W agonii towarzyszą mu współbracia zakonni. Pytany, czy odczuwa niepokój, odpowiada przecząco. W pewnym momencie, jak zeznawali potem świadkowie, jego twarz się rozpromienia. Widzi ponoć Matkę Bożą.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Miejsce śmierci św. Stanisława Kostki
Kościół św. Andrzeja na rzymskim Kwirynale, nieopodal niegdyś papieskiego, dziś prezydenckiego pałacu. Niewielkie, ale pełne spokojnego piękna, owalne wnętrze. Dzieło Berniniego.
W ołtarzu po lewej stronie, pod mensą, niewielka urna z lapis lazuli, a na niej złota tabliczka „S. STANISLAVS KOSTKA”. Grób świętego Polaka. To tutaj go pochowano, bo właśnie tu umarł. Nie w kościele, oczywiście, ale na piętrze, w niegdysiejszym dormitorium jezuickich nowicjuszy.
Czytaj także:
Św. Stanisław Kostka zdradził prosty, choć wymagający przepis na świętość. Może wypróbujemy?
Teraz jest to kaplica, którą w 1857 roku Cyprian Kamil Norwid opisał poetycko w następujący sposób:
W komnacie, gdzie Stanisław święty zasnął w Bogu,
Na miejscu łoża jego stoi grób z marmuru,
Taki, że widz niechcący wstrzymuje się w progu,
Myśląc, iż święty we śnie zwrócił twarz od muru,
I rannych dzwonów echa w powietrzu dochodzi,
I wstać chce, i po pierwszy raz człowieka zwodzi.
Nad łożem tem i grobem świeci wizerunek
Królowej nieba, która z świętych chórem schodzi
I tron opuszcza, nędzy śpiesząc na ratunek.
Palm wiele, kwiatów wiele aniołowie niosą,
Skrzydłami z ram lub nogą występując bosą.
Gdzie zaś od dołu obraz kończy się, ku stronie,
W którą Stanisław Kostka blade zwracał skronie,
Jeszcze na ram złoceniu róża jedna świeci:
Niby że, po obrazu stoczywszy się płótnie,
Upaść ma, jak ostatni dźwięk, gdy składasz lutnię.
I nie zleciała dotąd na ziemię — i leci…
Wrażenie jest rzeczywiście niezwykłe. W miejscu łóżka, na którym w nocy z 14 na 15 sierpnia 1568 roku umarł Stanisław, stoi dziś realistyczna rzeźba z terakoty przedstawiająca go w agonii. Obraz Matki Bożej wisi także. Poza tym w pokoju-kaplicy znajduje się ołtarz, maleńkie tabernakulum, dwa klęczniki, kilka krzeseł. W przedsionku kaplicy wykuto w kamieniu cytowany powyżej wiersz Norwida. Zaś na przeciwległej ścianie…
Niecodzienna „relikwia”
Na przeciwległej ścianie w niewielkiej złotej ramce wisi dość niezwykła „relikwia”. No dobrze, właściwie to kopia tejże relikwii, którą jezuici skrzętnie przechowują w archiwach. To list. Nazywa się go „listem trzech świętych”.
Napisał go św. Piotr Kanizjusz, jezuita, apostoł Niemiec. To on, mimo niesprzyjających okoliczności (jeden z zakonników polskiego pochodzenia wywołał właśnie bunt w klasztorze) przyjął Stanisława pod dach i na próbę w niemieckiej Dylindze, nieopodal Augsburga.
Tam bowiem 17-letni Stanisław udał się z Wiednia, skąd uciekł spod kurateli brata, by spełnić swoje marzenie o życiu zakonnym. Warto sobie uświadomić, że było to ponad 500 kilometrów marszu. Na piechotę, bez nawigacji i wcześniejszej rezerwacji noclegów, ścigany przez rodzonego brata, w obcym kraju targanym niepokojami po wybuchu reformacji.
Piotr Kanizjusz przyjął Stanisława pod dach, ale do zakonu przyjąć go nie mógł, jako że młodzieniec nie miał zgody i błogosławieństwa rodziców, których reakcji słusznie się obawiano. Przez miesiąc młody Polak wykonywał w klasztorze prace służebne, wymagające pokory i całkowitego posłuszeństwa (był to dla niego rodzaj próby – jak on, szlachcic, zniesie takie upokorzenie).
Po miesiącu, z końcem września, doradzono mu, aby udał się do Rzymu (to kolejne 1000 kilometrów, które pokona w niesprzyjających już także pod względem pogody warunkach głównie na piechotę) i prosił o przyjęcie samego generała zakonu.
Był nim w tym czasie Franciszek Borgia (zwany u nas z polska Borgiaszem – prawnuk słynnego Rodriga Borgii, czyli Aleksandra VI). To właśnie do Franciszka Borgii Piotr Kanizjusz napisał 25 września 1567 roku z Monachium list o Stanisławie Kostce (dziś wszyscy trzej są kanonizowani, stąd nazwa „list trzech świętych).
Czytaj także:
KSM: ruch, w którym działa więcej chłopców niż dziewcząt. Czyżby to sprawka św. Stanisława Kostki?
„Spodziewamy się po nim wielkich rzeczy”
W liście tym Kanizjusz określa Kostkę jako „młodzieńca ze szlacheckiego rodu, prawego i pilnego”. Informuje też o okolicznościach, w jakich przybył do Dylingi z Wiednia oraz powodach, dla których jezuici z Wiednia nie chcieli go przyjąć do nowicjatu – w tym o zdecydowanym oporze rodziny.
Zaznacza, że pragnienie młodego Polaka jest gorące i wydaje się trwałym, zwłaszcza, że osobiście już poświęcił się zakonowi. Wystawia mu również dobre świadectwo z czasu pobytu w Dylindze, pisząc: „okazywał się zawsze wierny posługiwaniu i stały w powołaniu”.
Nakreśla również pobudki, które kierują Stanisławem udającym się do Wiecznego Miasta. Po pierwsze – chce jeszcze bardziej oddalić się od rodziny, która sprzeciwia się jego wyborowi; po drugie – pragnie czynić postępy w życiu duchowym. Św. Piotr Kanizjusz zostawia oczywiście decyzję o ewentualnym przyjęciu Stanisława do nowicjatu samemu ojcu generałowi, wyraźnie jednak sugeruje, że tam jest jego miejsce.
Na koniec pisze zdanie, które wielokrotnie będzie przywoływane w życiorysach świętego Polaka: „Nos de illo praeclara speramus” – „My spodziewamy się po nim wielkich (lub raczej: wspaniałych; dosłownie: przejasnych) rzeczy”.
Spełnione marzenie
Z listem Kanizjusza młody Kostka dociera do Rzymu 28 października 1567 roku. Borgia przyjmuje go do nowicjatu. Stanisław jest przeszczęśliwy – oto spełnia się jego marzenie, dla którego tyle walczył, tyle podjął trudów i tyle pokonał przeciwności.
Niepokoi go jeszcze pełen pogróżek i łajań list od ojca, na który – za radą przełożonych – odpisuje stanowczo, że ojciec powinien się raczej cieszyć niż złościć i dziękować Bogu, że udzielił jego synowi łaski powołania.
W lutym 1568 roku przenosi się do kolegium przy kościele św. Andrzeja, gdzie za pół roku (choć jeszcze nic na to nie wskazuje) zakończy życie. Na Kwirynale składa pierwsze śluby zakonne. Dopiero co w grudniu skończył 17 lat. Swoją postawą, wiarą, gorliwością, pokorą robi wrażenie na całym najbliższym otoczeniu.
Czytaj także:
Św. Staszek Kostka: Nie kalkuluj! Zaryzykuj i odważ się żyć bardziej
Już czas do nieba
10 sierpnia, w święto św. Wawrzyńca męczennika, Stanisław przyjmując Komunię, prosi świętego, by uprosił mu łaskę śmierci w uroczystość Wniebowzięcia Maryi i pisze list do Matki Bożej, który ukrywa na piersi, a który zostanie odnaleziony dopiero po jego śmierci. Błaga Maryję, by dzień swego Wniebowzięcia pozwoliła mu świętować już w niebie.
Ma więc przeczucie, że to już jego czas, by odejść, choć nikt z jego otoczenia niczego nie podejrzewa. Jeszcze tego samego dnia wieczorem Stanisław zaczyna się źle czuć. 13 sierpnia niebezpiecznie wzrosła trawiąca go od trzech dni gorączka. Następnego dnia gorączka tylko wzrasta, pojawiają się mdłości, występują zimne poty i silne dreszcze, z ust płynie krew.
Młody Polak przyjmuje sakramenty, prosi, by położono go na ziemi. Przeprasza wszystkich, ze czcią i radością całuje podany mu różaniec, mówiąc, że „to jest własność Matki Najświętszej”.
W agonii towarzyszą mu współbracia i przełożeni zakonni. Pytany, czy odczuwa niepokój, odpowiada przecząco – ma ufność w miłosierdziu Boga i zdał się całkowicie na Jego wolę. W pewnym momencie, jak zeznawali potem świadkowie, jego twarz się rozpromienia. Widzi ponoć Matkę Bożą, która przyszła po niego z orszakiem świętych dziewic (to właśnie przedstawia obraz wiszący dziś w kaplicy i opisany przez Norwida).
Umiera tuż po północy (inne źródła mówią, że koło 3.00 nad ranem). Jest 15 sierpnia 1568 roku.
„Tylko Bóg wie, co będzie z nim dalej”
Stanisławowi brakowało jeszcze czterech miesięcy do 18. urodzin. „Młody wiekiem, ale dojrzały roztropnością, niewielki wzrostem, ale wielki duchem” jak napisano o nim rok przed śmiercią, niedługo po jego ucieczce z Wiednia, w rocznym sprawozdaniu z działalności tamtejszego kolegium jezuickiego.
Zapis tamten kończy się słowami: „Tylko Bóg wie, co będzie z nim dalej. Ufamy jednakże, że to wszystko stało się nie bez natchnienia Bożego. Był zawsze taki stały w swoim postanowieniu, iż wydaje się nam, że w tym wypadku działał pod wpływem łaski, a nie z jakiegoś chłopięcego kaprysu”.
To co było wówczas przypuszczeniem wiedeńskich jezuitów, niebawem (bo już w 1606 roku) stało się pewnością całego Kościoła, gdy Stanisława beatyfikowano oraz radością ojczyzny młodego Polaka, gdy na ponawiające się prośby polskich monarchów i hierarchów kościelnych dokonano jego kanonizacji w 1726 roku.
Czytaj także:
Specjalne modlitwy za wstawiennictwem św. Stanisława Kostki