenia.

Sesja trwa trzy kwadranse. Podobnie jest następnego dnia. Kolejnego – już tylko pół godziny. Po każdej wizycie Rigaud koncentruje się całkowicie na płótnie, pracując do końca nad odtworzeniem tej twarzy, tak wyrazistej i bogatej w charakter.

Jeśli opat czegoś się domyślał, nie dał tego po sobie poznać. Gdy twarz była już gotowa, Rigaud ołówkiem naniósł ciało, używając jako modela innego mnicha w tym samym habicie, po czym wrócił do Paryża, by dokończyć portret. Efekt wzruszył do łez księcia Saint-Simon.

Rigaud ukończył obraz w 1697 roku. Był z niego tak dumny, że wykonał kilka kopii, mimo że jego klient życzył sobie wyłączności. Książę pocieszał się myślą, że dzięki tym kopiom inni ludzie poznają znakomitego i cnotliwego opata.

Dręczony poczuciem winy, książę wyznał w końcu w liście swoje oszustwo opatowi de Rancé. Ten odpowiedział: "Pewien cesarz powiedział, że kocha zdradę i nienawidzi zdrajców. Ja zadowolę się tym, że nienawidzę zdrady i kocham zdrajcę".

To Louis de Rouvroy, sam książę Saint-Simon, zrelacjonował te fakty w swoich pamiętnikach. Obraz znajduje się obecnie w opactwie La Trappe, w Soligny-la-Trappe.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.