– Nie mając totalnie żadnego zaplecza, obiecałam Magdzie, że zapewnimy jej lokum i wsparcie rzeczowe oraz finansowe – wszystko, co będzie konieczne, aby chociaż o to nie musiała się martwić.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jest jesień 2017 roku. Młoda mama dowiaduje się, że jej mała córeczka, którą nosi pod sercem, ma dodatkową parę chromosomów. To 18. tydzień ciąży. Lekarze powiedzieli jasno: ma pani czas na aborcję do 22. tygodnia. Zobaczcie, co zadziało się w ciągu tego miesiąca.
Niedługo potem inna młoda dziewczyna, wiedząc o decyzji, jaką ta mama ma do podjęcia, na jednym z facebookowych forów pisze, że szuka kogoś, kto może z nią porozmawiać i wesprzeć. Tak na całą historię trafia Ewa, mama z drugiego końca Polski, która także pod swoim sercem nosi małą dziewczynkę i ma już dorosłego brata z zespołem Downa. Pisze, że w sumie może z tą mamą porozmawiać. I tak się wszystko zaczęło.
Będzie balastem i „dałnem”
– Najpierw pisałyśmy, ale szybko zaczęłyśmy rozmawiać przez telefon. Najgorszą sprawą nie okazała się diagnoza, lecz brak wsparcia i totalne osamotnienie Magdy. Wielu ludzi nie sprzyjało urodzeniu jej córki, mówiąc że będzie jedynie balastem i „dałnem”. Ludzie wypowiadali słowa, które zadawały jeden cios za drugim – wspomina Ewa Kazimierczak. Były trzy możliwości: aborcja i jej konsekwencje na całe życie, oddanie Julki do adopcji oraz przyjęcie jej – taką, jaką jest.
– Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zostawić je same, niezależnie od decyzji. Tym bardziej, że potrzebowały wtedy ogromu wsparcia i miłości. Nigdy nie widziałyśmy się osobiście, mimo tego otwarte serca i szczerość zbudowały zaufanie. Magdalena [mama Julki – przyp. autorki] mówiła o obawach przed samotnością, porzuceniem, lękiem przed wadą i tym, jak Julka będzie wyglądać i funkcjonować. Rozmawiałyśmy o wyborach i ich konsekwencjach na przyszłość. O tym, jak będzie wyglądać jej życie po podjęciu decyzji o urodzeniu lub aborcji.
Pomoc od obcych ludzi
Ewa zaznaczała, że aborcja niesie za sobą konsekwencje na całe życie, znalazła nawet parę, która była gotowa podjąć się adopcji dziecka Magdy, ale także:
– Nie mając totalnie żadnego zaplecza, obiecałam Magdzie, że zapewnimy jej lokum i wsparcie rzeczowe oraz finansowe – wszystko, co będzie konieczne, aby chociaż o to nie musiała się martwić.
Jak dziś zaznacza sama Ewa, to był wielki krok wiary. Ludzie jednak nie zawiedli! Dziewczyny dostały wszystko to, co jest potrzebne na starcie, kiedy rodzi się małe dziecko – wózek, fotelik, ubranka, pieluchy, chusteczki, chemię do prania i mycia, zabawki oraz pieniądze.
– Wierzyłam, że znajdą się ludzie, którzy także się zaangażują i nie dadzą zginąć dziewczynom. Wiedziałam, że ludzie są dobrzy! I miałam rację – podkreśla Ewa.
Happy end
„Magda urodziła pomimo samotności, negatywnej presji i ograniczonych zasobów materialnych. Ta kobieta jest moją bohaterką. Nikt o niej nie powie w TV. Nikt nie nakręci filmu o tej heroicznej miłości wbrew światu całemu. Zdecydowanie jednak zasługuje ona (i one) na pamięć i celebrowanie. (…) Każdy ma jakąś misję życiową, nawet gdy nie mieści się w standardach normalnego rozwoju, piękna, inteligencji. Wierzę, że ta mała dziewczynka będzie miała udane życie. Wierzę, że nauczy swoich bliskich kochać jeszcze bardziej”.
Julka obecnie rośnie i wnosi wiele uśmiechu w życie swojej rodziny. Ewa jest mamą trójki dzieci. W Olsztynie prowadzi Fundację „Każdy Ważny”.
Czytaj także:
Twoja wiara nie ma nic do rzeczy w kwestii aborcji. Tu musisz sobie odpowiedzieć na dwa pytania
Czytaj także:
„Mordo, aborcja to nie tylko sprawa kobiet”. Tomasz Wolny o roli ojca