Alicja Węgorzewska to odnosząca sukcesy artystka, jurorka w programach rozrywkowych, ale i dumna mama 18-letniej Amelii. Polska śpiewaczka operowa opowiada Aletei o macierzyństwie, relacjach z córką, przygotowaniach do świąt Bożego Narodzenia oraz nietypowej Wigilii, którą przeżyła kilka lat temu.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Anna Gębalska-Berekets: Jest pani dyrektorem Warszawskiej Opery Kameralnej, angażuje się społecznie, pisze felietony, prowadzi Fundację StartSmart i przedszkole dla dzieci autystycznych. Skąd czerpie pani tyle siły i determinacji na te wszystkie aktywności?
Alicja Węgorzewska: Zawsze byłam osobą, która spełniała i spełnia się w działaniu. To co robię, wynika z mojej pasji, a jeśli praca jest efektem pasji, to ani jednej godziny w tej pracy się nie spędza. Dlaczego? Bo to samorealizacja, mierzenie się z wyzwaniami, ciągłe podnoszenie poprzeczki.
Ale przyznam, czasami nie jest łatwo.
W życiu codziennym pomaga pani wiara w Boga?
Bardzo. Dawno temu zaufałam Bogu i wiem, że On prowadzi mnie przez życie. Od Niego dostałam wielki dar – swój głos i jeszcze większy cud – swoją córkę. Jestem wdzięczna i codziennie dziękuję Bogu za to, co mam. Jestem z Bogiem nie tylko wtedy, kiedy jest mi źle, dziękuję za chwile dobre, za sukcesy i szczęście. Wierzę w to, że jak się urodziłam, Bóg wyznaczył mi ścieżkę, po której kroczę i jestem mu za to wdzięczna.
Ma pani swoich ulubionych świętych, o których wstawiennictwo się pani modli?
Tak, sądzę, że każdy zawierza siebie komuś konkretnemu, przy pełnej świadomości, ilu jest świętych, ilu błogosławionych i wreszcie jak wielu z nich oddało swe życie za wiarę. Ale jeśli chodzi o mnie, to św. Jan Paweł II, możność bycia „obok” świadkowania temu co czynił za życia, to bezcenny dar, jaki dostaliśmy. Dlatego trudno mi zrozumieć, że ludzie, którzy tak chętnie fotografowali się z naszym papieżem, zawsze chcieli stać jak najbliżej teraz udają, że przestał być dla nich autorytetem. Tak to odbieram.
Święta Rita, podobnie jak ojciec Pio, to równie ważne dla mnie postacie. Czuje ich wsparcie, nie mniejsze jak św. Szarbela.
Czytaj także:
Alicja Węgorzewska: Tęsknię za Janem Pawłem II [wywiad]
Alicja Węgorzewska: Amelia to mój cud
Doświadczyła pani w swoim życiu cudu?
Musze powiedzieć, że tak. Ten cud ma dziś 18 lat i ma na imię Amelia. To był naprawdę cud, że się pojawiła na tym świecie. Napisałam kiedyś dla niej piosenkę, w której śpiewam, że przynieśli mi ją aniołowie, i to chyba prawda. Codziennie dziękuję Bogu za to, że jestem dumną matką i że mogłam zaznać uczucia bycia matką. To największy cud, jaki można sobie tylko wyobrazić.
Trudno jest godzić macierzyństwo z karierą?
Połączenie macierzyństwa z karierą nie byłoby możliwe, gdyby nie moja mama. Wyjazdy, koncerty, ciągnące się godzinami próby wymagają świadomości, że w domu wszystko jest w porządku, że nawet tak prozaiczne sprawy jak odrobione lekcje ktoś kontroluje. Amelia to już dorosła osoba, muszę się z tym godzić, że powoli zaczyna iść swoją drogą, a ja mam nadzieję, że jako matka przygotowałam ją do tej drogi tak dobrze, jak tylko umiałam.
A jak wyglądają wasze relacje?
Relacje między dorastającymi dziećmi a ich rodzicami w obecnych czasach są – powiedziałabym -skomplikowane. Otaczający, nie zawsze przyjazny świat zderza się z tradycjami, jakie ugruntowały wielopokoleniowe rodziny. Gdy takie pojęcia jak prawda, kłamstwo, odpowiedzialność są relatywizowane, trudno kształtować młodego człowieka. Potrzeba cierpliwości i własnego przykładu. Amelia jest już dorosłą kobietą, ma swoje środowisko, przyjaciół, potrzebuje już mniej mamy niż parę lat temu. Wyjeżdżamy razem na wakacje, wtedy dużo rozmawiamy. O wszystkim, sztuce, życiu, przyszłości.
Jak wykorzystać Adwent?
Chciałaby pani, by córka poszła w pani ślady?
Dla mnie najważniejsze jest to, aby realizowała swoje marzenia, miała plany i dążyła do ich realizacji. To trudny zawód, jeżeli będzie chciała iść w moje ślady, chętnie wspomogę i podzielę się doświadczeniem. Najważniejsze jest to, żeby ona czuła się spełniona, że spełnia swoje, a nie moje marzenia.
Kiedy rozmawiamy, trwa jeszcze Adwent. To szczególny czas w życiu człowieka wierzącego. Jak pani zdaniem można dobrze przeżyć ten czas, by jak najlepiej przygotować się do świąt Bożego Narodzenia? Jak pani go przeżywa?
To szczególny czas, kiedy życie paradoksalnie trochę zwalnia. Plany zawodowe ustępują miejsca rodzinie. Z każdym dniem jesteśmy bliżej cudu narodzin Pana, weźmy udział w rekolekcjach, zadbajmy o czystość naszych serc, wyprostujmy nasze drogi, może wykonajmy telefon – ten, nad którym zastanawiamy się od lat. Może to ostatnia okazja?
Alicja Węgorzewska: kocham bożonarodzeniową radość
Co najbardziej lubi pani w świętach Bożego Narodzenia?
Kocham tę radość, którą widać wszędzie. I nie chodzi tu o piękne ozdoby, prezenty. Atmosfera świąteczna wprawia w dobry nastrój, poprawia samopoczucie, uspokaja. To czas wielu symboli, pod powierzchnią których odnajdujemy głęboką prawdę, że Jezus narodził się dla każdego z nas. Najbardziej kocham czas spędzony z najbliższymi, to dla mnie najważniejsze.
Kolędujecie rodzinnie po wieczerzy wigilijnej?
Kolędowanie w naszej rodzinie jest nieodłącznym elementem wieczerzy wigilijnej. Nie ma prezentu bez zaśpiewania choćby jednej zwrotki ulubionej kolędy. Zdarzały się rywalizacje między dorosłymi a dziećmi. A głosy mamy różne…. na pewno mocne, więc i radość ogromna. Uwielbiamy oglądać koncerty świąteczne z Polski i całego świata, dzięki temu przez lata nauczyliśmy się wielu zagranicznych kolęd, a polskie kolędy znamy wszystkie, i to wszystkie zwrotki.
Czy pielęgnuje pani w domu jakieś tradycje świąteczne?
Moja rodzina pochodzi z Wilna. Nie może więc zabraknąć tradycyjnych wileńskich potraw, tradycyjne śpiewanie kolęd zanim otworzymy prezenty, zawsze dodatkowe nakrycie dla nieznajomego. Do tego kompot z suszu i kisiel żurawinowy to nieodłączne składniki wileńskiej wigilii. Co roku chodzimy całą rodziną na pasterkę, aby uczcić narodziny Jezusa. Od lat wigilie w naszym domu wyglądają tak samo, zmienia się skład, jedni odchodzą, inni się pojawiają, nikt nie jest sam. Czujemy jakąś specjalną wieź z tymi, którzy nie są z nami z różnych powodów. Mimo informatyzacji zawsze wysyłam tradycyjne kartki świąteczne do bliższych i dalszych znajomych, rodzinę obowiązkowo obdzwaniam. I właściwie to już tradycja – drugi dzień świąt spędzam w pracy, koncerty kolęd dla mnie to już ponad 20-letnia tradycja.
Wigilia w Betlejem
Utkwiła pani w pamięci nietypowa Wigilia?
Najbardziej nietypowa Wigilia w moim życiu to Wigilia w Betlejem. Nie da się tego do niczego porównać. Być w dniu Narodzenia Chrystusa w miejscu, w którym się narodził. To przeżycie będzie mi towarzyszyć do końca życia. Ta więź z innymi pielgrzymami, emocje podczas wizyty w Grocie Narodzenia, to magiczne ciepło, które otula. Magia. Byłam w Betlejem z moimi najbliższymi, ukochaną córką Amelią, mamą i swoją matką chrzestną. Bycie razem w takim miejscu, przeżywanie pasterki i drogi krzyżowej, bardzo cementuje więzy rodzinne, pokazuje siłę rodziny.
Dodatkowo w tym czasie miał miejsce koncert kolęd, gdzie po raz pierwszy pod choinką na centralnym placu Betlejem zabrzmiały polskie kolędy. Miałam niezapomnianą przyjemność wystąpić ze śp. Anną Szałapak. Odbiór tych kolęd był tak niesamowity, że zrobiono o nas nawet reportaż w telewizji, a burmistrz miasta dziękowała nam osobiście. Trudne do powtórzenia, jedyne w swoim rodzaju przeżycie.
Wiem, że kocha pani gotować. Jakie świąteczne potrawy lubi pani najbardziej? Przygotowuje je pani sama czy korzysta z pomocy?
W kuchni prym wiedzie moja mama. Nikt nie robi lepszego makowca czy śledzia w śmietanie. Mama, rodowita wilnianka, kultywuje od lat tradycje wileńskiej świątecznej kuchni. Razem gotujemy, ale mama dowodzi w kuchni. Uwielbiam ten stan, planowanie zakupów, potem przygotowania i na koniec ten piękny wigilijny stół. Na to się czeka cały rok.
Czytaj także:
Co robić między wigilią a pasterką? 10 pomysłów
Czytaj także:
Nasza najbardziej szalona Wigilia – czego mnie nauczyła?