separateurCreated with Sketch.

Jacy będziemy w niebie? Co z naszym ciałem, płcią, uczuciami, pamięcią?

CIAŁO, WNIEBOWZIĘCIE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Nic nie stracimy z tego, co mamy, ale otworzy się przed nami zupełnie nowa głębia i możliwości.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„Być w niebie”, to być zbawionym. Osobiście i w pełni. Bóg zbawia nas w naszym człowieczeństwie. A to znaczy, że odkupił i chce doprowadzić do pełnej szczęśliwości wszystko, co na to człowieczeństwo się składa.

Życie wieczne – wielka niewiadoma?

Biorąc pod uwagę, że życie wieczne jest główną i podstawową obietnicą Boga dla człowieka objawioną i urzeczywistnioną w Chrystusie, to trzeba powiedzieć, że niesłychanie rzadko myślimy chyba o tym, jakie to życie będzie.

Najczęściej określamy je plastycznym, acz niewiele mówiącym, terminem „bycia w niebie”, wyniesionym zazwyczaj z najwcześniejszego etapu katechezy. I na tym poprzestajemy, bezradnie rozkładając ręce, gdyby nas spytać, na czym to bycie w niebie miałoby polegać i (co ważniejsze) co jest w nim tak fantastycznego, żeby nam miało na nim zależeć.

Dużo łatwiej przychodzi nam chyba opisanie i uzasadnienie tego, dlaczego należy się starać, aby koniec końców nie znaleźć się w piekle, choć i tu nieraz grzęźniemy w obrazach i przekazach dość infantylnych i „ludowych” w nienajlepszym tego słowa znaczeniu.

Powściągliwość teologii

Prawda jest taka, że teologia, a za nią szeroko rozumiana katecheza chrześcijańska, rzeczywiście dość powściągliwie wypowiada się na temat życia wiecznego i kondycji człowieka „w niebie”, a więc zbawionego i korzystającego w pełni ze skutków tegoż zbawienia.

Powodem takiego stanu rzeczy jest nie tylko deficyt „danych”, których mogliby nam dostarczyć ci, którzy już są w tym stanie, a z jakichś powodów tego nie robią (faktycznie o kondycji człowieka zmartwychwstałego możemy wnioskować jedynie na „przykładzie” zmartwychwstałego Jezusa).

Drugim (i chyba istotniejszym) powodem jest świadomość ograniczenia naszego doświadczenia, percepcji i języka, którym moglibyśmy wyrazić nasze wnioski i przypuszczenia. Praktycznie wszystko, co możemy powiedzieć o życiu wiecznym należałoby opatrywać przysłówkiem „jakby”, który sprawia, że wszystko, co wyjaśniamy, pozostaje nadal tajemnicą.

Nie długość, a jakość

To, co możemy powiedzieć z pewnością, to że w określeniu „życie wieczne” wcale nie chodzi przede wszystkim o długość (nieskończoną już) tego życia, ale o jego jakość. To życie, którego się spodziewamy, będzie „wieczne” – to znaczy takie, jakie jest życie samego Boga (bo to On żyje wiecznie).

Bóg daje i ostatecznie w pełni da nam partycypować w swoim własnym życiu. W Jezusie wcielonym, który stał się człowiekiem, umarł, zmartwychwstał i wstąpił do nieba (do Ojca) Bóg zjednoczył ze swoją boską naturą naszą ludzką naturę. W tym sensie zbawienie już się dokonało.

Teraz idzie o to, żeby to zjednoczenie dokonało się w moim osobistym i konkretnym przypadku. Można powiedzieć, że w pewnym sensie trwa (i trwać będzie do końca dziejów ludzkości) wniebowstępowanie Chrystusa. On – „pierwocina” zmartwychwstającej ludzkości – już osiągnął cel, jakim jest pełne zjednoczenie z Ojcem. My – zjednoczeni z Nim w naturze ludzkiej – jesteśmy w trakcie tego procesu jednoczenia.

Trochę (proszę wybaczyć autorowi to porównanie) w myśl przekonania-powiedzenia, które z powodzeniem stosuje się do kotów (a przez niektórych stosowane jest i do małych dzieci): „Jak głowa przeszła, to reszta przejdzie”.

Nie ma nudy

Jeśli niektórym wydaje się, że to ostatecznie dość „nudna” perspektywa, bo dotrzemy do celu, ucieszymy się, że jesteśmy w niebie i „co dalej?”, to nie ma obaw. Jeśli Bóg jest samym Dobrem, Prawdą i Pięknem, i jest nieskończony, to udział w Jego życiu będzie oznaczał niekończącą się „wycieczkę” w przyspieszonym tempie wgłąb tego, co dobre, prawdziwe i piękne.

To ma na myśli teologia mówiąc o oddawaniu wiecznej chwały Bogu przez zbawionych. Nie stanie w rzędach i niekończące się pienia „Alleluja!”, ale raczej niekończący się okrzyk zachwytu Bogiem. I z pewnością nie będzie to nudne ani nużące, jako że nie będziemy już obarczeni ograniczeniami naszej ludzkiej natury (a do nich należy znużenie wynikające z ograniczeń naszej percepcji).

I to prowadzi nas do ostatniej części, a więc próby szkicu odpowiedzi na pytanie: Jacy będziemy w niebie?

Jacy będziemy w niebie?

Niektórych niepokoi wątpliwość odnośnie tego, co w znanym nam życiu doczesnym składa się na naszą tożsamość. Czy w niebie będziemy mieć ciało? A płeć? Co z uczuciami, emocjami, pamięcią? Czy będziemy się rozpoznawać? Co z naszymi relacjami? Czy najbliżsi pozostaną najbliższymi?

To czego możemy być pewni, to że Bóg chce zbawić (dać pełny udział w swoim wiecznym życiu) każdą istotę ludzką. Nie zrobi z nas bezimiennego tłumu zadowolonych klonów, ale każdego z nas zbawi osobiście. Dlatego każdego osobiście zaprasza do wiary i relacji z sobą. Zbawi nas w naszym człowieczeństwie.

A to znaczy, że odkupił i doprowadzi do pełnej szczęśliwości wszystko, co na to człowieczeństwo się składa. Człowiek jest istotą z natury cielesną, a więc będziemy mieć nasze ciała uwolnione od ograniczeń, słabości i skaz – od tego wszystkiego, co tu sprawia, że ciało potrafi być udręką.

Będziemy mieć naszą płeć, bo Bóg stworzył człowieka jako „mężczyznę i niewiastę”. Także w tym zakresie wszystko, co tutaj było jakkolwiek zranione i niedoskonałe, zostanie nie tylko uzdrowione, ale doprowadzone do pełni doskonałości.

Uczucia, pamięć, relacje

Nasze uczucia i emocje pozostaną, ale w pełni zdrowe, nieszwankujące, niezawodzące i niezwodzące nas, jak to miewa miejsce w doczesności. Dla trudnych uczuć (jak gniew, strach, obawa, żal, smutek) zabraknie przyczyn. Nasza pamięć zostanie oczyszczona (nie: wyczyszczona).

Będziemy też mieć udział w wiedzy Boga – także o naszych jednostkowych losach: będziemy więc nie tylko wiedzieć, ale i rozumieć. Nie znikną też nasze więzi i relacje. Będziemy się rozpoznawać (wszak uczniowie rozpoznawali Zmartwychwstałego, a On – co ważniejsze – ich) i będziemy sobie bliscy.

Jednak te nasze relacje – tutaj ograniczone i zawodne, mimo naszych najszczerszych chęci – także osiągną zupełnie nową jakość. Nic nie stracimy z tego, co mamy, ale otworzy się przed nami zupełnie nowa głębia i możliwości.

Tyle – w dużym skrócie i bez szczegółowej argumentacji (którą jednak dałoby się przeprowadzić) – można powiedzieć o kondycji człowieka „w niebie”.

Top 10
See More
Newsletter
Get Aleteia delivered to your inbox. Subscribe here.