separateurCreated with Sketch.

„Gdyby się nie opłacało, to byśmy tego nie robiły”. Przytulanie za pieniądze?

PRZYTULANIE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Przekonują, że przytulanie za pieniądze „ma więcej benefitów”, a dla mózgu nie ma znaczenia, czy przytula nas obcy, czy ktoś, z kim jesteśmy w relacji. Co jeszcze da się sprzedać?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Portale randkowe, serwisy ułatwiające znalezienie „drugiej połówki”? Żadna nowość. Podobnie, jak biznesy oferujące „erotyczne masaże” czy wprost – seks za pieniądze. Może się wydawać, że wszystko, co można było sprzedać, już sprzedano i nic nas tu nie zdziwi. A jednak… Bo czy wpadliście na to, że przytulanie też można kupić? Albo „ciepło macierzyńskiej miłości”?

Biznes i miłość czy bliskość pozornie nie mają nic wspólnego. Ale tylko pozornie. Oktawia Kromer uczyniła bohaterami swojego reportażu ludzi, którzy są w stanie zapłacić, i to niemałą kasę, za erzac bliskości.

To nie tyle ludzie doświadczający samotności, co ci, którzy próbują poradzić sobie z samotnością (swoją lub cudzą) za pomocą pieniędzy. Nie tylko klienci, ale i usługodawcy. „Bywa, że brak dotyka i jednych, i drugich. Dealer też może być przecież narkomanem” – pisze autorka.

To emeryci, którzy zadłużają się na produkty pseudomedyczne, które dadzą im „ciepło macierzyńskiej miłości”. Ludzie, którzy płacą za „przyjacielski dotyk” (wszak to „usługa czysto platoniczna”, nie ma tu mowy o podtekście seksualnym). Uczniowie „trenera podrywu”.

Tym, co łączy bohaterów książki Kromer jest dojmujące uczucie samotności. Brak. Pustka. Ale ta samotność, jak pisze autorka, może być zła i dobra:

Najprostsze, najszybsze remedium na samotność? Przytulenie. Niby oczywiste, ale co, jeśli nie mamy nikogo w zasięgu ramion?

Kromer odwołuje się do historii Juan Manna (one man, pewien człowiek) z Sydney z 2004 r. Mężczyzna czuł się osamotniony po rozstaniu z dziewczyną i rozwodzie rodziców. Znajomi wyciągnęli go do baru. Podeszła do niego obca dziewczyna, przytuliła. Tak w jego głowie zrodził się pomysł na FREE HUGS. Z napisem wymalowanym na kartonie stanął na deptaku w centrum Sydney.

Idea szybko zrobiła karierę i rozprzestrzeniła się na cały świat. A jeśli coś jest popularne, to czemu na tym nie zarobić? I tak pięć lat później pojawiło się przytulanie za kasę. „Deluxe hugs 2 $”, w odróżnieniu od darmowego, reklamowano jako ekskluzywne, profesjonalne, pełne czułości. Lepsze. Za dodatkową opłatą można było kupić mruczenie, wyznanie „kocham”.

To był „tylko” prank (nagrywana ukrytą kamerą prowokacja), ale ziarno trafiło na podatny grunt. Film obejrzała Samantha, która właśnie się rozwiodła, była samotna, wypalona biurową pracą. Zaczęła drążyć. Tak powstała firma Cuddle Up To Me (przytul się do mnie) oferująca platoniczne przytulenie.

Pomysł Samanthy wkrótce znalazł naśladowców w Polsce. Firmę założyły Magda i Sylwia. Też potrzebowały zmian w życiu, przytulanie za kasę przypadło im do gustu. Startując z biznesem powoływały się na opinie psychologów.

Zuza, jedna z pierwszych zatrudnionych przytulaczek, usługę platonicznego przytulania porównuje do zakupu pomidorów:

Właścicielki biznesu przekonują, że przytulanie za kasę „ma więcej benefitów”, a dla mózgu nie ma znaczenia, czy przytula nas obcy, czy ktoś, z kim jesteśmy w relacji. Przywołują oklepany cytat Virginii Satir:

Nie dodają jednak, że jego autorce chodziło o przytulanie przez bliskich, osoby, z którymi jesteśmy w relacji. I że nikt nigdy nie umarł z braku przytulania

Psychologowie komentujący w książce są zgodni, że przytulanie to nie to samo, co pomidory, a taki sposób podejścia do sprawy uprzedmiatawia samo przytulanie, jak i przytulaczki. Dodają, że nie ma żadnych naukowych badań potwierdzających wpływ takiego płatnego przytulania na samopoczucie czy zdrowie psychiczne. To ich zdaniem pseudoterapia.

Jak wspomniałam, bohaterami reportażu są nie tylko klienci, ale i usługodawcy. Kromer rozmawia z Pawłem, który stworzył wysyłkowy sklep dla więźniów. Tak naprawdę zakupy to tu kwestia drugorzędna. Chodzi o… rozmowę, kontakt.

System głosowy miał ułatwić zamawianie, ale klienci wolą telefony. A jak nie mogą się dodzwonić – panikują. Czasem dzwonią tylko po to, by powiedzieć, że nie zamawiają, bo krucho u nich z kasą, ale pamiętają o sklepie. „Paweł wierzy, że to, co robi, ma sens. Czuje misję. To dodaje mu skrzydeł” – podsumowuje Kromer. Autorka rozmawia też z dziewczynami, które oferują swoje usługi na ShowUp. Nie, wbrew pozorom wcale się nie rozbierają. Ich klientom też często zależy „tylko” na tym, by się wygadać.

Dziewczyny słuchają, choć nie zawsze interesują je te rozmowy, „ale skoro już zapłacił, to trzeba wysłuchać”. Nie muszą się rozbierać, a mimochodem wpada trochę kasy. Jedna z bohaterek nazywa dawanie żetonów „debilstwem”, bo ona ich nie potrzebuje i nic u niej nie ma.

„Debilstwem” jest ich dawanie, a ich branie? A może właściciele biznesów oferujących przytulanie, „ciepło macierzyńskiej miłości” mają jednak dobre intencje. Ale czy dobrymi intencjami, jak w powiedzeniu, nie jest wybrukowane piekło?

Reportaż Kromer pozostawia z tymi, i wieloma innymi pytaniami. Często takimi, na które trudno znaleźć odpowiedź. Bo czy ktoś może dziś zagwarantować, że jutro, pojutrze nie będziemy sprzedawać czegoś jeszcze bardziej prywatnego, intymnego, bliskiego sercu?

„Usługa…” to smutna książka, ale spójrzmy na nią inaczej. Może po tej lekturze jeszcze bardziej docenimy, że obok jest ktoś bliski, przed kim możemy się wygadać, wypłakać? Kto przytuli? A my nie musimy za to płacić…

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.