Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jeśli masz tak samo jak ja, prawdopodobnie nigdy nie łączyłeś starotestamentowej historii Samuela i Helego z własnym życiem. Do licha, ledwo ją pamiętałem. Ale nie tak dawno temu przeczytałem ją znowu i ponownie zapaliła mi się żarówka: nasze życie to często seria straconych szans, na które „radar Helego” jest rozwiązaniem.
W tym słynnym biblijnym epizodzie śpiący Samuel słyszy głos. Myli go z głosem swojego mentora Helego (1 Sm 3), więc idzie do niego:
Oto jestem: przecież mnie wołałeś.
Ale Heli, który nie ma nic wspólnego z tym wezwaniem, odsyła chłopca z powrotem do łóżka. To samo dzieje się znowu i znowu.
Większość z nas irytowałaby się na dziecko, które ciągle przerywa nasz cenny sen. Ale mądry Heli rozumie już, że to Pan wzywa Samuela. Poleca więc chłopcu, aby ten pozostał czujny. Następnym razem Samuel odpowiada:
Mów, Panie, bo sługa Twój słucha.
W ten sposób Samuel przyjmuje swoje powołanie proroka.
Bezcielesne głosy nie wyrywają mnie w nocy ze snu. Jeśli ty je słyszysz – prawdopodobnie jest to koszmar lub gorączka, a nie Bóg wzywający cię do porzucenia codziennej pracy i zostania prorokiem.
Ale podczas gdy nie słyszę głosów w nocy – słyszę je przez cały dzień. Mijam na ulicy faceta, który żebrze o drobne. Kontaktuje się ze mną ktoś, kto stracił pracę i potrzebuje mojej porady lub kontaktów. Wpadam na starszego sąsiada, który chce pogadać.
Tak jak Samuel pomylił się, myśląc, że to głos Helego, tak i ja popełniam podobny błąd: zakładam, że głosy, które do mnie docierają, są głosami nędznego żebraka lub samotnego, starszego sąsiada. Z pewnością współczuję, ale często jestem zbyt zajęty, by pomóc. Myślę, że moja trudność polega na myśleniu, że jeśli będę ciągle rozpraszany przez takie przeszkadzajki, to nigdy nie przebrnę przez listę rzeczy do zrobienia w ciągu dnia.
Ale nie w tym tkwi problem. Mój prawdziwy problem polega na tym, że nie rozumiem, KTO tak naprawdę woła do mnie przez tę osobę na ulicy lub starszego sąsiada. Sam Jezus jasno powiedział, kto wzywa w takich sytuacjach:
Czasem boleję nad tym, że wyobrażam sobie siebie, jak docieram do bram nieba i słyszę Jezusa mówiącego:
Stąd nasza potrzeba rozwijania „radaru Helego”. Tak jak Heli wyszkolił Samuela, aby słuchał Boga wołającego, tak i my musimy nauczyć się słyszeć Boga mówiącego do nas i dostrzegać Go obecnego w przelotnych spotkaniach, które wypełniają nasze dni. Bez „radaru Helego” te chwile przepływają obok nas, są nierozpoznane i pozornie nieistotne. Ale kiedy „radar Helego” namierzy Boże wezwanie i Jego obecność w tych spotkaniach, zaczniemy dostrzegać, że mogą one należeć do najbardziej znaczących momentów naszego życia.
To nie jest hiperbola. Jeden z nurtów duchowości chrześcijańskiej podkreśla, że nasze powołanie i droga do świętości często leżą właśnie w takich małych, przypadkowych momentach. Na przykład osiemnastowieczny jezuita Jean de Caussade nazwał to „sakramentem chwili obecnej”, a Teresa z Lisieux „małą drogą”. W obecnych czasach papież Franciszek zwraca uwagę na to samo, zauważając, jak często Jezus nawoływał swoich uczniów, aby zwracali uwagę na szczegóły – i prosi nas o to samo.
Nikt z nas nie ma Helego, który by za nami chodził i wskazywał, kiedy Bóg nas wzywa. Każdy z nas musi wyostrzyć swój własny „radar Helego” lub, jeśli wolisz, zwracać uwagę na swoją własną „małą drogę”, swój własny „sakrament chwili obecnej”. A więc następnym razem, gdy ktoś poprosi cię o drobne, może powinieneś odpowiedzieć tak, jak zrobił to Samuel: „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha”.