Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pamiętamy go z roli w serialu „M jak miłość”. Mało kto wie, że ma trzy imiona – Kacper Melchior Baltazar (bo tata chciał, by syn nosił „królewskie” imiona), a w wieku 6 lat pierwszy raz zagrał w profesjonalnym spektaklu „Historia o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim”. Nam Kacper Kuszewski opowiada o byciu aktorem, ale i o swojej fascynacji muzyką.
Katarzyna Szkarpetowska: Dziś internetowa premiera spektaklu „Madame Pylinska i sekret Chopina”, w którym gra pan główną rolę, Eryka. O czym to spektakl? Jakie struny duchowe poruszy w widzu?
Kacper Kuszewski: To adaptacja książki Erica-Emmanuela Schmitta. Opowiada historię młodego człowieka, Eryka, który jest zafascynowany muzyką Chopina i pobiera lekcje gry na fortepianie u mieszkającej w Paryżu ekscentrycznej i dziwnej Polki, madame Pylińskiej. Ta pozornie prosta i zabawna opowieść jest pretekstem do postawienia ważnych pytań, dotyczących życia, śmierci i miłości, jak bardzo ludziom potrzebna jest muzyka i sztuka, co to znaczy być artystą i co musi się wydarzyć, by człowiek nim się stał.
To wyjątkowe przedsięwzięcie, połączenie spektaklu teatralnego z recitalem fortepianowym. Obok Madame Pylińskiej (Joanna Żółkowska), Eryka i jego pięknej, muzykalnej ciotki (Paulina Holtz), równorzędną bohaterką sztuki jest muzyka Chopina, wykonywana na żywo przez znakomitą pianistkę, Lenę Ledoff. Te dwa artystyczne światy znakomicie się dopełniają, dzięki temu spektakl można polecić zarówno miłośnikom Chopina, jak i tym, którzy o jego muzyce nie wiedzą prawie nic.
Kacper Kuszewski: Aktorstwo wymaga empatii
Panu z muzyką Chopina, w ogóle – muzyką poważną – też jest po drodze.
Mam za sobą 12 lat edukacji muzycznej, uczyłem się gry na fortepianie i klarnecie. Świat muzyki poważnej jest mi dobrze znany i bliski, a Chopin zajmuje w moim sercu wyjątkowe miejsce. Kiedy byłem mały, mama, aby dobrze mi się zasypiało, na dobranoc włączała mi właśnie Chopina. Jego muzyka kołysała mnie do snu, kształtowała moją wyobraźnię i wrażliwość muzyczną.
Spotkanie z nieszablonowo myślącą prof. Pylinską było dla pańskiej postaci momentem przełomowym. Czy spotkał pan w życiu ludzi, którzy niematerialnie, ale duchowo, artystycznie, dali panu coś, co kształtowało pana jako artystę?
Mam szczęście, że spotkałem wielu ludzi, dzięki którym kształtowało się moje spojrzenie na świat, życie, samego siebie. Nie zawsze to były osoby znane, wielkie sławy. W szkole teatralnej miałem cudowną nauczycielkę od emisji głosu, Darię Iwińską, która nauczyła mnie czegoś zdecydowanie więcej niż tylko tego, jak operować głosem. Ważnym doświadczeniem, które miało istotny wpływ na moje życie, była dziewięcioletnia współpraca z Teatrem Pieśń Kozła we Wrocławiu. Ludzie, których tak spotkałem, byli pasjonatami – niezwykli, poza schematami. Takie spotkania to najcenniejsze, co może się w życiu przytrafić.
Dla aktora najważniejszy jest warsztat, technika, czy równie istotne jest to, co podpowiada serce?
Nie sposób tego rozdzielić. Jedno i drugie ma ogromne znaczenie, jedno z drugiego wynika. Co pianiście po sprawnych palcach, jeśli brak mu muzycznej wrażliwości? Równie dobrze można zaprogramować robota. Z drugiej strony nie będzie pianistą ktoś, kto ma gorące serce, ale nie opanował techniki gry. To dotyczy wszystkich dziedzin sztuki i pewnie wszystkich dziedzin życia.
Praca aktora wymaga olbrzymiej dozy empatii i gotowości zrozumienia każdej istoty ludzkiej, bo przecież nie zawsze dane jest nam grać kogoś szlachetnego, wspaniałego. Często gramy postaci nikczemne, czyniące zło. W jednym i w drugim przypadku trzeba tę postać odnaleźć w sobie, z całą jej złożonością, i przy pomocy wyobraźni spróbować samemu od środka doświadczyć wszystkiego, co jej się przydarza, „przeżyć” jej życie. Tylko wtedy postać może w pełni zaistnieć i być wiarygodna dla widza. Ale potem trzeba posłużyć się odpowiednią techniką i warsztatem aktorskim, aby tych przeżyć mogli doświadczyć również widzowie, przecież po to przychodzą do teatru. Ta potrzeba, pragnienie przeżywania wielu żywotów jest, mam wrażenie, w każdym z nas. Dlatego od zarania dziejów opowiadamy sobie historie. Dlatego chodzimy do teatru, oglądamy filmy, czytamy książki.
Kuszewski o pierwszej roli. W spektaklu o Zmartwychwstaniu
Na pierwsze imię ma pan Kacper, na drugie Melchior, na trzecie Baltazar. Kto wpadł na ten pomysł?
O ile mi wiadomo, to pomysł taty. Gdy się urodziłem, bardzo się ucieszył. Postanowił, że syn musi nosić imiona wyjątkowe, „królewskie”. W urzędzie stanu cywilnego urzędniczka oznajmiła, że prawo polskie przewiduje tylko dwa imiona, ale tata – aktor, reżyser – miał dużą charyzmę i dar przekonywania, zwłaszcza kobiet (śmiech). W akcie urodzenia mam więc trzy.
Czy fakt, że rodzice byli aktorami, miał wpływ na to, że pan również postanowił pójść tą drogą?
Tak, chociaż to nie jest regułą, że dziecko aktorów idzie w ich ślady. Zdarza się to raczej rzadziej niż częściej. Mnie się zdarzyło. Miłość do teatru, sceny przejawiałem od najmłodszych lat. Teatr był moim placem zabaw. Rodzice grali na scenie, ja czekałem na nich w garderobie, w pracowni fryzjerskiej albo w rekwizytorni. Do wszystkich aktorek i aktorów w teatrze mówiłem „ciociu” i „wujku”. Kiedy miałem 6 lat, po raz pierwszy zagrałem w profesjonalnym spektaklu „Historia o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim”. Dołączyłem do chóru chłopięcego, który śpiewał po łacinie. Potem, w wieku 13 lat, zagrałem w Teatrze Muzycznym w Gdyni w musicalu „Les Misérables” („Nędznicy”) w reżyserii Jerzego Gruzy. W międzyczasie bawiłem się w teatr w domu, wciągałem w zabawę w teatr kolegów z podwórka. Pomimo 12 lat w szkole muzycznej, wcześnie podjąłem decyzję o tym, że chcę zostać aktorem.
Pamiętam jak kiedyś, będąc studentem szkoły teatralnej, poszedłem z kolegami i koleżankami z roku do Teatru Ateneum na przedstawienie, w którym grała nasza profesorka, Teresa Budzisz-Krzyżanowska. Po spektaklu postanowiliśmy pójść do jej garderoby, żeby się z nią spotkać. Po drodze jednak zgubiliśmy się na zapleczu. Wtedy ktoś pokazał nam, jak dotrzeć do garderoby pani profesor. Okazało się, ku naszemu zaskoczeniu, że droga prowadzi przez scenę, na którą chwilę wcześniej patrzyliśmy. Gdy się na niej znaleźliśmy, jedna z koleżanek powiedziała: „Ojej, ale się zestresowałam”. Moje odczucia w tamtym momencie były zupełnie inne. Było mi na tej scenie dobrze. Poczułem, że to moje miejsce. I tak jest do dziś. Dla mnie scena to poczucie bezpieczeństwa i wolność.
*Premiera sztuki „Madame Pylinska i sekret Chopina” odbędzie się online, 27 września o godz. 19.00. Spektakl dostępny będzie na kanale YouTube Teatru im. J. Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim.Udostępniony zostanie również na fanpage'u Teatru im. J. Osterwy (dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach Programu KULTURA W SIECI).