separateurCreated with Sketch.

Diamenty duszy. Paweł Sydor: Jestem przekaźnikiem transmisji „z Góry” [wywiad]

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Siebie postrzegam jedynie jako niedoskonałe narzędzie, odbiornik-przekaźnik transmisji z „Góry”. Otrzymałem talent od Boga jak każdy człowiek i mam go rozwijać. Postrzegam to jako wielki zaszczyt oraz służbę Panu Bogu – mówi Paweł Sydor.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Paweł Sydor, polski kompozytor, dyrygent i pianista, opowiada nam o tym, jak wygląda jego proces tworzenia, o byciu narzędziem w rękach Boga, o operze poświęconej Janowi Pawłowi II i swoich polsko-amerykańskich świętach.

 

Małgorzata Bilska: Mam pewną wizję raju. To miejsce, gdzie nikt nie fałszuje, panuje tu harmonia, fałsz jest pojęciem obcym. Co pan na to?

Paweł Sydor: Raj może być nawet tu na ziemi. Jeżeli każdy będzie żył, dając miłość drugiemu człowiekowi. Wyzbędzie się egoizmu. Wtedy będzie niebo. W muzyce, bo do tego pani chyba nawiązuje, raju nie ma. Każde wykonanie jest inne, niedoskonałe.

Kiedy kompozytor oddaje utwór wykonawcom, zdaje sobie sprawę z tego, że oni dodadzą do niego część siebie. To, co niedoskonałe, jest żywe  – i dlatego piękne. Raj uważamy za coś doskonałego. Takie wykonanie kompozycji byłoby niepożądane, bo muzyka brzmiałaby jak komputer. Delikatne niedoskonałości wykonawcze są dobre.

 

Paweł Sydor: W muzyce raju nie ma

Dziś muzykę w coraz większym stopniu tworzą komputery, wystarczy popatrzeć na pracę DJ-ów. Płyty, teledyski to produkcje w dużej mierze zależne od techniki.

Może nie do końca komputery, bo człowiek nadal je kontroluje i pozostaje twórcą. Technika, a raczej technologia, jest dziś wszechobecna. Często jednak wykonania i nagrania „ulepsza się”. Jestem przeciwnikiem takich nagrań, bo zazwyczaj są zbyt „doskonałe”.

W przypadku muzyki rozrywkowej człowiek przyzwyczaja się do jednego nagrania, pułapu perfekcji i potem porównuje do tego inne wykonania. Stanowi to również pułapkę dla samych wykonawców podczas koncertów „na żywo”, podczas których konkurują oni z własnymi nagraniami studyjnymi. Najlepszym miejscem dla muzyki poważnej jest sala koncertowa. Ta muzyka musi być wykonana na żywo. Nagranie zawsze przekłamuje, szczególnie co do rozpiętości dynamicznych oraz oddziaływania na siebie barw poszczególnych instrumentów. Mowa o naturalnych alikwotach dźwięku.

Moje kompozycje przeznaczone są na instrumenty akustyczne i bardzo ważna jest akustyka pomieszczenia, w której są wykonywane. Większość instrumentów z obszaru muzyki rozrywkowej, na przykład keyboardy, syntezatory czy gitary elektryczne, nie ma projekcji akustycznej. Ich dźwięk jest sztucznie wzmacniany, potem miksowany. Wprowadza się go w inną akustyczną rzeczywistość. Nawet na koncertach jest inaczej. W muzyce klasycznej najważniejsze jest wykonanie na żywo w odpowiedniej akustyce.


ADAM STRUG
Czytaj także:
Adam Strug o rodzajach kolęd i o tym, jak je śpiewać (wywiad)

 

Paweł Sydor o Bogu i muzyce

Mówi pan, że kiedy tworzy, chce być narzędziem w rękach Boga. Szuka pan natchnienia, modli się. Większość artystów woli dziś wyrażać siebie. Pan stara się „wyhamować” ego, aby zrobić Stwórcy przestrzeń. To zaproszenie Go do pracy.

Staram się tak robić, ale cały czas się uczę. Arvo Pärt, kompozytor estoński, modli się przed napisaniem nowego utworu. Ludwig van Beethoven, człowiek niezwykle religijny, zawsze nosił ze sobą książeczkę Thomasa à Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”. Marta Ptaszyńska, polska kompozytorka, jest w bliskim kontakcie ze Stwórcą w procesie tworzenia. Podobnie robił Johannes Brahms.

Wielu kompozytorów zdaje sobie sprawę z tego, że otrzymali od Boga niezwykły dar. Mogą tworzyć razem z Nim muzykę, która wpływa na ludzi, którzy jej słuchają. Ona jest czymś, co płynie z duszy człowieka. Nie da się jej opisać słowami, uwrażliwia na piękno świata. Człowiek rano wstaje, patrzy na poranną rosę i widzi mokrą trawę. Inny, bardziej wrażliwy, gdy zaświeci słońce, widzi ukryte w trawie diamenty.

Co pomaga w tworzeniu?

Praca nad sobą i pokora. Wtedy można zagłębić się w swoją duszę, zbliżyć do prawdy i nawiązać relację z Bogiem. Powstaje most, poprzez który Stwórca umożliwia człowiekowi tworzenie najbardziej niewinnej, najczystszej, najprawdziwszej muzyki. To coś jest zawarte między nutami, jak duch… Taka muzyka ma prostotę, porusza i dotyka najgłębszych zakamarków serca i duszy człowieka.

 

Sydor: Jestem tylko niedoskonałym narzędziem 

Dlaczego chce pan tworzyć muzykę sakralną?  

Nie tworzę do końca muzyki sakralnej jako takiej. Piszę różną muzykę, różne jej formy od opery, symfonii po utwory solowe. Oczywiście niektóre moje utwory chóralne nadają się do wykonania podczas nabożeństw w kościele. To, co jednak łączy moje kompozycje, to Duch, który płynie prosto od Pana Boga. To utwory natchnione, Jemu poświęcone, na cześć i chwałę Jego Świętego Imienia.

Często czuję, że sam ich nie piszę… Siebie postrzegam jedynie jako niedoskonałe narzędzie, odbiornik-przekaźnik transmisji z „Góry”. Otrzymałem talent od Boga jak każdy człowiek i mam go rozwijać, dzielić się nim z drugim człowiekiem. Postrzegam to jako wielki zaszczyt oraz służbę Panu Bogu.

Pisze pan obecnie operę poświęconą św. Janowi Pawłowi II. Skąd pomysł?

Propozycja wyszła od  Przemysława Firka, prezesa Fundacji Instytutu Kultury Polskiej z Krakowa, który przez wiele lat śpiewał operowo, a dziś jest głównie impresario – zajmuje się organizowaniem koncertów, w Polsce i za granicą. Poznaliśmy się w 2017 r. na premierze mojej Symfonii nr 1 „Chrzest”, którą napisałem z okazji 1050. rocznicy chrztu Polski. Premiera miała miejsce w Krakowie, w kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej.

Rok później pan Firek wpadł na pomysł, żebym napisał utwór – może musical, może operę, w której mogliby wystąpić znani śpiewacy różnych scen polskiej opery. Początkowo się wzbraniałem, ale kiedy przyjechał do Nowego Jorku i rzucił temat – 100. rocznica urodzin św. Jana Pawła II, przyjąłem propozycję. Chciał, żebym ją napisał w ciągu roku, ale najwięksi kompozytorzy opery pisali co najmniej 2-3 lata. Claude Debussy nawet 7-9 lat – operę wybitną „Peleas i Melisanda”.

Kiedy można będzie posłuchać pana „Totus Tuus”?

90 proc. mam naszkicowane, pracuję nad kolejnymi scenami. W ciągu 2 lat opera powinna być gotowa do wykonania. Dodam, że nigdy wcześniej opery nie pisałem (choć brałem udział w tworzeniu musicali, m.in. na „off Broadwayu”), a jest zdecydowanie trudniejsza niż symfonia. Sam także piszę libretto. Akcja opery przypada na lata 1979 do 1983. Opera porusza najważniejsze wydarzenia z życia papieża z tego okresu, w tym zamach. Dotyczy przebaczenia i zawierzenia (stąd tytuł „Totus Tuus”). Przebaczanie to drogowskaz dla nas wszystkich. Powinniśmy, jak mówi papież Franciszek, przebaczać wszystkim przed spaniem, bo możemy się już nie obudzić.



Czytaj także:
Kamil Bednarek: Trzymam sztamę z moim wnętrzem [nasz wywiad]

 

Paweł Sydor o świętach polsko-amerykańskich

Święta spędzacie z rodziną w Nowym Jorku?

Mam żonę Dorothy i 3 córki. Najstarsza Maria jest dyrygentką – asystentką w Filharmonii Szczecińskiej. Anna kończy studia biznesowe w Warszawie. One mieszkają w Polsce. Najmłodsza, Julia, wiolonczelistka, jest z nami. Z powodu pandemii spędzamy święta w Nowym Jorku tylko we trójkę.

Jak wygląda u państwa wigilia?

Małżonka jest Amerykanką, poznaliśmy się na studiach. Jej praprapra… wujek, William Few (1748-1828), był jednym z sygnatariuszy Konstytucji Stanów Zjednoczonych jako delegat  stanu Georgia. Przodkowie Dorothy byli tu pierwszymi osadnikami, tworzyli ten kraj. Nasze święta zawsze będą polsko-amerykańskie. Potrawy mamy dwukulturowe. Barszcz kilka razy nam nie wyszedł z powodu złych buraków. Ale zawsze próbujemy go zakisić. Robimy uszka z grzybami, są babki (ciasta drożdżowe), ryba po żydowsku, kutia. Z tradycji amerykańskich – szynka, indyk, ciasto ze słodkimi ziemniakami i orzechami pekan, ciasto z owocami. Czasem robimy egg nog, napój z jajek z cynamonem, z goździkami i odrobiną alkoholu. Amerykanie nie dzielą się opłatkiem, to polska tradycja. Chodzimy na pasterkę. W tym roku nie wiem, jak to będzie.

W muzycznej rodzinie śpiewacie pewnie kolędy. Z której tradycji?

Polskie i amerykańskie. Jako młody człowiek mieszkałem w USA ponad 10 lat, tu studiowałem, uzyskując tytuł Bachelor i Master of Music, odpowiedniki licencjatu i magistra. Zrobiłem wtedy z przyjacielem Grzegorzem Kapustką 2 compact dyski z polskimi kolędami śpiewanymi przez dzieci Polonii amerykańskiej (w wieku 6-12 lat), w aranżacjach orkiestrowo-rozrywkowych. Jeden z nich puszczamy w każde Boże Narodzenie. Kolędy są niezwykłe, autentyczne. Te płyty powstały, zanim powstał zespół Arka Noego…

Amerykańskie kolędy też są piękne. Żona jest z zawodu oboistką (pracuje w biznesie). W domu stoi pianino. Córka ma gitarę i wiolonczelę. Gramy i śpiewamy – muzycznie jesteśmy w rodzinie samowystarczalni.


MACIEJ MIECZNIKOWSKI
Czytaj także:
Maciej Miecznikowski: Marzenia nie spełniają się same [wywiad]

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags:
Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.