separateurCreated with Sketch.

Mężczyzna pracujący w przedszkolu? „To wyraz mojej wdzięczności Bogu”

PRZEDSZKOLE
Jarosław Kumor - 25.10.20

Miałem złośliwego, nieoperacyjnego guza mózgu. Jestem po wylewie, również po śmierci klinicznej. Tym bardziej chciałem wrócić do pracy z dziećmi. Jest to pewien wymiar mojej wdzięczności wobec Pana Boga – mówi Paweł Mazurek.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Z Pawłem Mazurkiem, nauczycielem w katolickim przedszkolu, rozmawia Jarosław Kumor.

Jarosław Kumor: Mężczyzna pracujący z dziećmi w przedszkolu… Jak to się stało?

Paweł Mazurek: Z jednej strony jest to proste i stało się niemal z dnia na dzień, ale z drugiej historia jest długa. W technikum miałem jedną godzinę w tygodniu z psychologii. Był to wstęp do zainteresowania się pedagogiką. Podjąłem więc studia z pedagogiki kulturalno-oświatowej, ale kiedy je kończyłem, to w wyniku zmian na uczelni, które dokonały się w trakcie studiów, byłem animatorem i menedżerem kultury, co skutkowało brakiem uprawnień do pracy z dziećmi. Bezpośrednio po studiach zaręczyłem się, poślubiłem moją wybrankę i trzeba było pójść do pracy. Spędziłem trzy lata pracując w supermarkecie, ale cały czas z tyłu głowy miałem pedagogikę, zwłaszcza że żona była i jest nauczycielem w przedszkolu i w zerówce. Po namowach rodziny udało mi się rozpocząć przygotowanie pedagogiczne, a mój obecny pracodawca stwarza mi warunki, by w trakcie studiów podyplomowych pracować z dzieciakami w przedszkolu. Tak można byłoby to streścić.

Może zabrzmi to humorystycznie, ale jak ciebie należałoby nazwać, bo z „panią przedszkolanką” problemu nie ma. A pan to kto?

Fakt, jest to trudne. Na radach pedagogicznych czy różnych zebraniach, gdzie jestem jedynym mężczyzną, pada zazwyczaj „drogie panie” i potem prowadzący muszą się poprawiać. Przyzwyczaiłem się. Są to raczej humorystyczne sytuacje. A co do samego nazewnictwa, myślę, że jest to sprawa drugorzędna i trzeba przyznać, że chyba trudno byłoby znaleźć męski odpowiednik słowa „przedszkolanka”.

Jak rodzice reagują na mężczyznę w przedszkolnej grupie?

Kiedy zaczynałem pracę, temat pedofilii w Kościele był bardzo mocno grzany w mediach i część rodziców podchodziła do mnie bardzo nieufnie. Starałem się temu przeciwdziałać poprzez śmiałą rozmowę i zupełnie naturalne zachowanie. Nie zmieniło to faktu, że niektórzy rodzice mieli jakieś wyimaginowane skojarzenia w tym kierunku. Nie było to miłe, tym bardziej, że takie sugestie słyszeli też inni nauczyciele: siostry zakonne czy świeckie koleżanki. Miałem wsparcie u nich, a także u tych rodziców, którzy podchodzili do sprawy bez uprzedzeń i wybujałych wyobrażeń. Z nikim nie walczyłem. Zresztą z drugiej strony doświadczyłem też postaw aprobaty rodziców, którzy cieszyli się, że w przedszkolu pojawił się mężczyzna. Widzą w tym dużą zaletę dla swoich dzieciaków, być może pewne urozmaicenie. Myślę, że jest to szczególnie istotne dla chłopców.

Pomijając głosy rodziców, czy to jest trudna praca dla ciebie?

Nie mam na razie porównania, ale jestem nauczony pracy z młodszymi. Mam pięcioro rodzeństwa, z czego tylko jeden brat jest ode mnie starszy. Najmłodszy brat jest 18 lat młodszy ode mnie, a siostra, która jest „najbliżej” mnie, jest o 5 lat młodsza. Miałem więc możliwość wspierać ich w rozwoju, a w pewnym momencie to oni pomagali mi, bo w dzieciństwie bardzo poważnie chorowałem. Ta pomoc jest dla mnie pewnym motywatorem w obecnej pracy.

Jaka to była choroba?

Miałem złośliwego, nieoperacyjnego guza mózgu. Jestem po wylewie, również po śmierci klinicznej, sporo więc przeżyłem. Tym bardziej chciałem wrócić na tor pracy z dziećmi. Jest to pewien wyraz mojej wdzięczności wobec Pana Boga, ale też wobec młodszego rodzeństwa, które mi pomagało w czasie choroby. Jej finał był taki, że mój guz po prostu zniknął. Lekarze nie wiedzą, w jaki sposób to się stało. Rozkładają ręce. Ja nie mam wątpliwości, że była to Boża interwencja.

A wdzięczność wobec Niego była we mnie już wcześniej, zanim w ogóle poszedłem na studia. Jeździłem np. na kolonie z dziećmi onkologicznymi, bo sam byłem takim dzieckiem i również w ten sposób mogłem Mu podziękować.

Myślisz, że Pan Bóg celowo stawia cię akurat w przedszkolu katolickim?

Myślę, że tak, choć jeszcze do końca nie wiem dlaczego. Wiem, że pierwotnie miałem pracować w innym przedszkolu, a dojeżdżanie do tego obecnego jest dla mnie dużym wysiłkiem. Właściwie ta oferta przyszła do mnie sama. Katolicki charakter placówki był bardzo ważny. Na studiach posługiwałem ewangelizacyjnie w duszpasterstwie akademickim. Organizowaliśmy wieczory chwały, przedstawienia teatralne, więc pracę w takim przedszkolu traktuję jako pewną ciągłość.

Czy jest jakaś szczególna wartość, którą chciałbyś przekazywać tym dzieciakom, którymi się opiekujesz?

To są trzylatki, więc myślę, że podstawową sprawą jest to, bym potrafił uczyć je prostych, codziennych zachowań i czynności wobec innych ludzi, siebie nawzajem, w codziennym funkcjonowaniu nawet pomiędzy grupami przedszkolnymi. Myślę, że na obecnym etapie są to podstawowe sprawy, a na wyższe wartości przyjdzie czas, choć oczywiście modlitwa w przedszkolu, katecheza czy zajęcia wokół tematów wiary już je wprowadzają w taką rzeczywistość i myślę, że pomogą łatwiej przyswajać prawdę o Panu Bogu w przyszłości.


KONRAD COP
Czytaj także:
Oto trener, który na Facebooku dziękuje Bogu za zwycięstwo. Rozmowa z Konradem Copem


ROSARY BEADS
Czytaj także:
Modlitwa za własne dzieci. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo może pomóc



Czytaj także:
Wasze anegdoty z dziećmi w kościele, po których redakcja płakała ze śmiechu

Top 10
See More
Newsletter
Get Aleteia delivered to your inbox. Subscribe here.