separateurCreated with Sketch.

Dlaczego od rodziny nie można uciec?

RODZINA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Ucieczka od rodziny to nie jest rozwiązanie. To pozorne usamodzielnienie, bo to, od czego uciekamy, prędzej czy później może nas dogonić. Co zrobić, by bagaż rodzinnych doświadczeń nie przygniatał?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Od rodziny nie można uciec. Taki intrygujący tytuł nosi wywiad-rzeka z prof. Ireną Namysłowską, psychiatrą i psychoterapeutką, autorką ponad stu prac naukowych i podręcznika „Terapia rodzin”, jaki przeprowadzili Katarzyna Jabłońska i Cezary Gawryś. Jak to nie można uciec? Zbuntowałam się w pierwszej chwili. Później zaczęłam czytać, zastanawiać się i… coraz bardziej zgadzać.

 

Od rodziny nie można uciec

Mówiąc o niemożności ucieczki od rodziny, prof. Namysłowska ma na myśli więzy i relacje. A także przechodzące z pokolenia na pokolenie przekazy rodzinne. „…cała nasze przeszłość rodzinna może mieć ogromny wpływ na to, jak się zachowujemy i co czujemy. Stąd wniosek, że z rodziną nigdy nie można się rozstać”.

Niby dlaczego mielibyśmy rozstawać się z rodziną? – można zapytać. A to naturalny etap w życiu człowieka, kolejna faza w rodzinnym cyklu. Prof. Namysłowska przypomina myśl Donalda W. Winnicotta, że „dom jest punktem wyjścia”. Przychodzimy na świat w rodzinie po to, by ją opuścić i stworzyć własną.

Separacja od rodziny zaczyna się w okresie dorastania. Namacalna staje się, kiedy dorosłe dziecko wychodzi z domu (opuszcza gniazdo), a już najlepiej widoczna jest, gdy zakłada własną rodzinę. Ale niekiedy małżeństwo (czy wcześniej wyprowadzka do innego miasta, wyjazd na studia), może nie być normalnym etapem w życia, ale… ucieczką.

 

Ucieczka od rodziny to nie rozwiązanie

Ucieczka to nie jest dobre rozwiązanie. To pozorne usamodzielnienie, bo to, od czego uciekamy, prędzej czy później może nas dogonić. „Od rodzica, który tkwi we mnie, uciec się nie da” – podkreśla Gawryś.

Prof. Namysłowska mówi o dwóch rodzinach – pierwotnej, rodzinie pochodzenia i rodzinie nowo założonej. Zadaniem młodego człowieka jest wypracowanie relacji i granic między nimi. To niekiedy drobiazgi, ale istotne. Jak często się widują, dzwonią do siebie, proszą rodzica o poradę przed podjęciem decyzji, zapraszają na obiady, a nawet czy rodzice mają klucze do mieszkania młodej pary.


WYPROWADZKA DZIECKA
Czytaj także:
Syndrom pustego gniazda, czyli o konsekwencjach przecinania pępowiny

 

Gdy pojawia się dziecko

Następny etap w cyklu życia rodziny to pojawienie się dziecka, które powoduje zmianę z diady na triadę. To trudny etap, tym bardziej, gdy skonfliktowana para chce wykorzystać dziecko do ratowania małżeństwa, a ono nigdy – jak podkreśla prof. Namysłowska – nie jest lekarstwem.

„Dzieci bardzo często są determinowane przez nasze wyobrażenia i oczekiwania wobec nich. Chcielibyśmy, żeby były naszym lepszym ja, albo uważamy, że mają dostać to, czego my nie dostaliśmy, osiągnąć to, co nam się w życiu nie udało”. I powołuje się na myśl amerykańskich Indian, gdzie „posiadanie dzieci jest przywilejem, a nie prawem”.

Zadaniem rodziny jest przede wszystkim pozwolenie na to, żeby nastolatek się od niej odseparował, ale też zagwarantowanie mu pewności, że w razie potrzeby, doświadczając jakiejś trudnej próby, młody człowiek będzie miał prawo do rodziny wrócić i liczyć na jej wsparcie.

 

Rodzina to nie tylko para z dzieckiem

Nie chodzi więc o zerwanie kontaktów, nieodwracalne ucięcie relacji, ale po prostu o wejście w kolejny etap, bez żalu czy wyrzutów sumienia i ze świadomością, że do domu rodzinnego można wracać, kiedy zajdzie potrzeba.

Łatwiej pozwolić dziecku na odłączenie, jeśli zachowa się świadomość, że bycie rodziną z dzieckiem to okres stosunkowo krótki, bycie znowu we dwoje to kolejnych co najmniej dwadzieścia lat. Dlatego warto, jeszcze na etapie bycia rodzicem małego dziecka, zadbać o relację mąż-żona, by po wyjściu potomstwa z gniazda nie okazało się, że praktycznie nie znam człowieka, który co noc zasypia obok.


DOJRZAŁE MAŁŻEŃSTWO
Czytaj także:
Dzieci są jak przelotne ptaki, ale puste gniazdo nie musi być… puste

 

Ucieczka z rodziny dysfunkcyjnej?

Wracając do uciekania – jak wspomniałam wyżej, z dobrego domu, w którym człowiek czuje się ważny i bezpieczny, nie ma potrzeby uciekania. Co w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z rodziną dysfunkcyjną?

Prof. Namysłowska nie uważa, że od złych doświadczeń nie można uciec, że są jak ciążące nad nami fatum. „Większość jakoś sobie radzi. I to wcale nie dzięki psychoterapii, na którą trafiają nieliczni, tylko dzięki różnym wzmacniającym doświadczeniom życiowym. Albo dzięki rezyliencji, czyli odporności psychicznej” – wyjaśnia w rozmowie z Agnieszką Jucewicz w „WOE”.

W środowisku, gdzie dorastamy, albo w rodzinie, nawet tam, gdzie były złe doświadczenia, mogły być i dobre. Na przykład troskliwa babcia, która okazała bliskość, czułość, zainteresowanie. Nie jest więc tak, że nie mając doświadczenia bezpiecznej relacji, nigdy nie zwiążemy się z drugim człowiekiem. „Oczywiście pewne cechy tego modelu w nas pozostaną, ale poczucie zagrożenia w relacjach może się bardzo zmniejszyć, a nawet może się on przekształcić w model całkowicie bezpieczny” – dodaje w „WOE”.

 

Terapia rodzinna

Aby tak się stało, potrzebne jest uprzednie przepracowanie doświadczeń z dzieciństwa. W rodzinie jest „coś”, co plącze się po kątach. Prof. Namysłowska nazywa to „szkieletem ukrytym w szafie”. Trzeba to wydobyć na wierzch i nazwać. „To”, czyli co? – można zapytać.

Chodzi o bagaż doświadczeń naszych przodków. Wszelkie niekorzystne wydarzenia, przedwczesne śmierci, rozwody, utraty domu czy pracy, doświadczenia losowe, ale i przekazywane z pokolenia na pokolenie mity, rytuały, tajemnice.

To wszystko, co jest w nas zapisane głęboko, jest jednocześnie nieświadome. Kiedy dzięki terapii te zapisane głęboko przekazy wydobędziemy na wierzch, tracą one w pewnej mierze swoją destrukcyjną, patogenną moc. Przestają nas kontrolować albo kontrolują nas w dużo mniejszym stopniu.

Kiedy bagaż się przepracuje, przestaje być toksyczny i niszczący. Na tym właśnie polega terapia rodzinna, w której specjalizuje się prof. Namysłowska.


KATOLIK NA PSYCHOTERAPII
Czytaj także:
Katolik na psychoterapii. To brak zaufania w uzdrawiającą moc Boga?

 

Rodzina – szukaj  pozytywów!

Ale nie tylko terapia jest lekarstwem. Lecząca może być dobra, bezpieczna, pełna zaufania relacja z partnerem, ale i doświadczenie miłości dziecka. „Zdarza się, że pojawienie się dziecka u osób z trudną przeszłością sprawia, że wszystkie krzywdy i zaniedbania się przypominają. To dobrze widać w terapii. Czasem wymaga to dużej pracy, ale bywa, że właśnie miłość do dziecka pozwala tę przeszłość przekroczyć” – mówi prof. Namysłowska w wywiadzie dla „WOE”.

Prof. Namysłowska dodaje też, że takim impulsem do zmiany może być także drugi, bliski człowiek, przyjaciel, który dostrzeże w nas coś dobrego, choćby to był drobiazg. Ważne jest szukanie pozytywów. Terapeutka we wspomnianym wywiadzie podsumowuje:

…profilaktyka zdrowia psychicznego właśnie na tym powinna polegać, żeby sięgać po to, co wzmacnia. Bo ile można drążyć te wszystkie negatywne rzeczy? Ja tych zasobów często szukam w rodzinie. Bo ona jest ogromną siłą.



Czytaj także:
Czy DDA mogą mieć normalne życie?

*Irena Namysłowska, Cezary Gawryś, Katarzyna Jabłońska, Od rodziny nie można uciec, Więź 2020
**Agnieszka Jucewicz, Bliskość, która leczy, Wysokie Obcasy Extra 2/2021

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.