Część rodziców obawia się, że zbyt silna więź z dziećmi może przyczynić się do sytuacji zwanej „nieprzeciętą pępowiną”. Boją się, że gdy ich dzieci dorosną, będą niezdolne do podejmowania własnych decyzji i tworzenia relacji.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Tak naprawdę to nie bliska i bezpieczna więź prowadzi do wytworzenia u dzieci chorobliwej, lękowej zależności, która zaburzy ich funkcjonowanie w dorosłym życiu i innych bliskich relacjach. Zbyt silna „pępowina” powstaje bowiem tam, gdzie jest deficyt więzi albo jej powikłanie.
Powołujemy dzieci na świat dla ich samych
Myślę, że bardzo pomocne dla nas, rodziców, może być uświadomienie sobie intencji, z jaką przyjmujemy na świecie dziecko. I sprawdzenie, czy wiemy, że nie wychowujemy dziecka dla siebie. Że nie jest ono jak pies albo kot, by było nam przyjemniej albo żebyśmy nie czuli się samotni. Ani nie po to, by stało się naszą wizytówką czy dowodem życiowego sukcesu. Powołujemy dzieci na świat dla nich samych. Wychowujemy, by mogły prowadzić spełnione, dorosłe życie.
Jeśli kiedykolwiek okażą nam wdzięczność, to ofiarowując swoją miłość światu, ludziom wokół, swoim własnym dzieciom. Nie wychowujemy ich po to, by z dniem ukończenia 18. roku życia role się odwróciły – i by od tego momentu do końca świata zajmowały się nami, bo bez nich nasze życie rozpadnie się na kawałki. Pamięć o tym pomaga kochać dzieci hojnie i z odwagą, ze względu na nie same, i przyjmować to, kim są i się stają.
Pusty bak na miłość
Drugą rzeczą, o jakiej nie możemy zapomnieć, to że dzieci rodzą się z pustym bakiem na miłość – i to my potrzebujemy go napełnić po same brzegi, by one potrafiły kiedyś kochać. Ta miłość nie polega na nieustannym trenowaniu dziecka i sprawianiu mu przykrości „dla jego dobra”, ale na byciu dla niego kimś bliskim, przewidywalnym, dostępnym, czułym i troskliwym.
Nie ma lepszego posagu i piękniejszego prezentu dla przychodzącego na świat dziecka niż otulenie go miłością. Poczuciem bezpieczeństwa. Obecnością. Ciepłem. I to na początku jego życia – najlepiej, gdy dzieje się tak na każde jego zawołanie. Naprawdę właśnie tak! Dla noworodka i niemowlaka kwadrans samotnego płaczu jest jak wieczność. Gdy zaś jego potrzeby są zauważane i spotykają się z szybką reakcją, jego układ nerwowy zapamiętuje, że świat jest bezpiecznym miejscem.
Bliskość to obecność
Bliskość nie jest nadskakiwaniem i nieodstępowaniem na krok, ale obecnością. Dziecko właśnie wtedy nabiera odwagi do eksplorowania świata i wchodzenia w kontakt z innymi, gdy wie, że w jego życiu obecny jest bliski opiekun. Który nie odnosi się do niego na co dzień ani z miejsca lęku i chaosu emocjonalnego, ani z miejsca walki i gwałtowności. Taki dorosły, który swoją akceptacją, spokojem i zaciekawieniem tworzy bezpieczną bazę. Wspiera w przeżywaniu sztormów, nie poganiając i mieszcząc w sobie gwałtowne emocje dziecka. To też taki dorosły, który dziecku ufa i wierzy. Tę spokojną obecność w piękny sposób oddaje ten krótki filmik:
Kropelka miłości w kubku
Kiedy dorosły jest nieobecny albo emocjonalnie niedostępny, w małym człowieku powstaje przymus nieustannego sprawdzania, czy jego relacja z rodzicem istnieje (potem ten przymus i ta niepewność zostaną przeniesione na inne dorosłe relacje). Podobnie jak wtedy, gdy wydarza się w tej relacji dużo trudnego: odrzucenie, oceny, osądy, warunki czy wręcz przemoc. I dziecko nie umie znaleźć odpowiedzi na pytanie, czy jest kochane – bo ta fundamentalna potrzeba w nim nie jest zaspokojona.
Jeszcze trudniej, gdy w domu od początku role są odwrócone i to dzieci muszą stawać się emocjonalnymi opiekunami rodziców: dbać o ich dobre samopoczucie, o to, by się nie wściekli, nie nadużywali substancji psychoaktywnych, nie przemęczali. Wówczas dziecięcy kubeczek na miłość pozostaje pusty, a „pępowiną” staje się przyzwyczajenie do stawiania dobra rodziców ponad swoje własne oraz… nadzieja. Nadzieja, że w końcu spadnie do tego kubeczka kropelka miłości.
Dziewczynka w filmie dzięki bezpiecznej więzi wyrasta na kobietę, która idzie w świat z sercem gotowym do pokochania własnego dziecka. Ta więź z mamą pozostaje w jej sercu jako zdolność szukania bezpiecznej bazy w sobie i otaczającym świecie.
Czytaj także:
Syndrom pustego gniazda, czyli o konsekwencjach przecinania pępowiny
Czytaj także:
Boisz się większych zadań i porażek? Mocno przytul swoje „małe ja” [wideo]
Czytaj także:
Do spania bez kolacji, zimny prysznic? Dlaczego karanie dzieci nie ma sensu