Bardzo mnie porusza ten trud mężczyzn, by budować relację z dziećmi. Czasami myślę, że chciałabym ich wesprzeć w uproszczeniu tej łamigłówki, by nie stała się dla nich kolejną drabiną wymagań, oczekiwań i poprzeczek zawieszonych tak wysoko, że pewnego dnia, może gdzieś po czterdziestce, zaczynają się zastanawiać, czy w ich życiu jest jeszcze miejsce dla nich samych.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Wstrząsającą sceną w filmie „Narodziny gwiazdy” jest rozmowa głównego bohatera z opiekunem grupy w ośrodku odwykowym. Jackson, zniszczony nałogami muzyk, opowiada, jak próbował się jako chłopak powiesić na pasku ojca, nie będąc w stanie unieść codzienności z jego alkoholizmem. Z sufitu oderwał się wentylator, udaremniając zamiar. „On nawet tego nie zauważył – wspomina z uśmiechem, który ma zakryć ból. – Wentylator leżał na podłodze przez pół roku”. Gdy opiekun pyta go, ile miał lat, pada dramatyczna odpowiedź: „Niecałe trzynaście”.
Tata, który jest obecny
Wielu ojców pragnących być obecnymi w życiu swoich dzieci poszukuje odpowiedzi na pytanie, jacy powinni być. Co robić, by mieć autorytet, by mieć z dzieckiem więź, by pokazać „wzorzec męskości”, być słuchanymi i podziwianymi. Często te poszukiwania wynikają z własnych trudnych doświadczeń – nieobecności ojca, braku relacji z nim albo więzi tak trudnej, że bardziej przypomina ciężar niż miejsce wzrastania i rozwoju.
Bardzo mnie porusza ten trud mężczyzn, by budować relację z dziećmi. Czasami myślę, że chciałabym ich wesprzeć w uproszczeniu tej łamigłówki, by nie stała się dla nich kolejną drabiną wymagań, oczekiwań i poprzeczek zawieszonych tak wysoko, że pewnego dnia, może gdzieś po czterdziestce, zaczynają się zastanawiać, czy w ich życiu jest jeszcze miejsce dla nich samych. Bo istnieją już tylko w swoich rolach: męża, taty, pracownika i jeszcze kogoś zaangażowanego w różne działania społeczne. I tylko nie wiadomo, gdzie jest ten Wojtek, Marcin, Michał. Czy szukać go w starych płytach z muzyką z lat młodości, w garażu, w powieściach o Winnetou i składnicy harcerskiej – czy i tam można go spotkać tylko przelotnie i na chwilę.
Chciałabym napisać dzisiejszym ojcom, że mogą zaangażować w relację z dziećmi po prostu siebie samych, z tym, kim są. Że dzieci nie potrzebują ich „w roli”, ale jako żywych, czujących i obecnych ludzi. Nie potrzebują w domu pomników efektywności, zaradności i nienaruszalnego autorytetu, ale kogoś, kto ich kocha i chroni. I wystarczy, jeśli zaczną wsłuchiwać się w to, czego ich dzieci od nich potrzebują. Bardzo w tym pomaga przypomnienie sobie, jak to było, gdy sami byli jeszcze dziećmi.
Chłopiec ukryty w mężczyźnie
Warto wrócić w Dniu Ojca do małego Wojtka, Marcina i Michała, gdy miał 3, 6 czy 15 lat. Przypomnieć sobie, co ten mały chłopiec czuł, gdy tata wracał z pracy. Jakie ten mały chłopiec, ukryty w dorosłym mężczyźnie, ma wspomnienia i czy takie ma w ogóle – wspólnego czytania bajki, zabawy i szybowania w ramionach taty „wysoko, aż do nieba”. Przegadanych godzin. Wspólnych wypraw. Wsparcia taty, gdy było trudno. Jego słów, że jest dumny i że kibicuje swojemu synowi, i co by nie było, będzie z nim, nawet gdy cały świat się od niego odwróci. Czy też może zamiast tych wspomnień jest bolesna pustka. Powtarzanie sobie, że tata miał wymagającą pracę i ważniejsze sprawy na głowie niż syn. Albo krzyczał na wszystkich i upokarzał, ale dlatego, że lubił porządek. Może bił, ale tylko by jego dzieci wyrosły na ludzi.
Potrzeba stanąć przy małym Wojtku, Marcinie i Michale, i posłuchać ich marzeń, bólu i złości. Usłyszeć, za czym tęsknili. A potem spojrzeć na swoje dzieci i sprawdzić, czy nie mają podobnych pragnień. I może z tych wszystkich skomplikowanych pomysłów, „jakim trzeba być, coś się ułatwi”. Już nie trzeba będzie oczekiwać szacunku, by zbudować własny pomnik, ale wystarczy być kimś, kto potrafi kucnąć i wrażliwie wysłuchać. Być ciekawym perspektywy dziecka. Towarzyszyć mu w rozwoju raz bardziej z przodu, przecierając szlaki, raz stając za nim i dając mu samemu stawiać pierwsze kroki, a innym razem – obok, jak przyjaciel, który wspiera i pomaga.
Tata nie jest kimś, kto musi znać wszystkie odpowiedzi i wszystko umieć. Wystarczy, by umiał powiedzieć „nie wiem” i „przepraszam”. Wystarczy, by widział swoje dziecko. By dostrzegał, z czym ono się zmaga i był ciekawy tego, co czuje i myśli. I by to było ważniejsze niż to, co widać na zewnątrz – „zachowanie”, „stopnie”, „porządek w pokoju”. Bo gdy te drugorzędne rzeczy stają się dowodem ojcowskiego „sukcesu” – dziecko skazane jest na dramatyczną samotność.
Czytaj także:
Jak być tatą, od którego wszystko zależy?
Czytaj także:
9 prezentów na Dzień Ojca od dorosłego dziecka. Nie, to nie będą gadżety