Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ojciec Jan Ożóg SJ
3 grudnia 2020 r. zmarł we wrocławskim szpitalu o. Jan Ożóg – jezuita, uznany spowiednik i kierownik duchowy, ceniony duszpasterz, niesamowity człowiek.
Urodził się 12 marca 1934 r. we wsi Trzeboś na Rzeszowszczyźnie. Mając 15 lat, wstąpił do jezuitów i w czerwcu 1959 r. przyjął w Warszawie święcenia kapłańskie. Swoje powołanie odkrył bardzo szybko – „gdy pasał krowy”, jak mawiał.
Gdy w 2019 r. obchodził okrągłe jubileusze 85 lat życia, 70 lat w zakonie i 60 lat w kapłaństwie, na obrazek z tej okazji wybrał cytat z Pierwszej Księgi Samuela: „Zabrałem cię z pastwiska” (1 Sm 7, 8).
Z domu rodzinnego wyniósł wielki szacunek do ubóstwa i naukę, że „kłamstwo ma krótkie nogi”.
Duszpasterz, duchowy ojciec i autor
Pracy duszpasterskiej i zakonnej nigdy mu nie brakowało. Ukończył studia z filologii klasycznej i pracował w redakcji „Posłańca Serca Jezusowego” – najpierw w Chicago, a następnie jako redaktor naczelny czasopisma w Polsce.
Opiekował się różnymi duszpasterstwami i wspólnotami – tak akademickimi i młodzieżowymi. Później również grupami apostolstwa modlitwy. Zasłynął jako ceniony spowiednik i oddany duchowy ojciec dla wielu osób.
Przetłumaczył na język polski „Ćwiczenia duchowne” św. Ignacego Loyoli i podjął się mozolnej pracy przygotowania obszernego komentarza do nich. Teksty jego autorstwa publikowane w parafialnych czasopismach, na różnych portalach i w jego książkach, zyskiwały zawsze szerokie grono odbiorców.
Śmierć i bramy nieba
Gdy poznawaliśmy się 6 lat temu, przywitał mnie słowami: „Wiesz, Dawid, ja jestem w takim wieku, że mogę umrzeć albo jutro, albo za 15 lat”. Jego podejście do tematu śmierci było zawsze zaskakujące i niezwykle inspirujące.
Był człowiekiem, który szczerze powtarzał, że chciałby już odejść do Pana Jezusa. Lubił też powtarzać, że ma nadzieję, iż Pan Jezus zabierze go przy okazji jakiegoś szczególnego wspomnienia lub święta. „Jak będą w niebie świętować, to będzie się łatwiej przez niebieską bramę przecisnąć” – mawiał z uśmiechem.
To ostatnie mu się spełniło – odszedł we wspomnienie innego jezuity, św. Franciszka Ksawerego.
Ostatni mail ojca Jana do mnie
Wiele osób będzie dobrze wspominać jego liczne anegdoty, historyjki i opowieści, które snuł, zasiadając w swoim fotelu. Trudno zliczyć, ilu ludzi trafiło pod jego skrzydła. Dla każdego był pełen łagodności i wyrozumiałości.
Nigdy nie odmawiał pomocy i rozmowy w nagłych sytuacjach. Słynny był jego worek intencji, do którego wrzucał osoby proszące o modlitwę. Jak powtarzał – nie dałby rady wszystkich wymienić kilka razy w ciągu dnia. Obiecał, że przedstawi ten worek Panu Jezusowi, jak tylko do Niego pójdzie.
Swojego ostatniego maila do mnie zakończył słowami: „Dobrze, będę się modlił, bo przecież po to ciągle jeszcze żyję. Z serca Ci błogosławię”.
Święty człowiek
Gdy rozmawiałem z nim w marcu o pandemii, mówił, że nie boi się zakażenia i gdyby mu tylko pozwolili, to poszedłby służyć chorym na oddziałach zakaźnych. Wierny do końca swojej posłudze spowiednika i duszpasterza, ostatecznie sam trafił do szpitala zakaźnego z rozpoznanym zakażeniem COVID-19 i niewydolnością oddechową. Tak napisał lekarz do jego współbraci ze wspólnoty:
„Byłem dzisiaj u księdza, niestety miałem dosłownie kilka minut czasu, żeby z nim spędzić. Pokazałem mu zdjęcia i przekazałem, że się za niego modlicie i na niego czekacie. Ucieszył się i Was poznał, i swojego psa oczywiście też. (…)
Niestety jest w bardzo ciężkim stanie, bardzo cierpi, ale nie chciał wyciszenia morfiną, żeby nie czuł takiej duszności. Cały czas powtarza, że chciałby już iść do Pana Jezusa i nie rozstaje się z różańcem.
Niesamowity człowiek. Jak u niego na chwilę byłem, to (…) wszystkim błogosławił i się za nas modlił, i cały czas miał taką jasność umysłu… Pierwszy raz mamy takiego pacjenta, prawdziwie święty człowiek”.
Takim też zapamięta go wiele osób, które mogło go spotkać na swojej drodze.