separateurCreated with Sketch.

O. Józef Witko: bez tego zjednoczenia możesz przyjmować Komunię, ale wyjdziesz z kościoła taki sam

EUCHARYSTIA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Esprit - 21.09.20
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

„Eucharystia to miejsce potężnego wylania się Ducha Świętego” – przeczytaj wywiad z o. Józefem Witko, autorem najnowszej książki „Dotyk Boga”.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Adrian Walczyk, wydawnictwo Esprit: Zdaje się, że problemem wielu polskich katolików jest rutynowe traktowanie mszy świętej. Msza jest dla nich tylko dobrym obyczajem lub obowiązkiem religijnym. Tymczasem ojciec pisze, że Eucharystia to miejsce potężnego wylania się Ducha Świętego. Jak zatem uczyć ludzi takiego właśnie przeżywania Eucharystii, żeby mogli oni doświadczyć w jej trakcie tego wylania się wody żywej?

O. Józef Witko OFM: Proponuję takie porównanie – może nie jest idealne, ale myślę, że daje dużo do myślenia. Wyobraźmy sobie upalny dzień, ponad 30 stopni, jest duszno, gorąco. Wchodzę do basenu. Zanurzam się, moje ciało się ochładza, temperatura spada. Czuję się dobrze nie tylko na ciele, ale i w sercu, psychicznie, nie chcę wychodzić z tego basenu. Ale kiedy już wyjdę, zostawiam za sobą ślady i każdy, kto mnie widzi, dostrzega, że jestem mokry, że byłem w basenie. Po śladach zauważę, że szedł tędy ktoś, kto był w basenie – woda ocieka.


SEN
Czytaj także:
Co zobaczył o. Józef Witko? Przeczytaj o niezwykłych proroczych snach

Msza święta dla mnie – przynajmniej tak staram się tłumaczyć – taką przestrzenią, w którą wchodzę, a która jest jakby takim basenem Bożej miłości. Kościół nas uczy, że właśnie podczas Eucharystii ma miejsce wylanie Ducha Świętego. To jest ta żywa woda, która się na nas wylewa, a przede wszystkim – to jest osobowa miłość.

Kiedy więc wchodzę świadomie, to wtedy uświadamiam sobie, że jestem zanurzony w tej miłości tak jak w basenie. Nie tylko moja dusza, ale i moje ciało zdrowieje – nawet jeśli tego nie zauważam.

Jeżeli w Komunii świętej jednoczę się z Jezusem – nie tylko przez Komunię świętą sakramentalną, ale też duchową – jeżeli ta sakramentalna prowadzi do duchowej, to wtedy życie Jezusa jest moim życiem. Jeżeli wychodzę z tej mszy świętej w taki sposób, to już mnie nie ma – jest życie Jezusa.

Jeśli zostawiam ślady miłości, to są to ślady Jezusa, nie moje. Czego uczy nas Eucharystia? Uczy nas właśnie takiej miłości, kiedy Jezus mówi: umieram dla siebie, a teraz żyję dla ciebie, po to, żebyś ty żył. Jezus pokazał nam to namacalnie – umarł i stracił swoje życie, by nam je oddać.

Na czym dokładnie ma polegać to zjednoczenie z Chrystusem?

Myślę, że w Eucharystii powinno dokonywać się coś takiego, jak dokonuje się np. w sakramencie kapłaństwa czy sakramencie małżeństwa, kiedy mąż w momencie ślubowania żonie składa przysięgę małżeńską, którą moglibyśmy zinterpretować: “teraz umieram dla siebie. Już nie żyję ja. W tym małżeństwie żyjesz tylko ty, ja wszystko będę robił dla ciebie”. I żona podobnie: “W momencie ślubowania umieram dla siebie, mnie już nie ma, jesteś ty. Wszystko, co będę robiła, będę robić dla ciebie”.

Jezus to właśnie uczynił i teraz, kiedy ja przystępuję do Eucharystii, która jest ofiarą, powinienem powiedzieć podobnie: “Panie Jezu, umieram teraz dla siebie. Żyję odtąd dla Ciebie. Już mnie nie ma, jesteś Ty we mnie. Liczy się Twoje pragnienie, Twoja miłość. Ja nie mam już swoich pragnień, bo umarłem dla siebie. Jeśli mam pragnienia, to są to twoje pragnienia. Czynię twoje pragnienia swoimi pragnieniami. Twoją miłość czynię swoją miłością”.

Tak przeżywana Eucharystia sprawia, że gdy człowiek z niej wychodzi, to zostawia za sobą ślady. To są ślady obecności Boga. Jestem inny, kocham – ale nie własną miłością, tylko miłością Bożą. Sam nie potrafiłbym, ale otrzymałem Ducha Świętego, więc już teraz potrafię kochać miłością Bożą. Przebaczać przebaczeniem Bożym. Jednać się z drugim człowiekiem. To wszystko, bo mam moc Ducha Świętego. To wypływa nie tyle ze mnie, co z mocy Boga, która jest we mnie.

Myślę, że takie zjednoczenie w Komunii świętej przemienia człowieka. Jeżeli zaś nie ma tego duchowego zjednoczenia, to człowiek może przyjmować komunię świętą, ale wyjdzie z kościoła taki sam, jak do niego wszedł.


MASS
Czytaj także:
Czego nie powinieneś robić w czasie mszy, a być może nawet o tym nie wiesz

Podsumowując, można by powiedzieć, że kluczowa jest tu przede wszystkim kwestia świadomości tego, co dzieje się w trakcie Eucharystii.

Tak, chodzi o świadomość i zjednoczenie duchowe. Komunia sakramentalna ma mnie prowadzić do komunii duchowej. Muszę się duchowo zjednoczyć. Zarazem ta duchowa komunia ma mi pomóc w odkryciu wartości komunii sakramentalnej.

Istnieje taka zależność, że jeżeli przyjmuję komunię sakramentalną, a nie zjednoczę się duchowo, jeżeli nie jestem inny po tej Komunii świętej, nie mam w sobie więcej miłości, którą widać – wówczas ta komunia będzie dla mnie oskarżeniem, bo przyjmuję miłość, a nie chcę ją dawać. A to nie jest tak, że nie potrafię, bo otrzymuję też Ducha Świętego. Przeciwnie – potrafię, bo mam w sobie moc Ducha Świętego, tylko ja muszę coś z siebie dać. Samo nic się nie dzieje.

Zatem otrzymując Komunię sakramentalną, niejako zobowiązuję się: “Panie Jezu, teraz mnie nie ma, jesteś Ty. Kochasz przeze mnie, dotykasz przeze mnie. Patrzysz moimi oczyma. Dotykasz moimi dłońmi”. I to muszą być dłonie Jezusa, które są pełne miłości, akceptacji. To trudne, ale daje dużo radości i pokoju.

Rozmawialiśmy już o Eucharystii, ale w książce poświęca ojciec dużo miejsca także adoracji Najświętszego Sakramentu. Nawiązując do tych rozważań można zadać pytanie: czy każda forma adoracji jest równie dobra, czy też istnieją takie formy, które w jakiś sposób są w tej modlitwie uprzywilejowane?

Ująłbym to tak: każda forma jest dobra, jeśli wydaje owoc. Po owocach poznamy. Istnieje wiele form adoracji, ale dla mnie bliską jest taka, która nawiązuje do słów świętego psalmisty Dawida z Psalmu 16: „stawiam sobie Pana przed oczy, nie zachwiała się moja dusza”. Dla mnie adoracja jest właśnie takim stawianiem sobie Pana przed oczy, by nie zachwiała się moja dusza. Kiedy się chwieje, tracę sprzed oczu obecność Boga. A po co ją stawiam? Nie tylko po to, żeby się napatrzeć, lecz także by zobaczyć, kim On jest dla mnie. Zobaczyć Jego miłość, Jego wszechmoc, Jego miłosierdzie, Jego dobroć.

Adoracja jest dla mnie takim podziwianiem Pana Boga: “jaki Ty jesteś niezwykły”; “jaki Ty jesteś wspaniały”; “jaki jesteś cudowny”. To daje mi taką pewność, że, jak to kiedyś ktoś powiedział: „wtedy, kiedy tak napatrzysz się na Pana Boga, kiedy zobaczysz jaki On jest, to nie będziesz mu mówił o swoich problemach, tylko swoim problemom powiesz, jakiego masz wspaniałego Boga”. To diametralnie zmienia nasze życie.

Po takiej adoracji wychodzę naprzeciw swoim wrogom, trudnościom życiowym, problemom – i nie lękam się. Poradzę sobie, bo mam wspaniałego Boga, który jest ze mną, jest przed moimi oczyma, jest w moim sercu. Myślę, że po takiej adoracji chciałoby się wszystkich obejmować i kochać, bo mówi się: “takiego mam Boga, tak mnie kocha, tak doświadczam Jego miłości, że przebaczam, uczynię ci dobrze, zrezygnuję z tego czy tamtego” – bo mam Boga i nie potrzebuję niczego więcej. To daje taką wewnętrzną radość. Czasem tak wewnętrznie to czuję, że po adoracji chciałoby się skakać, rzucać się wszystkim na szyję, mówiąc „kocham ciebie”.

Czyli po owocach poznamy.

Tak, bo tego się doświadcza. Niemożliwym jest, żeby tego nie doświadczyć. Natomiast wydaje mi się, że adoracje są nudne wtedy, kiedy chcemy zagadać Pana Boga, mówimy do niego. Skupiamy się wtedy na sobie, na swoich problemach, na swoich trudnych sytuacjach, więc już nie Pan Bóg jest w centrum, tylko ja i moje problemy.

Te problemy stają się wtedy takimi jakby okularami, które zniekształcają obraz Pana Boga. Wydaje mi się wówczas, że problemy są większe od Pana Boga, że Pan Bóg sobie z tym nie radzi, nie ufa nam, lęka się. I po adoracji dalej wracam z tymi problemami.

Natomiast, jeśli rzeczywiście odkryję obecność Pana Boga i zachwycę się nim, to po adoracji wracam do problemów, ale już się nimi nie martwię, bo Pan Bóg jest od tego większy. Mam wewnątrz siebie taką pewność, a ponieważ Jego mam przed oczyma, to dusza się nie lęka, nie martwi, nie użala nad sobą, nie narzeka. Jest pełna optymizmu, pełna wiary.

Zobacz więcej w książce „Dotyk Boga” o. Józefa Witko, Wydawnictwo Esprit, Kraków 2020.


TRUJILLO
Czytaj także:
Jesteśmy jak uczniowie z Emaus. Nadal nie rozpoznajemy Mistrza i cudu Eucharystii

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.