Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Adrienne Alessandro O’Brien ukończyła studia w 2008 r. na Wydziale Komunikacji Papieskiego Uniwersytetu Santa Cruz. Po studiach nie podjęła pracy w jakiejś katolickiej organizacji, lecz w NASA, jako kierownik komunikacji w Centrum Lotów Kosmicznych Goddard (Goddard Space Flight Center).
Goddard to najwyższej klasy laboratorium badań naukowych na temat kosmosu. Adrienne ma za zadanie propagowanie wiedzy zdobywanej w laboratorium tak, aby stała się ona dostępna dla opinii publicznej. Tego typu działania promocyjne Adrienne postrzega również jako konieczne przy przekazywaniu wiary.
Lecz kim jest ta Amerykanka, która tak samo dużo opowiada o teleskopie Hubble’a, jak i o radości chrześcijaństwa czy o swojej ciąży? Portal Carf przeprowadził z nią wnikliwą rozmowę.
Adrienne urodziła się w 1983 roku w Wilmington, Delware (Stany Zjednoczone), w katolickiej rodzinie. „Mama – wspomina – zabierała mnie codziennie na mszę i cieszyłam się, gdy mogłam jej towarzyszyć podczas odmawiania różańca. Gdy rodzice się zorientowali, że w lokalnych szkołach publicznych już w pierwszej klasie wprowadzano elementy edukacji seksualnej, zabrali mnie stamtąd i uczyli w domu, co na początku lat dziewięćdziesiątych było dość radykalnym krokiem”.
Ta dziewczynka, która w pewnym momencie zastanawiała się nawet nad tym, czy Bóg wzywa ją do życia w zakonie, przez pewien czas żyła z dala od wiary: „Po jakimś czasie, gdy odsunęłam się od Boga, w końcu znalazłam miejsce, w którym poczułam pokój: Bazylikę Świętego Piotra w Rzymie. Byłam w Wiecznym Mieście, aby tam spędzić semestr moich studiów. Podczas jednej z wycieczek z przewodnikiem kontemplowałam miejsce, w którym spoczywają kości Świętego Piotra: mężczyzny, który chodził z Chrystusem i obejmował Jego ciało. Pomyślałam, że pierwszy papież zrozumiał prawdziwe znaczenie powołania. Powiedział Bogu tak wielokrotnie, również po tym, jak się Go zaparł”.
„Tak więc poprosiłam Boga (ponownie), aby rozwiał moje wątpliwości dotyczące powołania. Natychmiast poczułam głęboki pokój, coś dosłownie z innego świata: w końcu zobaczyłam w świetle moje powołanie do małżeństwa i nigdy więcej już nie miałam żadnych wątpliwości w tej kwestii”.
Wróciła do Waszyngtonu i dwa lata pracowała dla organizacji politycznych non-profit w Waszyngtonie. Jednak czuła, że to ją nudzi i zawęża jej życiowe horyzonty. „Chciałam robić coś, co ma wpływ na losy świata. W ten sposób trafiłam na Papieski Uniwersytet Santa Cruz".
Choć chciała być pisarką, chciała pracować w mediach, z zapałem przyjęła swoją nową sytuację – polubiła uniwersyteckie zajęcia, swoich nauczycieli i kolegów. „To był decydujący moment w moim życiu – wyjaśnia – kiedy zadałam sobie pytanie: co mogłabym zrobić, na poziomie osobistym, aby stać się silniejszym i bardziej świętym członkiem Ciała Chrystusa i pomóc w uzdrowieniu tego pięknego, lecz rozdartego Kościoła?”.
Dostrzegała wiele możliwości działania: „Myślę o tym pytaniu do dzisiaj, szczególnie w świetle skandali wykorzystywania seksualnego na całym świecie, które wielu kosztowało ich wiarę. Sądzę, że Papieski Uniwersytet Santa Cruz dał mi narzędzia, których potrzebuję zarówno jako osoba wierząca, i jako profesjonalistka, aby pomagać innym w zmaganiu się z nurtującymi ich kwestiami”.
„Uważam, że gdy głosi się z uczciwością, zrozumieniem i przekonaniem, to przesłanie Chrystusa także pozostaje świeże i przekonujące, również dla młodych, którzy szukają odpowiedzi na najważniejsze w życiu pytania”, twierdzi Adrienne.
Według Adrienne kluczowa w tej kwestii jest rola kobiet, z ich wyjątkową zdolnością (jeśli nie wyłączną) do nawiązywania i podtrzymywania relacji międzyludzkich. „Wszyscy jednak potrzebujemy wsparcia. Potrzebujemy strategicznych bazowych kampanii, atrakcyjnych i o dużym zasięgu, potrzebujemy wsparcia naszych biskupów i liderów, aby angażować i katechizować tak wiernych, jak i oddalonych od Kościoła”.
Po kilkumiesięcznym pobycie w Rzymie wróciła do Stanów Zjednoczonych i rozpoczęła pracę w… NASA. Również tam mogła wcielić w praktykę to, czego się nauczyła i co dojrzało w jej wnętrzu.
„Było nas zaledwie kilka kobiet w pracy, jednak zawsze czułam się niezwykle szanowana i doceniana przez mój zespół. Chociaż na początku czułam się niesamowicie onieśmielona. Pracowałam z mężczyznami i kobietami nadzorującymi misje, z ludźmi, których zadaniem była aktualizacja i naprawa teleskopu kosmicznego Hubble’a. Właśnie rozpoczęto rozwijanie technologii pozwalających na uzupełnianie paliwa i naprawę satelitów-robotów na orbicie. „Co takiego ja mogłabym zaoferować tym geniuszom?” – pytałam sama siebie.
„W miarę upływu czasu nabierałam większej wiary w moje umiejętności jako specjalistki od komunikacji społecznej i jako kobiety. Jak bardzo wspaniali by nie byli moi koledzy z pracy, potrzebowali kogoś, kto zrozumiałby ich techniczne pomysły i przekazał je w zrozumiały sposób „zwykłym” ludziom. To właśnie mogłam zrobić ja. Uwielbiałam uczestniczyć w sesjach strategicznych, podczas których mogłam pomóc mojemu zespołowi określić ich grupę odbiorców i sformułować efektywne środki dotarcia do nich. Odkryłam, że moje wykształcenie (zorientowane i skupione na drugim człowieku) wraz z moimi kobiecymi cechami pomagały mi dostrzec i zidentyfikować niektóre ludzkie problemy i pułapki, które czyhały na ekipę. Widziałam to dużo wcześniej, niż mógłby to zauważyć zespół zorientowany na technologię”.
W laboratorium Goddard zrozumiała, że mogła wdrożyć w praktykę dwie podstawowe zasady, których nauczyła się w Rzymie: „Po pierwsze: zaufaj sobie i buduj solidne relacje z kierownictwem twojego zespołu, jeśli chcesz być efektywnym i potrzebnym specjalistą od komunikacji społecznej. Po drugie – zawsze, zawsze (!) bierz pod uwagę twoich odbiorców”.
Wiara przenikała jej sposób życia i manifestowała się w sposobie, w jaki wykonywała swoją pracę: „W ciągu całej mojej kariery moja tożsamość kobiety wierzącej i cnoty, które zdobywamy na drodze wiary, tj. serdeczność, poszanowanie czasu i wyjątkowych talentów innych ludzi, szacunek dla drugiego, praca ukierunkowana na dobro zespołu etc. były dla mnie fundamentalne".
Adrienne uważa, że największą przeszkodę dla współczesnej ewangelizacji „stanowią kryzysy w samym Kościele (…). W wielu parafiach i wspólnotach utraciliśmy prawdziwą znajomość naszej katolickiej tożsamości: kim jesteśmy, w co wierzymy i co oznacza bycie katolikiem w codziennym życiu.
Obecne pokolenie katolików już nie potrafi wyjaśnić podstawowych prawd wiary, włącznie ze znaczeniem i wartością Eucharystii. Możemy oskarżać innych albo spojrzeć we własne wnętrze i zastanowić się, czy ostatnio ja osobiście otworzyłam usta, aby dać świadectwo wiary w Chrystusa na publicznym placu lub wobec sąsiada”.
„Przede wszystkim musimy być gotowi do rozmów z młodymi, do poznawania ich problemów i ich serc. Choć młodzież może być sceptyczna i odporna na ogólne i bezosobowe przesłania, to jednak towarzyszenie im może okazać się dla nich ogromną pomocą w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące ich pytania, ale też w zrozumieniu miłości Chrystusa i sensu ich życia”, uważa Adrienne.
„Musimy dołożyć wszelkich możliwych starań, aby odkrywać osobiste zranienia i szukać u Boga uzdrowienia naszego życia, czy to poprzez wsparcie bliskich czy specjalistyczną terapię. To szczególnie ważne, jeśli chodzi o młodych ludzi”.
Jej zawodowa wizja komunikacji instytucjonalnej sprawia, że jako amerykańska katoliczka wykształciła swą własną opinię na temat sposobu działania wobec kryzysu nadużyć seksualnych w Kościele.
„Do tej pory wielu uważa, iż odpowiedź Kościoła była nieadekwatna. Niektóre amerykańskie diecezje, które są korzeniami nowych okropnych historii, wydały zagmatwane deklaracje napisane prawniczym, wykrętnym, przestarzałym i pełnym samousprawiedliwień językiem – są to słowa niezdolne i nieadekwatne, by wyrazić głębokość żalu i ekspiacji, jakich wymaga nasza katolicka wiara.
Ciężar, natura i powaga tych grzechów krzyczą i wymagają pokornej i bezwarunkowej odpowiedzi. Jak możemy chcieć głosić Słowo Boga, podczas gdy nasze własne działania i relacje społeczne są tak odległe od ucieleśnienia tego, do czego wezwał nas Bóg?
Odrzucenie czysto legalistycznej mentalności i powrót do naszej autentycznej katolickiej tożsamości w podchodzeniu do tego kryzysu pomoże nam odzyskać wiarygodność i głosić Chrystusa wobec świata, który rozpaczliwie potrzebuje naszego przesłania”.
Adrienne proponuje, aby swoją wiarę przeżywać także na portalach społecznościowych. Wyjaśnia, że wśród amerykańskich katolików istnieje bardzo szkodliwy podział: „Są bardzo podzieleni w wielu kwestiach, atakują się wzajemnie na portalach społecznościowych, a to wszystko w imię… Jezusa!
Być może tutaj znajdują się nie tylko korzenie problemu, ale także wskazówki na jego wyleczenie. Moim zdaniem jednym z najbardziej destrukcyjnych elementów współczesnego społeczeństwa jest nasze uzależnienie od urządzeń mobilnych i od portali społecznościowych oraz pojawiający się w związku z tym brak uprzejmości.
Nieustannie wkraczamy w przestrzeń wirtualnej indoktrynacji pełnej zsekularyzowanych koncepcji i odpowiedzi pozbawionych cnoty. I wielu z nas (włącznie ze mną) często zapomina, aby przed wejściem do internetu założyć na siebie zbroję Chrystusa”.
Adrienne sugeruje: „ Żyjmy Ewangelią i pamiętajmy o naszym ostatecznym celu. Gdy Chrystus opisał sąd ostateczny, nie wspomniał o politycznej afiliacji ani o słownym „niszczeniu” kogoś w sieci.
Natomiast powiedział, że spyta każdego z nas: kiedy mnie nakarmiłeś, kiedy mnie napoiłeś, przyjąłeś pod swój dach, odziałeś? Nasze serca będą dużo spokojniejsze, jeśli będziemy sobie o tym przypominać przy każdym spotkaniu z drugim człowiekiem, również z tym nieznanym czy obcym.
Cnoty: pokory, serdeczności, zrozumienia, miłosierdzia – one mogą przemienić nasze postępowanie, a na koniec, wynieść społeczeństwo na wyższy poziom. Osobista świętość może nie jest natychmiastowym osiągnięciem, jednak praktykowanie cnót to najpotężniejsza broń, jaką mamy my, katolicy, aby prowadzić innych i świat do przemiany”.
Obecnie Adrienne jest w ciąży ze swoim trzecim dzieckiem. „Ja i mój mąż często czujemy, że znajdujemy się w trybie przeżycia”, żartuje. Nie zapomina, że "jestem dla nich kimś więcej niż zwykłą matką. Mogę być dla nich albo pierwszym i podstawowym doświadczeniem miłości, zrozumienia i Bożego przebaczenia, albo kimś przeciwnym – mogę postawić samą siebie jako model tego, jak ukochany przez nich autorytet może ich oceniać z surowością, karać, łamać ich ducha i zdradzać ich zaufanie”.
„Czasami chciałabym być matką w innej epoce, w epoce, w której sąsiedztwo było bardziej bezpieczne, kontrasty społeczne nie były tak potężne i nie istniał internet pełen pornografii. Jednak każda epoka ma swoje wyzwania i niebezpieczeństwa. Staram się wierzyć, że Bóg obdarzy mnie mądrością i słowami, których potrzebuję, aby prowadzić moje dzieci przez życie – aż do nieba”.