Most w San Francisco stał się symbolem, który przyciąga tysiące turystów chcących zrobić sobie zdjęcie na jego tle. Niestety, jest on również jednym z miejsc na świecie, w którym dochodzi do największej liczby samobójstw.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Otwarto go w 1937 r., a główny inżynier odpowiedzialny za budowę mostu powiedział, że „praktycznie nie można z niego popełnić samobójstwa”. Przyszłość pokazała, jak bardzo się mylił. Od tamtej pory z mostu skoczyło już ponad 1600 osób.
Dwieście „kolejnych szans”
Czy w jakikolwiek sposób można temu zapobiec? To pytanie zadawał sobie Kevin Briggs – oficer policji w Kalifornii.
Wiele lat temu jego matka zmarła na raka, a później u niego samego została zdiagnozowana ta choroba. Odszedł z wojska, w którym wcześniej służył i poddał się skomplikowanemu leczeniu. Okazało się skuteczne, a on sam czuł, jakby otrzymał drugie życie. Bardzo chciał znaleźć pracę, w której pomagałby innym ludziom w najtrudniejszych momentach ich życia.
Jego zadaniem stało się patrolowanie mostu. W ciągu wielu lat swojej służby udało mu się uratować już ponad 200 osób, które były o krok od ostatecznego skoku. On sam nie lubi jednak słowa „uratować” i twierdzi, że ostateczna decyzja była zawsze aktem odwagi podjętym przez kogoś innego. „Staram się przede wszystkim słuchać ludzi, zamiast zapełniać ciszę słowami o tym, że wszystko będzie dobrze. Nie sądzę, żeby to było właściwe, ponieważ nie wiemy, czy wszystko będzie dobrze, ale wiemy, że mogą oni przetrwać ten dzień i mieć przynajmniej kolejną szansę” – tłumaczy.
Przede wszystkim słuchać
Kevin Berthia stał już na „półce” po drugiej stronie mostu, kiedy zaalarmowany otrzymanym telefonem Briggs zbliżył się do niego. Córka Kevina urodziła się jako wcześniak, a on musiał zapłacić szpitalowi rachunek opiewający na 250 tysięcy dolarów. Mężczyzna w żaden sposób nie był w stanie spłacić tego długu i czuł, że zawiódł swoją rodzinę. Wydawało mu się, że samobójstwo jest dla niego jedynym rozwiązaniem.
Briggs zaczął z nim rozmawiać o jego córce, o tym, jakim jest dzieckiem, jaka może być jej przyszłość. Przede wszystkim jednak słuchał. Stał tam przez 92 minuty, poświęcając mu całą swą uwagę i dając mu do zrozumienia, że jego życie ma dla niego wielką wartość. Potem poprosił Kevina, aby pomyślał o tym, jak bardzo dziewczynka potrzebuje swojego taty.
Piętnaście lat później razem opowiadali swoją historię na jednym z wydarzeń organizowanych przez Living Well Network – organizację zajmującą się pomocą osobom zmagającym się z problemami zdrowia psychicznego.
Matka Kevina napisała do Briggsa list, w którym dziękuje mu za to, co zrobił. „Jest Pan jednym z powodów, dla których on nadal jest z nami. Wierzę, że Kevin szukał pomocy. Stwierdzono u niego chorobę psychiczną, z której jest właściwie leczony. Zaadoptowałam go w wieku sześciu miesięcy, całkowicie nieświadoma jego genetycznego obciążenia. Dziękujemy Bogu za Ciebie” – przeczytał.
Znaleźć prawdziwe rozwiązanie
„Większość samobójców i tych, którzy je rozważają nie chce skrzywdzić innych ludzi. Chcą tylko zakończyć swój własny ból. Zazwyczaj osiągają to na trzy sposoby – poprzez sen, narkotyki i alkohol lub śmierć. W trakcie pracy przyjąłem setki zgłoszeń do osób chorych psychicznie i innych chcących popełnić samobójstwo na moście. Straciłem dwie osoby. O dwie za dużo” – mówił Kevin Briggs w ramach konferencji TedTalk. Tłumaczy też, że ci bardzo nieliczni, którzy przeżyli skok wspominają, że pożałowali go już w pierwszej sekundzie.
Zdecydowana większość wybiera jednak życie. Ich problemy nie rozwiązują się od razu, ale czasami wystarcza im świadomość, że ktoś inny jest gotów poświęcić swój czas, aby porozmawiać z nimi bez oceniania, że ktoś spojrzał na nich jak na ludzi wartych uwagi.
Czytaj także:
Nigdy nie ma jednego powodu. Fakty i mity o samobójstwach młodzieży
Czytaj także:
Przechodnie uratowali mężczyznę, który próbował skoczyć z mostu