Jesteś na polu walki. Nad tobą świszczą strzały. Przed tobą rozlega się okrzyk przeciwników, wymieszany ze szczękiem ich broni. Żeby walczyć i zwyciężać, „odcinasz” ból i trwogę. Ta strategia jest skuteczna do czasu… gdy trzeba będzie zdjąć zbroję.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Nic się nie zmieniło
Kiedyś ścigało nas wrogie wojsko. Dziś gonią nas deadline’y. Kiedyś zamartwiano się o wzrost plonów. Dziś z trwogą patrzy się na słupki sprzedaży. Zmęczenie od młócenia cepem i mieczem zamieniło się w zmęczenie od pracy biurowej i utarczek ze współpracownikami.
W sytuacji zagrożenia. Kiedy żeby przeżyć, trzeba dać z siebie wszystko. Gdy działasz w trybie uciekaj lub walcz. Emocje same się odcinają. Organizm wykonuje wielki wysiłek, żebyś nie czuł bólu, zmęczenia i strachu. Ale wtedy nie czujesz też szczęścia, miłości i satysfakcji. Liczy się tylko cel… przez krótki czas.
Nie na długi dystans
Na adrenalinie można „jechać” tylko przez jakiś czas. To jest dobre paliwo na krótki odcinek. Wykorzystane na długi dystans sieje w organizmie spustoszenie. Ale oprócz kosztów fizycznych, poważne są też te emocjonalne.
Niską jakość ma życie w ciągłym trybie awaryjnym. Na bitwę zakładasz zbroję odcinającą uczucia (te, których nie chcesz i te, które chcesz), ale życiowe bitwy trwają bez końca. Więc w zbroi walczysz, jesz i śpisz. Choćbyś w tej walce zarabiał miliony, cóż to ma wspólnego z dobrym życiem?
Przeważnie to jest wybór
Wielu z nas zwyczajnie wybiera życie w trybie awaryjnym. Po czym je poznać? Wystarczy spytać się o kilka rzeczy: jakie masz potrzeby, co lubisz robić, co sprawiło ci dzisiaj radość, jakie masz hobby? Wielu mężczyzn na te pytania nie potrafi odpowiedzieć. Nie wiedzą, co sprawia im radość, bo w nastawieniu na cel odkleili się od samych siebie.
Jasne, że sytuacje są różne. Jasne, że czasem przez jakiś czas taki tryb może być konieczny. Ostatecznie jednak to od nas zależy, czy nawet w trudnych chwilach chcemy znajdować coś, co nas cieszy. Ale żeby to zrobić, trzeba by było zdjąć zbroję i zacząć odczuwać to, co piękne i to, co straszne. Dlatego wielu woli zbroi nie zdejmować.
Na tym polega życie
Czasem się smucimy, czasem się śmiejemy. Przeżywanie różnych stanów to część życia i jego piękna. Uczyliśmy się tego przeżywania w dzieciństwie, jeśli pozwolono nam mierzyć się z trudnymi i przyjemnymi doświadczeniami. Chłopcy nie płaczą. O, leci balonik. Co się tak śmiejesz. Ganienie za przeżywanie emocji lub odwracanie od nich uwagi raczej nie uczyło nas radzenia sobie z nimi.
Odcinanie dzieci od emocji kształtuje dorosłych, którym może być łatwiej przetrwać w kryzysowych sytuacjach, ale trudniej żyć z satysfakcją, gdy trudności miną. Przystosowani do sytuacji trudnych, bez kompetencji do życia w większej świadomości siebie – wolimy nie zdejmować zbroi. A szkoda.
Czasy są sprzyjające
W erze z najmniejszą liczbą wojen w dziejach świata zbroje nie są tak potrzebne, jak by się to mogło wydawać. Dziś bardziej niż odporność na rany liczy się unikalny potencjał, którego bez emocji nie sposób odkryć i rozwinąć. To przecież nasze emocje wołają do nas o naszych potrzebach.
Świadome ich przeżywanie – bez tłumienia tych trudnych i bez bagatelizowania tych przyjemnych – to przepis na większą samoświadomość i satysfakcję z życia. Zarówno w relacjach zawodowych, jak i rodzinnych.
Po kawałku
Zbroję płytową zdejmuje się etapami. Zacznij odpinać płytę po płycie i próbuj łapać kontakt z własnymi emocjami. Naucz się nazywać, co czujesz (np. raczej złość czy strach) i rozpoznawać, co się za tym kryje (np. raczej potrzeba odpoczynku czy poczucia bezpieczeństwa).
Żyjemy w czasach, w których możemy liczyć na długie życie. Świadomość siebie i „współpraca” z własnymi emocjami w długim biegu bardzo się przydają. A ciężary warto odrzucić. Dlatego zdejmij zbroję – już nie będzie ci potrzebna.
Czytaj także:
Najlepszy sposób, by twoi bliscy zrobili dokładnie to, co chcesz!
Czytaj także:
9 kroków – droga ku pełni Miłości. Kochania można się nauczyć