separateurCreated with Sketch.

„Nic tak nie gniewa Boga”. Od takich drobiazgów zaczynają się wielkie grzechy. Jak to działa?

„Bo nic cięższego, jak osądzać bliźniego i gardzić nim. Dlaczegóż nie osądzamy raczej samych siebie i własnych grzechów, które doskonale znamy i za które kiedyś mamy odpowiedzieć przed Bogiem? Dlaczego sobie przywłaszczamy sąd Boży?” – pisze św. Doroteusz.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Gdybyśmy, bracia, pamiętali o słowach świętych Starców, gdybyśmy się nimi przejęli, to bardzo trudno byłoby nam zgrzeszyć, bardzo trudno byłoby nam zaszkodzić sobie samym. Bo gdybyśmy – jak oni powiedzieli – nie pogardzali sprawami małymi i tymi, które wydają się nam niczym, nie wciągałyby nas one w wielkie i ciężkie.

Zawsze wam powtarzam, że to przez te drobiazgi, przez mówienie: „Cóż to takiego” i: „cóż to wielkiego” – głuszy się sumienie i dochodzi się do lekceważenia ważnych spraw.

Czy wiesz, jak ciężkim grzechem jest sądzenie bliźniego? Cóż cięższego nad ten grzech, cóż Bogu wstrętniejszego i bardziej znienawidzonego? Mówili Ojcowie, że nic gorszego niż sądzić drugich. I w tej sprawie od rzekomych drobiazgów dochodzi się do wielkich przewinień. Od przyjmowania drobnych podejrzeń przeciw bliźniemu, od mówienia: „Cóż to takiego, że posłucham, co mówi ten brat? Cóż to takiego, że i ja dodam jedno słówko? Cóż to takiego, że zobaczę, co idzie robić ten brat albo tamten gość?”.

Poczynając od tego uczy się człowiek pomijać własne grzechy, a plotkować o bliźnim. A stąd dalej zaczyna osądzać, obmawiać, gardzić, a wreszcie wpada sam w to, co osądzał. Bo kto nie myśli o własnych grzechach, i nie opłakuje, jak mówili Ojcowie, własnego zmarłego, ten już nie potrafi się poprawić, lecz wciąż będzie się zajmował sprawami bliźnich.

Nic tak nie gniewa Boga, nie czyni człowieka tak nagim i opuszczonym, jak obmawianie, osądzanie i pogarda dla bliźnich.

A czym innym jest obmawianie, czym innym osądzanie, i czym innym pogarda. Obmową jest, kiedy się o kimś mówi: Ten a ten skłamał, albo rozzłościł się, albo popełnił grzech nieczysty, albo coś podobnego. Już się go przez to obmówiło, bo się mówiło przeciw niemu, opowiadając pod działaniem namiętności o jego winie.

Osądzać zaś, to mówić: Ten a ten jest kłamcą, albo: złośnikiem, albo: rozpustnikiem. Przez to się bowiem osądziło samo jego wewnętrzne nastawienie i wypowiedziało sąd o całym jego życiu, mówiąc, że jest takie właśnie, i osądzając go jako takiego. Jest to rzecz ciężka.

Co innego bowiem jest stwierdzić o kimś: rozzłościł się, a co innego ogłaszać go złośnikiem i oceniać w ten sposób, jak powiedziałem, całe jego życie. A przecież już i to jest ciężką winą osądzać poszczególny grzech, według tego, co sam Chrystus powiedział: Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, żeby usunąć drzazgę z oka twego brata.

Przyrównał tu grzech brata do drzazgi, a osądzanie go do belki. Oto jak straszną jest rzeczą osądzać, straszniejszą może, niż wszelkie grzechy popełnić. A tamten faryzeusz, modlący się i dziękujący Bogu za własną sprawiedliwość, nie kłamał, lecz prawdę mówił. I nie za to został osądzony.

Słusznie bowiem dziękujemy Bogu, jako temu, który nam pomógł i wspierał nas, kiedy uda się nam zrobić coś dobrego. Nie za to więc, jak rzekłem, został osądzony, że powiedział: „nie jestem jak inni ludzie”, ale za to, że wskazując na celnika powiedział: „jak i ten celnik”, bo w tym momencie zgrzeszył, osądził bowiem samą jego osobę, całe jego wewnętrzne nastawienie, krótko mówiąc, całe jego życie. I dlatego odszedł usprawiedliwiony nie on, lecz celnik.

Bo nic cięższego, nic gorszego, często powtarzam, jak osądzać bliźniego i gardzić nim. Dlaczegóż nie osądzamy raczej samych siebie i własnych grzechów, które doskonale znamy i za które kiedyś mamy odpowiedzieć przed Bogiem? Dlaczego sobie przywłaszczamy sąd Boży?

Dlaczego więc wtrącamy się do bliźnich? Po co szukamy cudzego ciężaru? Mamy się o co troszczyć, bracia, to jest, aby każdy zadbał o siebie i o swoje grzechy. Do Boga tylko należy usprawiedliwiać i potępiać, On zna wewnętrzne nastawienie każdego, jego siły, jego dzieje, dane mu łaski, jego charakter, jego cechy. On sądzi go z tego wszystkiego tak, jak on tylko sam umie.

Fragment publikacji: Św. Doroteusz z Gazy „Pisma ascetyczne”, Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów. Tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl.

Św. Doroteusz z Gazy (VI w.), pochodził z Antiochii, gdzie też otrzymał staranne wykształcenie. Około roku 525 wstąpił do położonego koło Gazy (Palestyna) klasztoru, kierowanego przez abba Seridosa. Stał się uczniem dwóch wielkich mistrzów-rekluzów: Jana i Barsanufiusza. We wspólnocie pełnił różne obowiązki: odpowiedzialnego za przyjmowanie podróżnych i gości, opiekuna chorych oraz szpitala, a z czasem również wychowawcy nowych kandydatów. Być może po śmierci mistrzów oraz Seridosa (ok. 540 r.) założył nowy klasztor. Pozostawił zbiór konferencji oraz listów.

Top 10
See More
Newsletter
Get Aleteia delivered to your inbox. Subscribe here.