Jeśli obchodzimy się z samymi sobą jak z paczką kurierską, którą można dowolnie rzucać i doręczać całodobowo, płacimy tego cenę.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Tydzień temu pisałam o tym, gdzie szukać wsparcia specjalistycznego, gdy jako dzieci doświadczyliśmy zbyt wiele trudnego, a za mało wsparcia. O relacjach, w których możemy przeżyć swój ból i zrozumieć swoją historię. Dzisiaj chcę napisać o tym, co może być codziennym opiekowaniem się sobą i napełnianiem kubeczka miłości – tym bardziej, gdy jest on biedny, popękany, wyszczerbiony.
„Cackasz się ze sobą!”
„Ale to cackanie się ze sobą!” – ktoś powie. Tak, świat jest okrutny. Wygląda tak, jak wygląda, bo dominująca kultura nastawiona jest na efekt i zysk. Zaprasza do odcięcia się od siebie samego i swoich głębin, uczuć, duchowości i ciała.
Obsesja użyteczności chce zmienić człowieka w maszynę, która jeździ coraz lepszym samochodem, szybciej je, więcej kupuje i coraz więcej i dłużej może. Więc próby włączenia normalnej prędkości, przy której cokolwiek widać, słychać i czuć – wydawać się mogą „cackaniem”.
Jeśli obchodzimy się z samymi sobą jak z paczką kurierską, którą można dowolnie rzucać i doręczać całodobowo, płacimy tego cenę. Poddani takim przeciążeniom – nie czujemy bólu obijanych kantów i zgniatanej zawartości tylko dzięki znieczuleniu. Póki trzyma nas adrenalina, zakupy czy social media (czy wiele innych), może nami rzucać gdzie bądź. Ale mimo że nie czuć bólu, doznajemy złamań, ukruszeń i obicia.
Jeśli chcemy zaopiekować się sobą, potrzebujemy uczyć się obchodzić z samymi sobą w końcu jak z kimś kruchym. Jak z dzieckiem. Nawet jeśli ktoś powie, że „jak z jajkiem”. Nie szkodzi.
Potrzebujemy to robić, by zasklepiła się poraniona tkanka. Potrzebujemy to robić także dlatego, że jesteśmy ludźmi. Bo miłujemy bliźniego jak siebie samego. Jeśli fundujemy sobie okrutny los niebrania siebie pod uwagę, to łatwo nam przyjdzie obcesowo się obchodzić także z innymi. I także – jeśli my sami nie zaopiekujemy się sobą, będziemy żyć oczekiwaniem, że w końcu ktoś zaopiekuje się nami. Że obudzimy się w świecie, w którym ludzie sami odczytają nasze potrzeby. Niestety istnieje prawdopodobieństwo, że przytłoczeni i bezradni wobec ciężaru tych oczekiwań, oddalą się z naszego życia z prędkością nadświetlną – spragnieni bardziej wzajemnych relacji.
Możemy żyć dzięki więziom
Dlatego pierwszym krokiem do tego zaopiekowania się sobą może być stworzenie mapy skrzynek adresowych, która posortuje nasze listy do innych. Pomoże się zorientować, jakie tematy warto zostawić na terapię, jakie potrzeby skierować do męża czy żony, co do konkretnych przyjaciół, a co do znajomych. Bo tylko dzięki więziom możemy żyć.
Kolejnym sposobem jest życie w uważności na siebie. Robienie każdego dnia pauz, by widzieć, co u nas samych słychać. Można zaczynać od ciała, które poinformuje nas najszybciej o granicach naszych możliwości na dany dzień. Które potrzebuje – jak dziecko – i wyspać się, i poruszać, i zmęczyć i pobawić. Ono nigdy nie ściemnia. Nie właduje nas w pomysł: „jedź do hipermarketu!”, gdy padamy na twarz, byśmy potem mieli ochotę pozabijać wszystkich w domu ze zmęczenia.
Opiekowanie się sobą można porównać do chodzenia z małym dzieckiem za rękę – polega na byciu przy sobie. Z tego miejsca łatwiej decydować, co nam naprawdę służy, a po czym rozboli nas głowa i żyć nam się odechce. Tutaj widać bardzo wcześnie, że coś nas irytuje i możemy poszukać rozwiązania, zanim nastąpi erupcja Etny. Tu łatwiej jest szukać pomysłów skutecznych, mądrych i długofalowych. Łatwiej mówić „nie” czemuś, o czym wiemy, że obróci się przeciwko nam czy wprowadzi do życia chaos.
Ważny jest też język, jakim mówimy do siebie samych – i uważność na chwile, gdy dowalamy sobie. To tak, jakby rodzic krzyczał na dziecko, które płacze albo się boi. Od tego robi się tylko więcej bezradnej pustki w głowie i zawstydzenia. Gdy uczymy się widzieć, że jest nam trudno, możemy wprowadzać do swojego wewnętrznego dialogu bliskie, czułe zwroty. A daje nam to bardzo wiele: łatwiej wymyślamy, jak coś naprawić albo zachować się inaczej na drugi raz.
Poszukiwanie tego, co nam służy i ładuje akumulatory, uważność na swoje wrażliwe miejsca, troska o więzi – napełnia nasze kubki miłością dla innych.
Dla tych, którzy w Adwencie chcieliby popróbować opiekowania się sobą, przygotowałam kalendarz adwentowy, który można pobrać na mojej stronie.
Czytaj także:
Jak nauczyć się budowania więzi z innymi?
Czytaj także:
Jak budujesz bliskie więzi? Sprawdź, czy nie ma w nich lęku