O ile pod względem fizycznym uratować nas teraz może izolacja, to pod każdym innym – pomoże nam kontakt. Mimo że druga fala pandemii to trochę „powtórka z wiosny”, jest czymś zupełnie innym. I nadal nowym.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Raczej nie zdążyliśmy oswoić tematu jeszcze na tyle, by mieć niezawodne sposoby na przetrwanie zawsze trudniejszej jesieni i zimy. I jeśli nawet już ze spokojem kupujemy on-line, studiujemy on-line i uprawiamy sport także przed ekranem, pozostaje pytanie, jak uratować to, co trzyma człowieka przy zdrowych zmysłach: spotkanie, rozmowę, dotyk. Czyli kontakt.
Kontakt, który leczy
Kontakt jest tym, co według neurobiologów pozwala w ogóle dobrze funkcjonować. Poczucie połączenia z innymi ludźmi chroni przed nałogami i umożliwia leczenie się z nich, jak mówi i pisze Johann Hari. Wtóruje mu Gabor Maté, lekarz węgierskiego pochodzenia, który przez lata pracował z narkomanami w Kanadzie.
Człowiek od chwili narodzin znajduje ukojenie w kontakcie. I choć z wiekiem zmieniają się strategie na ten kontakt, nie przestaje on nigdy być potrzebny. Potrzebuje go i zbuntowany nastolatek, i dorosły po czterdziestce, i na emeryturze.
Jasne, że miewamy na ten temat wiele niewspierających przekonań. W czasach PRL-u odstawiano niemowlętom rychło butelkę i przesadzano co prędzej z pieluch na nocniki, by mogły być jak najszybciej „samodzielne”. Dziś także świętujemy pierwszy kroczek, pierwszy ząbek, nauczenie się jazdy na rowerze bez kółek, a potem osiemnastkę i egzamin „na prawko” – z myślą, ile nasze pociechy będą mogły zrobić same. I tylko nie wiadomo, jakim cudem powiązano zdolność ogarnięcia własnych sznurówek z tym, że odtąd ze wszystkim w ogóle powinniśmy radzić sobie sami. Bo jako gatunek – nie jesteśmy do tego zdolni.
Potrzeba więzi i kontaktu
Dlatego i dziś, gdy ograniczamy do minimum spotkania we wspólnej fizycznej przestrzeni, by chronić życie ludzi i funkcjonowanie służby zdrowia – nasza potrzeba więzi i kontaktu wcale się nie zmniejsza, ale przeciwnie, jest coraz bardziej sfrustrowana. A przecież to właśnie poczucie wspólnoty z innymi ludźmi najskuteczniej pomaga budować odporność psychiczną i radzić sobie z wyzwaniami tego czasu.
Co możemy więc w tej sytuacji zrobić? Po pierwsze, pamiętać, że mechanizmy, które podpowiadają nam wycofanie, schowanie się, zaniechanie kontaktu z innymi przynależą do pierwotnych, nie zaś rozwiniętych, sposobów na przetrwanie. Widziałam latem na trawniku u teściów jaszczurkę. Gdy już wiedziała, że odkryliśmy jej obecność, zamarła. Można było podejść do niej na odległość stopy, a ona nie była w stanie się ruszyć. To „zamarcie”, zwane przez Stephena Porgesa „zawieszeniem się”, to ewolucyjnie stary patent na uniknięcie zagrożenia.
Jak każdy jednak mechanizm obronny, służy ono przetrwaniu, a nie rozkwitowi, i wiąże się z kosztami ubocznymi, jakie ponosimy. Podobnie jak inny – walka, przyjmująca na przykład postać wykłócania się w sklepie czy choćby walki z wirtualnymi wrogami w sieci. Choć walka dodaje nam energii, by nie popaść w pełen lęku bezruch, najbardziej zaawansowanym sposobem poradzenia sobie z zagrożeniem jest sięganie po obecność innych ludzi.
Podzielić się kawałkiem siebie
Dlatego warto sprawdzić, czy naprawdę niemożliwe jest dla nas tyle, ile się wydaje. I jeśli nie da się spotkać w domu, może da się umówić z kimś na spacer po lesie. Zrobić wspólne ognisko na działce, chociaż w kilka osób, gdzie każdy przyniesie własne jedzenie i zachowamy bezpieczną odległość. Może dobrze będzie docenić wartość tego, co do tej pory uznawaliśmy za „wirtualne” – wideoczatów, telefonu czy zwykłego SMS-a. Młode pokolenie może nam pomóc odkryć radość z gry online w chińczyka, na którą możemy się umówić z ludźmi, których znamy w realu.
Być może do łask mogłyby wrócić papierowe listy. W których nie tylko piszemy, co u nas słychać, ale mamy przestrzeń, by wyrazić wdzięczność, wrócić wspomnieniem do ważnych momentów wspólnej historii, podzielić się kawałkiem siebie. Opowiedzieć o marzeniach – o tym, co zrobimy jeszcze razem, gdy ten trudny czas się skończy. „Połączenie” to także podrzucenie komuś zakupów i wyjście z psem. Albo napisanie SMS-a ze słowami „pomocy!”.
Czytaj także:
Kontakt z człowiekiem lepszy niż smartfon. Filozof tłumaczy, dlaczego
Czytaj także:
Kiedy umiera ktoś, z kim żyliśmy lata… Wdowcy-seniorzy bardzo potrzebują naszej obecności! [wywiad]