Jedni mają radary tak wrażliwe, że chłoną emocje innych jak gąbka, drudzy z kolei zupełnie nie zdają sobie sprawy, jakie stany sprawiają u swoich bliskich przez to, co sami przeżywają. Mamy na siebie nawzajem nieustający wpływ. Co możemy zrobić, by nie był on destrukcyjny?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jeśli w pokoju pełnym ludzi ktoś zaczyna się złościć i awanturować, inni prawdopodobnie też poczują napięcie. Gdy ktoś opowiada dowcip i zaczyna się śmiać, istnieją duże szanse, że inni także się uśmiechną.
Emocje innych
Ks. Krzysztof Grzywocz, do którego myśli wracam na Aletei podczas tegorocznych wakacji, mówił, że ludzie dostrajają się do siebie nawzajem. Są tacy, których słowa i działania potrafią nas kompletnie rozstroić, i tacy, których sama obecność wpływa na nas kojąco i wspiera jakość naszego życia. I mimo że taki wpływ może mieć i przyroda, i piękno, i kultura, pisał, że „serce nastraja się najgłębiej tylko przy sercu – nie tylko ludzkim sercu”.
Kiedy o tym nie wiemy, emocje innych udzielają się nam bezwiednie i możemy nie mieć pojęcia, skąd bierze się nasze rozdrażnienie, przybicie czy wyczerpanie. Istnieją koncepcje, że np. „słuchanie narzekania niszczy mózg” – a ja myślę, że niekoniecznie słuchanie nam szkodzi, ale sytuacja, gdy nie reflektujemy wtedy nad tym, co nam to robi.
By doświadczyć więcej lekkości w radzeniu sobie z emocjami innych, możemy korzystać z trudnych sytuacji jako miejsca ćwiczeń. Gdy jestem z kimś, kto mnie rozstraja, mogę zacząć od skierowania uwagi na siebie. I obserwacji, co się dzieje u mnie, gdy ktoś podnosi głos albo dużo narzeka czy ma pretensje.
Mogę sobie wyobrazić radio z pokrętłami – i w głowie ściszyć „nadawanie” tej osoby, a „podgłośnić” to, co odzywa się u mnie, zaczynając od ciała. „Czuję spięcie w przeponie”. „Zaciskam szczęki”. „Odczuwam przygnębienie”.
Potrzebujemy w takich chwilach pamiętać, że jesteśmy oddzielnymi osobami, a emocje drugiego człowieka opowiadają coś o nim samym – jego potrzebach, świecie wartości, przekonaniach. Jeśli ktoś mówi: „nic mi się tutaj nie podoba”, to nie znaczy, że wszystko tu jest brzydkie. Może nic nie trafia mu w gust, może boli go ząb, a może chce opowiedzieć o swoim niezadowoleniu z życia, którego historia jest bardzo stara i niewysłuchana.
Zawsze masz wybór
Możemy też zawsze wybierać, czym chcemy się zajmować i na co mamy zasoby – o ile sytuacje dotyczą innych dorosłych ludzi, a nie dzieci, ponieważ one same nie są w stanie sobie poradzić z trudnymi emocjami i potrzebują naszej pomocy. Jeśli jakiś inny dorosły obok nas jest rozzłoszczony albo smutny, możemy sprawdzać, jak ważna to dla nas relacja albo ile mamy przestrzeni i sił, by udzielić mu empatii. Możemy wtedy powiedzieć, że słyszymy jego złość albo smutek. I zapytać, czego potrzebuje i co go może wesprzeć.
Możemy poprosić ludzi wokół nas także o zmianę tematu. „Nie rozmawiajmy, proszę, o polityce, bo zaraz wszyscy jesteśmy zdenerwowani”. „Nie psujmy sobie popołudnia opowieściami o wypadkach na drodze”. Możemy też wyjść z sytuacji, która nas rozstraja – oddalić się fizycznie. Bardzo podoba mi się scena z filmu „Carrie Pilby”, w której bohaterka wychodzi z imprezy sylwestrowej, mówiąc, że wyczerpała już swój limit na bycie w towarzystwie. Mimo że nastrój był zabawowy, ale ona źle się czuła w tłumie i hałasie, wzięła odpowiedzialność za swój własny dobrostan i ochroniła siebie przed przeciążeniem.
Dobrze też sprawdzać, co sami nadajemy do otoczenia. Czy muzyka naszych opowieści, uwag i westchnięć innych nastraja, czy rozstraja? Czy jest nam wszystkim lepiej, czy dużo gorzej? Czy upewniamy się, że drugi człowiek ma przestrzeń na słuchanie naszego trudu? Czy potrafimy sami komunikować, co przeżywamy w taki sposób, by nie osiwiał?
A kiedy spostrzegamy, że powodujemy trudne dla otoczenia napięcie, dobrze jest się nim w sobie zaopiekować. Zbadać, skąd się wzięło i o jakich potrzebach mówi. Ignorowane i niezrozumiane – nie tylko udziela się otoczeniu, ale i narasta. I może zaowocować takim rozstrojeniem w nas i dookoła, że jego skutki potem znacznie trudniej ogarniać, niż gdy żyjemy blisko siebie i w uważności na to, co przeżywamy.
Czytaj także:
Przyjaźń: czuły testament człowieczeństwa ks. Krzysztofa Grzywocza
Czytaj także:
Obraz Boga i poczucie własnej wartości. Jak to widział ks. Krzysztof Grzywocz?