Zdarza się, że poświęcamy wiele czasu i energii na sprawy i zajęcia związane z Panem Bogiem, wiarą i duchowością, a potem w poczuciu religijnego nasycenia zaniedbujemy samą modlitwę.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z modlitwą wiąże się pewne subtelne niebezpieczeństwo. Chodzi o mylenie, a w konsekwencji zastępowanie modlitwy aktywnościami pobożnościowymi. Brzmi to może niezbyt poważnie, ale bywa opłakane w skutkach dla naszego życia duchowego.
Zdarza się bowiem, że poświęcamy wiele czasu tudzież energii na sprawy i zajęcia związane z Panem Bogiem, wiarą i duchowością, a potem w poczuciu religijnego nasycenia zaniedbujemy samą modlitwę. Jest co najmniej kilka sprawdzonych metod, by w ten sposób zmarnować swoje życie duchowe i relację z Panem Bogiem.
Czytaj także:
Uwaga: akcja! „Dyszka po drodze”, czyli wkręcamy się w różaniec
Z czym nie pomylić modlitwy?
Mogą to być pobożne lektury różnego rodzaju. Na przykład książki o modlitwie. Czytasz jedną za drugą, nie potrafisz przejść obojętnie obok katolickiej księgarni, by nie nabyć jakiejś nowej obiecującej pozycji. To, co czytasz porusza cię, budzi dobre pragnienia, ale do modlitwy jakoś ci wciąż nie po drodze.
Jesteś jak ktoś, kto fascynuje się motoryzacją, kodeks ruchu drogowego ma w małym palcu, zna na wyrywki i ze szczegółami historię automobilistyki, godzinami potrafi rozmawiać o znanych kierowcach, ale sam w życiu nie usiadł za kierownicą, albo robi to bardzo rzadko i tylko po to, by podjechać do osiedlowego sklepu.
Wybitny teoretyk modlitwy. Omnibus w zakresie duchowości chrześcijańskiej. Tyle, że sam się nie modli i cała ta wiedza do niczego go nie prowadzi. Mógłby wygłosić tygodniowe rekolekcje o modlitwie i zaocznie obronić doktorat z teologii duchowości, ale z Panem Bogiem się nie widuje.
Pasjonat Pisma Świętego. Półki jego domowej biblioteczki uginają się od przeczytanych z wypiekami na twarzy komentarzy do wszystkich poszczególnych ksiąg. Tylko sama Biblia zarosła mu pajęczyną, bo przez te wnikliwe studia zabrakło mu czasu i zapału, by ją otworzyć i posłuchać co mówi do niego osobiście Bóg Żywy w swoim Żywym Słowie.
„Duchowe obżarstwo”
I żeby było jasne. Nie ma nic złego w podejmowaniu lektury książek religijnych. Mało tego. To jest nawet bardzo potrzebne i pożyteczne. Pod warunkiem, że stanowi inspirację albo uzupełnienie do regularnego życia modlitwy, a nie jego atrakcyjny – bo stymulujący intelektualnie – zastępnik.
Czytaj także:
Krzyżyk lub świeczka? Jeśli jesteś wierzący, modlitwę internetową przeniesiesz na inny poziom
To samo dotyczy „duchowego obżarstwa”, w które niejednokrotnie wpadamy. Ktoś taki jeździ z rekolekcji na rekolekcje, słucha godzinami jednego internetowego kaznodziei za drugim, ale potem jest już tak przepełniony i przemęczony usłyszanymi treściami, że nawet nie zaświta mu pomysł, by spożytkować je w praktyce. Do jej podjęcia zniechęcać go będzie też przykra konstatacja, że te wszystkie piękne rzeczy, o których tyle się nasłuchał, gdy sam próbuje je na co dzień stosować, nie wyglądają już tak atrakcyjnie i nie budzą tak głębokich wzruszeń.
Inną metodą duchowego samoobezwładnienia są niekończące się rozmyślania na tematy religijne czy w jakikolwiek sposób związane z wiarą. I znów nie idzie o to, by nie prowadzić pogłębionej refleksji dotyczącej spraw duchowych.
Ważne tylko, by nasze dywagacje na pobożne tematy nie zastąpiły nam rozmowy z Tym, który jest ich właściwym przedmiotem. Byłby to absurd podobny do sytuacji, w której rzekomo zakochany tak intensywnie myślał o swojej wybrance, że tygodniami nie mógł znaleźć chwili, by do niej choć zadzwonić, nie mówiąc już o spotkaniu.
Bardziej niż myślenia o Bogu potrzeba współmyślenia z Bogiem
Kuszący urok takich rozmyślań polega na tym, że w gruncie rzeczy są one dość niezobowiązujące – zwłaszcza gdy zapuszczamy się w coraz bardziej abstrakcyjne dziedziny. Tymczasem dialog z Bogiem Żywym grozi powołaniem[1], które mogłoby od nas wymagać rezygnacji z komfortu wynikającego z tak bardzo cenionej przez nas stabilizacji.
Tymczasem dużo bardziej niż myślenia o Bogu potrzebujemy współmyślenia z Bogiem. Rozmowy z Nim, wsłuchiwania się w Jego Słowo. Aby to On odsłaniał nam prawdę o nas i o rzeczywistości, w której funkcjonujemy. Aby uczył nas patrzenia wzrokiem wiary – Jego spojrzeniem – na wydarzenia, ludzi, sprawy i nas samych. Aby posyłał nas w drogę nie pozwalając się zatrzymać tu, gdzie nam się akurat podoba i gdzie jest nam wygodnie.
*Fragment książki “Modlitwa, której potrzebujemy”, Wydawnictwo M, 2020
**Tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl
Czytaj także:
Matka Boża Nieustającej Pomocy. Dwie drogi jednej cudownej ikony
[1] W podobnym duchu papież Franciszek opisywał w encyklice Lumen fidei różnicę między Bogiem a bożkami: „W przypadku bożka nie ma niebezpieczeństwa ewentualnego powołania, które wymagałoby wyrzeczenia się własnego poczucia bezpieczeństwa, ponieważ bożki «mają usta, ale nie mówią» (Ps 115, 5). Rozumiemy więc, że bożek jest pretekstem do tego, by postawić samych siebie w centrum rzeczywistości, adorując dzieło własnych rąk”; Franciszek, Encyklika Lumen fidei, punkt 13.